Gotham: sezon 3, odcinek 15 – recenzja
Gotham wraca w niezłym stylu, pokazując nam genezę jednego z największych przeciwników Batmana – Człowieka Zagadki. Problem w tym, że miejscami historia przedstawiona przez twórców zgrzyta. To jednak wina braku Batmana, przez co miejscami fabułę trzeba trochę ponaciągać.
Gotham wraca w niezłym stylu, pokazując nam genezę jednego z największych przeciwników Batmana – Człowieka Zagadki. Problem w tym, że miejscami historia przedstawiona przez twórców zgrzyta. To jednak wina braku Batmana, przez co miejscami fabułę trzeba trochę ponaciągać.
Grany przez Cory Michael'a Smitha Edward Nygma w trzecim sezonie Gotham wyrósł na najciekawszą postać serialu. Zdecydowanie przyćmił Robina Lord Taylora, czyli Pingwina, dla którego głównie oglądało się pierwszy sezon serialu, by w kolejnych jego postać popadała w sztampę, stając się zwyczajnie nudną. Postać Nygmy od samego początku odznaczała się ogromną inteligencją, przez którą przebijały się kolejne pierwiastki socjopaty. Twórcy jednak długo kazali czekać na moment, w którym zmieni się on z doradcy burmistrza Gotham w jednego z największych złoczyńców świata wykreowanego przez DC. Tym przełomowym momentem było zabicie przez Nygmę Pingwina, który w sporym stopniu napędzał go do działania nadając mu cel i pokazując, jak powinien postępować. Pingwin, jak się zresztą okazało, był niejako duchowym przewodnikiem (a w najnowszym odcinku How The Riddler Got His Name już całkiem dosłownie) Nygmy po przestępczym świecie. Wskazywał mu ścieżki, inspirował pokazując, jak wyciągnąć z siebie tą najciemniejszą stronę, której Edward pragnął. Po jego zabójstwie powstała pustka, którą należało wypełnić. Stąd rozpoczęło się mordercze poszukiwanie kogoś, kto choć trochę dorównuje samą inteligencją Nygmie, by móc z niego stworzyć przewodnika po najciemniejszej stronie jego charakteru. I tu niestety zaliczamy pewien zgrzyt, który trochę rzutuje na dalsze wydarzenia.
Nygma w poszukiwaniu swojego przeciwnika, który będzie go napędzał w działaniach, od razu swoje oczy kieruje ku Jimowi Gordonowi, który w Gotham urósł do prawdziwego postrachu złoczyńców i co boli najbardziej, jest taką biedniejszą wersją przyszłej legendy Batmana. W Gotham kwestia braku Człowieka Nietoperza w ostatnim czasie przestała tak mocno gryźć. Scenarzyści świetnie nadrabiali jego brak innymi, ciekawymi historiami, jednak w takich przypadkach, jak ten jego nieobecność (a właściwie obecność jego „nienarodzonej” wersji) odciska swoje piętno. Z braku laku swoistym Batmanem jest właśnie Gordon, co w tego rodzaju sytuacjach niestety może przeszkadzać zwłaszcza fanom komiksu. Ostatecznie do odnalezienia własnej tożsamości Nygmie pomaga ktoś inny – Lucius Fox, w którym Edward odnajduje namiastkę przeciwnika, jakiego chciałby mieć. Przez kilkadziesiąt minut tworzy się niedoskonała, by nie powiedzieć toksyczna relacja pomiędzy nimi. Oczywiście toksyczna jednostronnie, bo to Nygma bierze z niej wszystko to, co dla niego najlepsze, ostatecznie zapędzając w kąt Luciusa. To jednak ostatecznie przyczynia się do powstania Człowieka Zagadki, wroga który niejednokrotnie w przyszłości utrudni życie Batmana.
Samej genezie powstania Człowieka Zagadki nadano w tym wszystkim odpowiednią oprawę. Nygma z każdym odcinkiem popadał w coraz większe szaleństwo, stając się bardzo nieobliczalnym człowiekiem, co uwiarygadniało jego przemianę. Gdyby scenarzyści rozegrali to na przestrzeni zaledwie dwóch-trzech odcinków, wyszłoby to po prostu słabo, stąd też cieszy to, że ta postać jest w tym serialu już od długiego czasu.
Wątkiem pobocznym, choć równie ważnym, jeśli nie najważniejszym, była działalność Trybunału Sów, który zaplanował sobie dwie rzeczy – przeciągnięcie Gordona na swoją stronę, a przede wszystkim podmienienie Bruce'a Wayne'a na jego sobowtóra. Wątek z Jimem był najmniej eksponowany, przez co pierwszy raz od dłuższego czasu jego postać nie drażniła. Ograniczanie go do absolutnego minimum jest niewątpliwie atutem, który zapewne będzie rzadkością.
Ciekawie może być w przypadku zamiany młodego Wayne'a i konsekwencji, jakie to może wywołać. Teoretycznie nie wiemy tak do końca, dlaczego Trybunał wykonał taki ruch (choć w domyśle można uznać, że sobowtór pomoże im w przejęciu kontroli nad Wayne Enterprises). Niejednokrotnie udowadniali, że jednak każdy ich ruch jest dokładnie przemyślany. Interesująca będzie natomiast inna kwestia, przy której prawdopodobnie będą kolejne zgrzyty. Chodzi o relację Alfreda z sobowtórem Bruce'a. Jak wiemy, Alfred praktycznie wychował młodego Bruce'a, a po śmierci jego rodziców, stał się dla niego ojcem. Co więcej, Bruce jest dla niego niemal jak syn. Obaj są od siebie bardzo zależni, a zaufanie w tej relacji jest ogromne. No i mówiąc kolokwialnie – znają się jak łyse konie. Stąd też zastanawia jak długo Alfredowi zajmie dojście do tego, że ma do czynienia z podróbką tym bardziej, że Trybunał Sów nie był w stanie tak dobrze przygotować sobowtóra, aby odegrał swoją rolę doskonale. Niemniej ten wątek może być albo ciekawy, albo nad wyraz irytujący. No i pytanie gdzie trafił oryginalny Bruce? Chce się powiedzieć po widoku z jego okna, że do Nanda Parbat, czyli siedziby Ligi Zabójców (co zresztą jest obecnie jedną z fanowskich teorii), o tym jednak przekonamy się w najbliższych odcinkach.
Powrót Gotham do ramówki, mimo pewnych zgrzytów, był całkiem udany. Zachowanie ciągłości fabularnej, rozwój niektórych postaci (w tym samego Bruce'a Wayne'a) pokazuje, że twórcy serialu cały czas pracują nad tym, aby opowiadana przez nich historia była ciekawa i wciągająca. I tak rzeczywiście jest, co tylko cieszy zwłaszcza, że serial na początku był prawdziwą poczwarką, a to, w co się przepoczwarzył, tylko cieszy.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat