Gotham: sezon 3, odcinek 21 i 22 (finał sezonu) – recenzja
Mroczny Rycerz powstał, a właściwie nieopierzony jeszcze rycerzyk, który musi przejść jeszcze długą drogę do tego, aby zostać Batmanem. Choćby tylko dlatego finał Gotham był bardzo satysfakcjonujący, a przecież działo się naprawdę mnóstwo rzeczy, które ukształtują przyszłe sezony tego serialu.
Mroczny Rycerz powstał, a właściwie nieopierzony jeszcze rycerzyk, który musi przejść jeszcze długą drogę do tego, aby zostać Batmanem. Choćby tylko dlatego finał Gotham był bardzo satysfakcjonujący, a przecież działo się naprawdę mnóstwo rzeczy, które ukształtują przyszłe sezony tego serialu.
Finałowe odcinki Gotham były podporządkowane przede wszystkim jednemu – przemianie Bruce'a Wayne'a, która miała zapoczątkować jego drogę, by zostać w przyszłości Batmanem. Teraz już wiemy, że Bruce faktycznie mógł wylądować w Nanda Parbat, czyli siedzibie Ligi Zabójców. Wiemy również, że był to zaledwie wstęp do tego, co go czeka w przyszłości. Z każdym z ostatnich finałowych odcinków, ta historia zresztą nabierała sensu. Odebranie przez Mnicha bólu i uczynienie z Bruce'a osoby nieposiadającej uczuć było zaledwie procesem w tym wszystkim. Próba wysadzenia bomby z wirusem Tetcha również. Przy tym wszystkim dostaliśmy jedne z najbardziej emocjonujących scen pomiędzy młodym Wayne'm a Alfredem. Wyjątkowo położono nacisk na bardzo emocjonalną stronę tej relacji, przy czym nie zrobiono tego tendencyjne. Te rozmowy (zwłaszcza na posterunku Gotham), naprawdę wciągały pokazując jak wiele łączy Alfreda z samym Brucem i jak ważne jest dla niego, aby pomagać mu zaleźć swoją ścieżkę. Przy wątku rodzącego się mściciela ważną rolę odegra również Ras Al Ghul, więc spotkanie z nim było nieuniknione. Moment, w którym Bruce decyduje się zresztą na przebicie mieczem Alfreda po rozmowie z Rasem, był przełomowy nie tylko dla niego, ale również dla samego serialu, o czym świadczy ostatnia scena, kiedy młody Wayne po raz pierwszy przywdziewa maskę i pelerynę. W pewnym sensie historia zatoczyła tutaj koło. Kilka lat wstecz to on wraz z rodzicami został napadnięty w mrocznej alejce, tym razem przed takim losem uchronił inną rodzinę. Symbolika tej sceny była nad wyraz widoczna.
Gotham to jednak nie tylko Bruce Wayne, ale (przede wszystkim?) Jim Gordon. Twórcy w jego przypadku poszli na całość. Poprzez relację z Lee zmusili go do wstrzyknięcia sobie wirusa, co zresztą uratowało go przed śmiercią poprzez zakopanie żywcem. Wirus, tak jak w przypadku Barnesa oraz Lee, wyzwolił w nim sporo najgorszych cech. To dodało tylko smaczku jego postaci. Zobaczyliśmy w końcu Jima kierującego się zasadą celu uświęcającego środki. Naturalnie w niektórych przypadkach, jak przy zabiciu Fish, zadziałał przypadek, ale już to, co zrobił z Tetchem było bardzo zaskakujące, tak samo jak pobicie Harvey'a. Finał jednak był dość oczywisty, uczciwość i prawy charakter Jima ostatecznie musiał zwyciężyć, niemniej dzięki tym scenom udało się trochę odświeżyć jedną z nudniejszych postaci tego serialu i rozpocząć niejako nowe rozdanie w prowadzeniu tej postaci. Sentymentalny koniec jego relacji z Lee, w którym zostawia mu pożegnalny list opisujący tak Jima, jak i samo miasto, było niejako namaszczeniem losów co najmniej kilku bohaterów tego serialu.
Bo przecież jej słowa odnosiły się tak do Gordona, jak i Bruce'a, Pingwina, młodej Seliny, Człowieka Zagadki czy Tabithy, którzy są przeżarci tym miastem, ale to ono ich ukształtowało i zdeterminowało ich losy. Stąd finalnie dostaliśmy kilka starć, które dla każdej z tych postaci wytyczyły nowe ścieżki. Tabitha zabijająca Barbarę Keane zakończyła pewną erę w świecie Gotham. Starcie Pingwina z Nygmą pokazało natomiast, jak długą ścieżkę musiał przejść ten pierwszy, by w końcu choć trochę nawiązać do swojego komiksowego pierwowzoru. Bo przecież wszyscy widzieliśmy, jak Pingwin był w swoich działaniach fajtłapowaty i niechlujny, jak popełniał proste błędy, przez które trafiał dosłownie do rynsztoku. Jego finałowe starcie z Nygmą, które udowodniło, że mamy już do czynienia z o wiele bardziej dojrzalszym Oswaldem, było majstersztykiem. Tu historia zatoczyła po raz trzeci koło, z jedną tylko różnicą, to nie Pingwin wylądował po drugiej stronie lufy pistoletu. Ostatecznie. W tej scenie zobaczyliśmy Pingwina, jakiego znamy z komiksu – zimnego, przebiegłego i inteligentnego. I takiego Pingwina powinniśmy dostać w kolejnym sezonie.
Finałowe sceny kończącego się sezonu były zresztą swoistym resetem oraz ponownymi narodzinami poszczególnych postaci. Tak można powiedzieć o Selinie, która już kilka epizodów wstecz rozpoczęła swoją drogę, by zostać Kobietą Kotem, jak również o Butchu Gilzeanie, który już niedługo powinien zostać jedną z ważniejszych postaci przestępczego półświatka Gotham.
W finale dostaliśmy też mnóstwo komiksowych smaczków, jak choćby pomysł otworzenia przez Pingwina nocnego klubu Iceberg Lounge, czy prawdziwe imię Butcha – Cyrus Gold. To tylko pokazuje, że choć Gotham jest w pewnym sensie alternatywną historią genezy Batmana, to nikt z twórców nie zapomina o komiksach, czerpiąc z nich garściami. A to tylko uatrakcyjnia całą historię.
Serial Gotham przeszedł naprawdę długą drogę do momentu, w którym właśnie się znalazł. I choć była bardzo wyboista, to z czasem otrzymaliśmy naprawdę dobry serial z ciekawymi wątkami. Trzeci sezon był praktycznie falą wznoszącą a finał przysłowiową wisienką na torcie. Co więcej, daje on teraz sporo nowych możliwości twórcom na rozwinięcie całego świata przedstawionego i tego właśnie należy oczekiwać po kolejnym sezonie zwłaszcza, że potencjał tkwiący w tym serialu jest po prostu ogromny.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1952, kończy 72 lat