Gra o tron – 02×06
W grze o tron zawsze ważniejsze były słowa, intrygi i spiski niż epickie bitwy prowadzone z wielkim rozmachem. To inteligencja, bystrość i doświadczenie gracza decyduje o jego sile, a nie przewaga liczebna. Kolejny odcinek Gry o Tron tylko to potwierdza.
W grze o tron zawsze ważniejsze były słowa, intrygi i spiski niż epickie bitwy prowadzone z wielkim rozmachem. To inteligencja, bystrość i doświadczenie gracza decyduje o jego sile, a nie przewaga liczebna. Kolejny odcinek Gry o Tron tylko to potwierdza.
"The Old Gods And The New" zaczyna się od brawurowego, a zarazem bezmyślnego zdobycia Winterfell przez Theona. Jest to typowy przykład złego ruchu wykonanego przez słabego gracza. Lecz i tacy są elementem gry. Zdobycie niebronionego zamku nie jest wyczynem, choćby była to sama Królewska Przystań. Sztuką jest go utrzymać. Jednakże przy tej liczebności oddziału księcia Greyjoya jest to zadanie praktycznie niewykonalne. Potwierdza to tylko późniejsza rozmowa w obozie Robba. Zapewne ta samowolka marnotrawnego syna zostanie szybko ukrócona i ukarana, z czego król Balon raczej nie będzie zachwycony. Co do samej postaci, jest w miarę dobrze odgrywana przez Alfiego Allena. Emocje, jakie nim targają są wyraziste i świetnie charakteryzują bohatera, który utracony honor ceni wyżej niż rozwagę. Mimo wszystko jest to zaledwie pionek, który nie budzi sympatii u widza, bo i jakże by mógł? Nikt nie lubi sprzedawczyków, którzy raz służą jednym, a po chwili zmieniają stronę, jeśli tylko wyda się to im w miarę opłacalne.
Zgoła odmiennie prezentuje się wątek Jona Snowa. Zachwyca świeżością i pozwala nieco odetchnąć od tego, co dzieje się na południu. Szerokie ujęcia kamer, zupełnie inny klimat – to jest to, czego brakowało w pierwszym sezonie. Chociaż o ile krajobrazy mnie osobiście średnio się podobały, gdyż zupełnie inaczej sobie wyobrażałem północ, to jest to tylko osobista opinia i każdy może mieć inne odczucia. Bardziej oczekiwałem scenerii lasu z pilota niż jałowych przestrzeni, ale może i na to przyjdzie jeszcze czas. Sama wyprawa grupki wron wypada świetnie, a to za sprawą pojawienia się Ygritte, która od pierwszych minut robi piorunujące wrażenie, i to nie tylko urodą. Zachowanie zupełnie inne niż u południowych klękaczy jest miłą odmianą. Pewność siebie, jaką prezentuje oraz jej zagrywki budzą podziw. W porównaniu do Theona dobrze skalkulowała ryzyko i póki co, wychodzi jej to na dobre. Ponadto wydaje się, że nowa dzika sporo namiesza w życiu bękarta z Winterfell, gdyż już teraz widać u niego zmieszanie i niepewność, a to gwarantuje emocje w przyszłych odcinkach. Jeśli dotąd jej nie zabił, to wątpię, żeby mógł to zrobić później. Niewątpliwie tworzą świetny duet, który bazuje na zupełnie różnych osobowościach – i na tym polega świetność zestawienia tych postaci. Jedno tylko zastanawia: czy wrony odnajdą zagubionego Snowa?
[image-browser playlist="602693" suggest=""]
©HBO 2012. All Rights Reserved
W Harrenhal akcja również nie zwalnia. Dalej czaruje nas lord Tywin Lannister, który swoją obecnością wzbudza u poddanych szacunek i przyćmiewa pozostałych obecnych na ekranie bohaterów. Jedynym, który zdaje mu się nie ustępować pola jest, nieoczekiwanie zjawiający się, Petyr Bealish. Dzięki spotkaniu tych dwóch postaci mamy przyjemność oglądać interesujący dialog, pełen podtekstów i błyskotliwych myśli. I tak jak wcześniej wspomniałem, prowadzi to do konkretnych działań, które będą raczej dużo skuteczniejsze niż starcie armii na otwartym polu. W końcu w grze o tron liczy się także przebiegłość i błyskotliwość. A u Lannisterów wydaje się to cechą dziedziczną.
Także i w otoczeniu seniora rodu jest nie mniej ciekawie, choć już nie tak porywająco jak tydzień temu. Arya zleca kolejne zabójstwo i chyba nikt nie miał wątpliwości, czy Jaquen wywiąże się z powierzonego mu zadania. Jedynym zaskoczeniem mógł być czas, w jakim musiał je wykonać. Swoją drogą córka Eddarda ma skłonność do ściągania na siebie wszelkiej maści kłopotów i bycia w centrum uwagi. Część zawdzięcza swojemu niewyparzonemu językowi, a część pochodzeniu. Szczególnie to drugie twórcy bardzo umiejętnie zasugerowali podczas rozmowy dwóch wcześniej wymienionych postaci. Nie dało się nie odnieść wrażenia, że Arya celowo odwraca głowę oraz, że Petyr wie kim ona jest. Zaiste zabieg wykonany w świetnym stylu.
[image-browser playlist="602694" suggest=""]
©HBO 2012. All Rights Reserved
Najsłabiej natomiast wypada wątek Daenerys. Nie ratuje go nawet ciekawy cliffhanger kończący odcinek. Mimo że Emilia Clarke świetnie odgrywa swoją postać, to szokuje zachowanie bohaterki, która jest w błędnym przekonaniu, że jej się cokolwiek należy z tytułu urodzenia. Próba kupienia statków obietnicami jest zaprawdę śmieszna. Może od razu wszyscy mają uklęknąć i jej usługiwać. Ta postać jeszcze wiele musi się nauczyć, jeśli chce się liczyć w walce o Żelazny Tron Westeros. Boli również oszczędność w ukazywaniu przepychu i bogactw miasta Qarth. Twórcy mogliby się pokusić o ciekawszą, bardziej finezyjną scenografię. W tym aspekcie liczę na znaczącą poprawę w kolejnych odcinkach.
Na koniec dwa słowa o ulubieńcu publiczności, który znowu zachwycał. Tyrion, mimo że nie miał tym razem wielu scen, nadal pokazuje to, co najlepsze. Podejmuje świetne decyzje i błyskawicznie odnajduje się w sytuacji, która z każdą kolejną chwilą ulega zmianie. Praktycznie tylko jeden moment dziwi, kiedy to podczas ucieczki przed jatką na ulicach Królewskiej Przystani zdaje się płakać. Jest to do niego bardzo niepodobne. Jednak ta chwila słabości szybko przemija i powraca dobrze nam znany, pewny siebie namiestnik, który w pięknym stylu wymierza bezmyślnemu królowi policzek. Choć to akurat już nikogo nie dziwi. Każdy musi znać swe miejsce w szeregu, a wuj, wbrew pozorom, jest dużo ważniejszy od siostrzeńca.
[image-browser playlist="602695" suggest=""]
©HBO 2012. All Rights Reserved
Nie wypada również nie pochwalić realistycznie przedstawionych zamieszek, które idealnie obrazują stan społeczeństwa w sytuacji obecnie panującej w Królestwie. Nie dziwią urwane ręce, gwałcone kobiety czy szaleńcza walka o przetrwanie. Któż bowiem w chwilach niepokoju nie widzi szansy dla siebie. W końcu jak powiedział lord Tywin: „klęska rodzi nowe możliwości, to nic nowego”. Co jednak ciekawsze, te zamieszki wypadły dużo lepiej niż wszystkie bitwy dotąd razem wzięte. Wypada mieć nadzieję, że twórcy nie obniżą poziomu, gdy przyjdzie pora na prawdziwą walkę.
"The Old Gods And The New" nie zachwycił, ani nie zawiódł. Utrzymał poziom, do którego przyzwyczaiła nas Gra o Tron. Miał lepsze i słabsze momenty, chociaż tych drugich było bardzo mało. Umiejętnie rozwinął fabułę i nakreślił nowe interesujące wątki. Czy można chcieć czegoś więcej?
Ocena: 8/10
Źródło: fot. ©HBO 2012. All Rights Reserved
Poznaj recenzenta
Łukasz AncyperowiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat