Gra o tron: Ród smoka to spin-off dzieła, które stało się prawdziwym fenomenem w popkulturze. Przy projektach bazujących na znanej marce zawsze istnieje obawa, że producenci będą chcieli odcinać kupony od uwielbianego pierwowzoru. Na szczęście premierowy odcinek Rodu smoka pokazuje, że tak się nie stanie, bo serial ma swoją własną tożsamość. Oczywiście widzimy w nim miejsca, które fani Gry o tron dobrze znają. Dostajemy również pewne nawiązania do oryginału – choćby w scenie, w której Król Viserys przekazuje Rhaenyrze informację o zagrożeniu i wielkiej zimie. Mimo wszystko easter eggi nie mają na celu jechania na sentymencie, ale są dobrze wytłumaczone w fabule, a nawet napędzają narrację. Po prostu są naturalnie połączone z historią Targaryenów. Za to ogromny plus, bo na pewno nie było to łatwym zadaniem. Pierwszy odcinek uświadomił mi również, że nie będzie trzeba się martwić o epickość produkcji. Wszystko zostało w nim dopracowane w najdrobniejszych szczegółach – od kostiumów po CGI, które jest na naprawdę dobrym poziomie. Nie otrzymujemy za wiele momentów, które byłyby bardzo widowiskowe, jednak to nie przeszkadza, aby cała otoczka serii zadziałała na jej korzyść. Wystarczy bowiem zwykła sekwencja turnieju rycerskiego czy podniosła scena pogrzebu królowej Aemmy, by stwierdzić, że twórcy potrafią zbudować odpowiedni klimat, nawet w bardziej kameralnych ujęciach. Pilot serialu udowadnia, że osoby odpowiedzialne za projekt doskonale znają ten świat i świetnie się w nim odnajdują. Nawet scenę rozmowy króla z jego radą potrafią przedstawić jak wielkie wydarzenie.
HBO
+14 więcej
Premierowy odcinek zrobił to, co było jego zadaniem. Sprawił, że zastanawiam się, co będzie dalej i chętnie sięgnę po kolejne epizody. Przede wszystkim jednak zbudował podwaliny pod interesującą historię, czyli prawdziwą wojnę domową w rodzie Targaryenów. Scenarzyści sprawnie wprowadzili poszczególne postacie i rozstawili je niczym pionki na szachownicy. Epizod miał bardzo duży ładunek emocjonalny. Pokazał, że serial przy całej swej epickości będzie przede wszystkim opowieścią o dysfunkcyjnej rodzinie. Twórcy nakreślili relacje pomiędzy  członkami rodu, kreując misterną siatkę powiązań, która pewnie jeszcze będzie poszerzana i lekko zmieniana w kolejnych odcinkach. Cieszę się, że Ród smoka nie zapowiada się tylko na wysokobudżetowe widowisko fantasy, ale również na niezwykle ludzką historię – o bólu, stracie i chciwości. Casting można uznać za trafiony w dziesiątkę. Paddy Considine w roli króla Viserysa i Rhys Ifans jako Otto Hightower, prawa ręka władcy,  doskonale oddają powagę swoich postaci. Wierzymy, że są dobrymi politykami i potrafią rządzić. Bałem się o to, jak poradzi sobie Milly Alcock, która wciela się w młodą księżniczkę Rhaenyrę. Niepotrzebnie, ponieważ aktorka jest naprawdę charyzmatyczna. Sprawia, że od razu obdarza się jej postać sympatią. Z obsady najlepiej wypada Matt Smith w roli Daemona Targaryena, brata Viserysa. Aktor potrafi być zarówno bardzo demoniczny, jak i uroczy. To sprawia, że go lubimy, ale również boimy się go, bo nie wiemy, co za chwilę wpadnie mu do głowy. Doskonale oddaje to sekwencja, w której najpierw krwawo rozprawia się z przestępcami w mieście, a później flirtuje z Alice na turnieju rycerskim. Premierowy odcinek serialu Gra o tron: Ród smoka miał wszystko, co potrzeba, aby zainteresować widza. Otrzymaliśmy zatem dobrze nakreśloną historię, świetnie napisane i zagrane postacie oraz wyjątkowy klimat. Jak najbardziej polecam. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj