Grimm: sezon 6, odcinek 9 – recenzja
Nie można odmówić oryginalności najnowszemu odcinkowi Grimm. Mimo że Tree People okazał się trochę lepszym epizodem od tego z poprzedniego tygodnia, to do pełnej satysfakcji sporo zabrakło.
Nie można odmówić oryginalności najnowszemu odcinkowi Grimm. Mimo że Tree People okazał się trochę lepszym epizodem od tego z poprzedniego tygodnia, to do pełnej satysfakcji sporo zabrakło.
Po słabiutkim zeszłotygodniowym odcinku Grimm powrócił na niezły poziom. Od razu przeszliśmy do niepokojącej sprawy z czaszką wyłaniającą się z lustra. Naprawdę początek wyglądał obiecująco. Oczami wyobraźni można było już zobaczyć „okno”, które widzieli Eve i Nick. Nawet w tych zabawnych scenach, kiedy nasz Grimm zabierał się do golenia z chroniącą go przed nagłym atakiem stwora Adalind. Ale na nadziejach na dramatyczny rozwój akcji się skończyło. Diana tylko w swoim niewzruszonym stylu dała wskazówkę przyjaciołom, że chodzi o tajemnicze miejsce po drugiej stronie lustra i mogą sobie nie poradzić z czyhającym tam zagrożeniem. Brzmi to trochę groźnie, ale znowu nie można się oprzeć wrażeniu, że twórcy tylko dawkują nam informacje, które mają na celu podtrzymać zainteresowanie widzów. Jednak wobec średniego odcinka, takie przeciąganie powoduje tylko spadek emocji.
Szczególnie to „granie na czas” odbija się negatywnie na wątku Renarda. Tutaj najbardziej widać brak pomysłu na jego postać, ponieważ już drugi odcinek komunikuje się ze znajomą z Rosji i nic z tego nie wynika. Najbardziej irytuje świadomość tego, że te rozmowy można by spokojnie zawęzić do jednego epizodu. Możemy się jedynie pocieszać tym, że Eve ma zamiar wybrać się na drugą stronę lustra, co zabrzmiało niezwykle ekscytująco, ale nie dotyczyło bieżącego odcinka. Szkoda, bo na pewno byłby znacznie ciekawszy. W każdym razie zapowiedź wyprawy otwiera przed końcówką sezonu mnóstwo możliwości na pasjonujący rozwój sytuacji i zakończenie historii z przytupem.
Jednak na pierwszy plan odcinka wysunęło się dość nietypowe śledztwo i to bez udziału Wesenów. Tree People to jeden z takich epizodów, które trzeba brać na poważnie, ale jednocześnie też z lekkim przymrużeniem oka, aby dostarczył dobrej rozrywki. Bo jakby nie patrzeć, morderstwa były brutalne, a motyw z twarzami na upiornie wyglądającym drzewie Jubokko budził grozę. Ale chodzące mordercze drzewo już niekoniecznie podtrzymywało ten klimat rodem z horroru, a nawet mogło lekko rozbawić. Najważniejsze, że Kinoshimobe wyglądał mrocznie bez pomocy efektów specjalnych oraz oryginalnie, ponieważ nie przypominał ani powolnych Entów z The Lord of the Rings: The Two Towers, ani nie był tak sympatyczny jak Groot ze Guardians of the Galaxy. A samo śledztwo interesowało ze względu na to, jak Nick z przyjaciółmi powstrzymają ten proekologiczny leśny sojusz. Również w końcówce nie zabrakło drobnych emocji, kiedy Rosalee uciekała przed goniącym ją Kinoshimobe. Ale czy rzeczywiście udało im się go pokonać w tak łatwy sposób? Takie niejasne zakończenie też ma swój urok, ponieważ czasem nawet Grimm jest bezradny wobec krwiożerczych sił natury.
Tree People nie był pasjonującym odcinkiem, ale wyróżnił się na tle całego sezonu, jeśli nawet nie całego serialu. Twórców poniosła wyobraźnia, dzięki śmiałemu wykorzystaniu mitologii, która ostatnio odgrywała mniejszą rolą. Udało im się wymyślić niezłą historię i jeszcze zawarli w niej przestrogę przed niszczeniem przyrody. Jednak najwyższy czas, aby w końcu szerzej rozwinęli temat czaszki z lustra i symboli z tunelu. W obliczu średnio ciekawych śledztw w ostatnim czasie, cierpliwość widzów powoli się wyczerpuje. Nie tak miał wyglądać pożegnalny sezon.
Źródło: zdjęcie główne: NBC
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat