Grunt to rodzinka
Data premiery w Polsce: 15 sierpnia 2013Ilekroć oglądam jakąś komedię, zawsze zastanawiam się, jaki jest przepis na dobry film z tego gatunku. Nierzadko bywa tak, że dwie produkcje, które bazują na podobnych prostych (dla niektórych może nawet prymitywnych) żartach, potrafią być od siebie tak różne. Na jednej będziemy pękać ze śmiechu, inną z niesmakiem wyłączymy po kilku minutach. Może to kwestia aktorów, a może podejścia do ogranych gagów? Szczerze - nie wiem, ale We're the Millers, choć wtórni, bawią niesamowicie.
Ilekroć oglądam jakąś komedię, zawsze zastanawiam się, jaki jest przepis na dobry film z tego gatunku. Nierzadko bywa tak, że dwie produkcje, które bazują na podobnych prostych (dla niektórych może nawet prymitywnych) żartach, potrafią być od siebie tak różne. Na jednej będziemy pękać ze śmiechu, inną z niesmakiem wyłączymy po kilku minutach. Może to kwestia aktorów, a może podejścia do ogranych gagów? Szczerze - nie wiem, ale We're the Millers, choć wtórni, bawią niesamowicie.
David to drobny diler, któremu wiedzie się nie najgorzej. Pieniędzy zarobionych na sprzedaży miękkich narkotyków wystarcza mu na dostatnie życie. Dobra passa nie może jednak trwać wiecznie. Pewnego dnia mężczyzna zostaje okradziony z kasy i towaru, a jego "szef" nie należy do szczególnie wyrozumiałych. Stratę odpracować można tylko w jeden sposób: przerzucając sporą ilość trawki przez granicę z Meksykiem. Co prawda pozostaje jeszcze alternatywa, ale kto normalny wybrałby kulkę w łeb? David nie ma wyboru, niemniej zdaje sobie sprawę, że zadanie nie będzie łatwe i potrzebny jest plan. Postanawia więc nakłonić swoją sąsiadkę-striptizerkę, prawiczka Kenny'ego i bezdomną Casey, żeby wspólnie z nim udawali wzorową rodzinę. W końcu ułożeni i kochający się Millerowie nie będą wzbudzać podejrzeń straży granicznej.
Czasy, w których komedie śmieszyły humorem nie obracającym się wokół seksu, używek i problemów gastrycznych, chyba już bezpowrotnie minęły. Obecnie niemalże każdy film z tego gatunku skupia się na ww. tematach. Pół biedy, gdyby przynajmniej było śmiesznie, ale z reguły nie jest. Wulgarność i żenujące gagi to jedyne rzeczy, na jakie w tym wypadku można liczyć. Do obrazu Rawsona Marchalla Thurbera podchodziłem więc bez większych oczekiwań. Obstawiałem, że będzie to kolejna produkcja, na której zdarzy mi się zaśmiać góra trzy razy, a po seansie całkowicie o niej zapomnieć. Jakże przyjemnie było się pomylić.
Film do szczególnie oryginalnych nie należy i opiera się na dobrze znanym schemacie, w którym to grupka obcych sobie osób wskutek wspólnych doświadczeń staje się sobie bliska. Podobnie jest z dowcipami orbitującymi wokół wspomnianej seksualności i używek - wiele z nich nie grzeszy świeżością, lecz mimo to z jakichś niewyjaśnionych przyczyn swoją rolę spełniają, doprowadzając widza do radosnego rechotania. Nawet jeśli część gagów gdzieś już widzieliśmy, to reżyser do spółki z aktorami ukazuje je w taki sposób, że choćby nawet człowiek próbował się nie uśmiechnąć, to i tak to zrobi.
Ogromna w tym zasługa obsady, która stworzyła zwariowane, ale sympatyczne postacie. Jason Sudeikis, Jennifer Aniston czy Ed Helms są jak wiadomo klasą sami dla siebie. Ich talent komediowy dane było widzom podziwiać już niejednokrotnie. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli napiszę, że i tym razem nie zawodzą. Ich wygłupy chce się oglądać, szczególnie że za sprawą obecnej między nimi chemii nawet przez chwilę nie czuć w nich sztuczności. Świetny jest Will Poulter, który jako prawiczek wypada bezbłędnie. Chłopak autentycznie sprawia wrażenie speszonego nastolatka, któremu brak pewności siebie, co tylko przydaje wiarygodności granemu przez niego bohaterowi. Moją faworytką została natomiast Kathryn Hahn, wcielająca się w Edie. Do spółki z Nickiem Offermanem tworzy iście zwariowane małżeństwo, które wypaliło się w sprawach łóżkowych. To ta dwójka w dużym stopniu napędza film, a ich dziwaczne zachowanie potrafi doprowadzić do łez. Śmiechu, rzecz jasna.
Na polskim wydaniu Blu-ray znalazło się miejsce dla filmu zarówno w wersji kinowej, jak i rozszerzonej oraz mnóstwa dodatków, które zapewniają przynajmniej kolejną godzinę dobrej zabawy. Sceny usunięte, gagi z planu, materiał stylizowany na reportaż o przemycie narkotyków, kulisy powstawania Millerów i wiele więcej. Jest w czym wybierać. Utwór "Waterfalls" w wykonaniu części obsady to rzecz warta zobaczenia, podobnie jak różne warianty sceny z udziałem skorumpowanego meksykańskiego policjanta. Nie wspominając o numerze wyciętym Aniston, nawiązującym do Przyjaciół, który przypadnie do gustu wszystkim fanom tegoż serialu, chociaż akurat ten krótki klip można było obejrzeć w kinie po napisach. Wydanie tak naprawdę ma tylko jeden malutki minus: brak lektora do wersji rozszerzonej. Osoby, które cenią właśnie tę formę tłumaczenia, będą musiały zadowolić się napisami.
We're the Millers to jedna z najzabawniejszych komedii tego roku. Rzadko mi się zdarza śmiać niemalże przez cały seans, a w przypadku tego obrazu tak właśnie było. Oczywiście, jeśli ktoś nie przepada za humorem prezentowanym chociażby przez serię "American Pie", to i niniejsza pozycja raczej nie trafi w jego gust. Inteligentnych dowcipów jest tu niewiele, a całość nastawiona jest przede wszystkim na niezobowiązującą rozrywkę, ale na tym polu dzieło Thurbera sprawdza się wyśmienicie. Nawet pomimo schematów i przewidywalnego zakończenia.
Wydanie Blu-Ray |
Dodatki: Gagi z planu, sceny niewykorzystane, jak kręcono Millerów, Aniston extremalna, nieposkromieni Millerowie i wiele więcej |
Język: angielski - 7.1 DTS-HD MA, polski - DD 5.1 |
Napisy: polskie, angielskie, czeskie, hebrajskie, litewskie, łotewskie, estońskie, słoweńskie, serbskie, węgierskie, chorwackie, bułgarskie, rumuńskie |
Obraz: 2.4:1 |
Wydawca: Galapagos |
Poznaj recenzenta
Marcin KargulKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1966, kończy 58 lat
ur. 1959, kończy 65 lat