fot. materiały prasowe
Bardzo cieszy mnie to, że w trzecim sezonie serialu Gwiezdne Wojny: Wizje dostajemy kontynuacje trzech odcinków z pierwszej serii. To zdecydowanie najlepsze epizody nowego sezonu. Naturalnie i przemyślanie opowiadają historie, więc nie trzeba znać ani odświeżać sobie poprzednich (choć ich znajomość ubogaca odbiór). Szczególnie dobrze wypada historia Ronina, który poluje na Sithów, bo ta wizualna uczta jest tak wyjątkowa pod kątem stylu rysowania i kreowania animacji, że buduje świetny klimat, podobnie jak w pierwszej serii The Duel. Tutaj piękno miesza się z dobrą historią. W pozostałych dwóch, czyli kontynuacjach The Ninth Jedi oraz The Village Bride, również widać to podejście, chociaż forma animacji jest zupełnie inna. Pomysł na fabułę, jej wydźwięk i niekonwencjonalność dają dużo satysfakcji. Opowieści bardzo różnią się od siebie, co pokazuje, jak wielki jest potencjał tego serialu.
Ten sezon ma w sobie coś wyjątkowego, bo jest dowodem na to, że swoboda twórcza daje Gwiezdnym Wojnom wyjątkowe historie i może ubogacać ten świat. Japońscy scenarzyści i reżyserzy mają totalną wolność, co czuć w wielu momentach, gdy bawią się konwencją. Momentami twórcy osiągają wręcz wizualny majstersztyk – szczególnie w odcinku ukazującym świat oczami Jedi, która stopniowo traci wzrok. Cała historia zyskuje wówczas znacznie głębszy wymiar, niż można było początkowo przypuszczać. Widać wyraźne pogłębienie emocji, refleksyjności, a także otwarcie na nowe sposoby opowiadania historii. To bogactwo nadaje serialowi Gwiezdne Wojny: Wizje przyjemną unikalność. Każdy odcinek jest jakiś – nawet jeśli fabuła Was nie przekona, a forma rozrywki do Was nie trafi, docenicie pomysł i ambicje. W kanonicznych produkcjach na tym poziomie tego nie doświadczamy. Siła Gwiezdnych Wojen leży też w prostocie, a Japończycy rozumieją ją bardziej niż w pierwszym sezonie.
Fani wiedzą, że „anime” odnosi się do formy animacji, choć niektórzy uważają, że oznacza coś więcej – konwencję, styl i podejście do opowiadania historii. W rzeczywistości to po prostu to, co widzimy na ekranie. I to nie znaczy, że specyficzne produkcje w dziwnym stylu stanowią esencję tego, czym anime jest. Gwiezdne Wojny: Wizje udowadniają to dobitnie, bo pokazują różne style japońskiej animacji – od wyjątkowej historii Ronina, która wygląda jak naszkicowana ołówkiem, przez bardziej tradycyjne style 2D z domieszką komputera, skończywszy na czymś, co staje się chaotycznym spektaklem, zadziwiającym i zniesmaczającym jednocześnie. Serial jest przyjemny dla oka, więc każdy może znaleźć dla siebie coś fajnego. Sam jestem wielbicielem kilku stylów japońskiej animacji, a niektóre, prezentowane w paru odcinkach, do mnie nie przemawiają. Ta różnorodność jednak jest mocną zaletą.
Zadziwia i zniesmacza – to słowa, które dobrze oddają ostatni odcinek sezonu. Można powiedzieć też o nim „psychodeliczny”, co jest podkręcone do skrajności. Nie pada w nim ani jedno słowo, a szalona jazda wizualna – wchodząca w umysł umierającego szturmowca – z domieszką jazzowej muzyki mówi mi, że obejrzałem coś absurdalnie dziwnego. Tego się nie spodziewałem po Gwiezdnych Wojnach. To najbardziej wymagająca historia tego sezonu, od której wielu widzów się odbije, ale zarazem wyjątkowa i będąca sztandarowym dowodem na to, że wolność twórcza w uniwersum jest możliwa (choć trzeba ją trzymać na wodzy). Tutaj to się sprawdza jako ciekawostka, ale w kanonicznych produkcjach spotkałoby się to z hejtem.
Jeśli komuś podobały się poprzednie sezony serialu Gwiezdne Wojny: Wizje, z pewnością odnajdzie się także tutaj i będzie czerpać z seansu sporo przyjemności. Krótkie odcinki (wszystkie mniej niż 20 minut) gwarantują rozrywkę – dobrze się je ogląda, choć tylko niektóre pozostaną z Wami na dłużej. Trudno odmówić temu pewnego rodzaju bogactwa czy nie docenić, jak japońscy twórcy bawią się tym światem. Ich entuzjazm i swoboda udzielają się opowieściom i nam podczas seansu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/