Twórcy w premierze siódmego sezonu Hawaii Five-0 prezentują nową historię, która będzie nam towarzyszyć przez kilka odcinków. Wprowadzanie ciągłości w tym serialu zawsze odbywało się z korzyścią dla fabuły. Dostajemy coś wyraźnie przemyślanego, z pomysłem i solidnym wykonaniem. Motyw seryjnego zabójcy seryjnych morderców to naprawdę interesująca rzecz, która w konwencji serialu sprawdza się wyśmienicie. Jest w tym potencjał na ciekawy rozwój w dalszych odcinkach.
W Ready to Play? twórcy zrobili coś nieprawdopodobnego: na jedną sekwencję wprowadzili bohatera... oryginalnego Hawaii Five-O, który od lat nie żyje. Dzięki efektom komputerowym Steve McGarrett rozmawia z poprzednim Steve'em McGarrettem o sprawach ważnych dla niego jako człowieka. Dobrze to gra na ekranie i pasuje idealnie do stanu emocjonalnego bohatera. Wykonanie też jest zaskakująco solidne i mogę nawet rzec, że jak na warunki telewizyjne wyszło to naprawdę dobrze.
Zaoferowano nam pomysłowy pościg mocno oparty na parkourze, który może się podobać. Jest dynamiczny, efektowny, długi i z mocnym finałem. W tym wszystkim jednak razi absurd wprowadzony przez scenarzystów, który przekracza granice smaku. Każdy zdaje sobie sprawę, że ten serial zawiera różne głupoty i niedorzeczne sytuacje, a konwencja familijna jest typowa. Wszyscy to akceptują, ale istnieją pewne granice - trudno mi przymknąć oko i zaakceptować Steve'a McGarretta w dynamicznym pościgu niedługo po przeszczepie wątroby. Miesiące rehabilitacji mogłyby doprowadzić go do stanu używalności, a ten biega lepiej niż przed całą sytuacją. Takie przegięcia nie są wskazane.
Premierowy odcinek sezonu delikatnie robi głupca z McGarretta, którego zachowanie jest absurdalne, dlatego też cały konflikt z Danno, który się o niego martwi, jest po prostu naciągany i wymuszony. Wszystko po to, by ostatecznie Steve zdał sobie sprawę, że przegina i powinien odpocząć. Szkoda, że nie pomyślał o tym przed pościgiem przez pół miasta.
Hawaii 5.0 dobrze rozpoczyna nowy sezon i wciąż posiada zalety, za które ten serial lubimy. Niestety przegięcie w wątku McGarretta psuje trochę to pozytywne wrażenie.
Źródło: fot. materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/