Hawaii 5.0: sezon 7, odcinek 2 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Hawaii 5.0 nieśmiało kontynuuje wątek seryjnego zabójcy zabijającego morderców, spychając go w tło. Zamiast tego dostajemy zabawę twórców z konceptem Jamesa Bonda.
Hawaii 5.0 nieśmiało kontynuuje wątek seryjnego zabójcy zabijającego morderców, spychając go w tło. Zamiast tego dostajemy zabawę twórców z konceptem Jamesa Bonda.
Wątek seryjnego zabójcy dostaje niewiele czasu ekranowego, ale ma on znaczenie. Poznajemy postać graną przez Claire Forlani, która daje bohaterom nowy trop. Nic odkrywczego, ale cieszy, bo mamy zachowaną w serialu ciągłość, która pozwala trochę oderwać się od jednoodcinkowych historii. Daje ona do zrozumienia, że jest w tym wszystkim coś większego, co opowiadane w równowadze z wątkami pobocznymi może podwyższyć jakość serialu. Na razie na plus.
Tym razem scenarzyści Hawaii Five-0 operują konceptem Jamesa Bonda. Brytyjski superszpieg wyraźnie jest wzorowany na agencie 007, a twórcy wyśmienicie się tym bawią. Dostajemy gadżety, rozmowy o tym, który aktor jest lepszym Bondem, oraz sprawę godną tajnego agenta. Postać grana przez Chrisa Vance'a jest raczej typowym szpiegiem bez udziwnień, wyjątkowości czy czegokolwiek, co mogłoby go wyróżnić- ot, poprawna postać, jakich wiele, która w ustalonej konwencji się sprawdza. Nie ma na co narzekać. Dobrze też, że udało się choć chwilowo zbić widza z tropu w kwestii tego, czy agent jest dobry, czy zły. Ostatecznie wszystko idzie ustalonym torem, ale próbę uznać należy za udaną.
Problem tak naprawdę pojawia się wraz z rozwojem fabuły. Z przyjemnej szpiegowskiej opowiastki o agencie, diamentach i oprogramowaniu szyfrującym przechodzimy nagle w historię, której skala przybiera ogromnych rozmiarów. Atak terrorystyczny mogący zniszczyć pół Europy? Czemu nie! To wszystko jeszcze w jakiś sposób mogłoby się sprawdzić, gdyby twórcy rozbili taki wątek na przynajmniej kilka odcinków. Przez to, że tak nie postąpili, dostajemy skrótowca, który zaczyna bardziej śmieszyć nieudolnością scenarzystów, niż zapewniać frajdę. Ciągłe przyspieszanie akcji pod koniec odcinka, by szybko dojść do finału, jest aż nadto odczuwalne, a to przekłada się na nudę i negatywne wrażenie. Wszystko wchodzi na rejony naciągania do granic możliwości i przesady. Kwintesencją jest nagłe spotkanie McGarretta i Danno z królową Elżbietą. To ten moment, gdy twórcy zaczynają płynąć w złym kierunku, realizując coś, co zaczyna przypominać autoparodię. Przekroczyli pewną granicę, przez co trudno traktować to serio.
Hawaii Five-0 będzie przez jakiś czas cierpieć na problem żelaznego Steve'a. Jego zachowanie, jakby chwilę temu nie miał przeszczepu wątroby, jest totalnym absurdem i to będzie rzucać się w oczy. Twórcy sami się zapędzili w kozi róg absurdalnym wątkiem z finału poprzedniego sezonu, ryzykując, że wiele historii po prostu straci na wartości przez to, iż Steve znowu będzie grać Supermana. Być może z czasem będzie można na to przymknąć oko, ale aktualnie to razi.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat