Świetną decyzją twórców Hawaii Five-0 jest szybkie przejście do meritum odcinka. Nie bawią się w zbędne wstępy, ani podchody, tylko od razu poznajemy Tani, która dołączy do 5.0. Nowa bohaterka na szczęście nie jest kopią Kono, ale kimś innym, ciekawszym i z wielkim potencjałem na wyrwanie relacji grupy postaci z marazmu. Danny w jednej scenie mówi, że Tani jest żeńską wersją Steve'a i można rzec, że naprawdę coś w tym jest. Przez to jej decyzje są nieprzewidywalne, jest często impulsywna oraz ma w sobie coś intrygującego. Dobrze to podkreślono w scenie, w której przerywa bójkę Steve'a. Jest to postać, która już teraz nadaje serialowi świeżości. Czegoś, czego Hawaii Five-0 desperacko potrzebuje od jakichś dwóch sezonów. Na razie sprawdza się zaskakująco lepiej, niż oczekiwałem.
Fabularnie odcinek jest dynamiczny i dobrze powiązany z wcześniejszymi wydarzeniami. Powrót podpalacza oraz historii z porwaniem córki Lou to dwa elementy budujące wątki premiery 8. sezonu. Udaje się stworzyć dobre tempo, zbudować emocje (w części związanej z Lou) oraz uczucie zagrożenia. Wielki pożar na Hawajach oraz bohaterowie uwięzieni w jego centrum to motyw w stylu tego serialu. Sytuacja beznadziejna, z której może uratować ich tylko superbohater... czyli Steve. Raczej każdy, kto dotrwał do 8. sezonu jest przyzwyczajony do przegięć osadzonych w tej konwencji, więc można na to przymknąć oko. Pomysł na to, by przyczepić dom do helikoptera i wynieść go nad pożarem wydaje się absurdalny i niedorzeczny. Tylko że to pasuje do Hawaii Five-0 i to działa w konwencji tego serialu.
Z jednej strony dobrze, że twórcy wprowadzili na razie tylko Tani, a druga postać pojawi się w późniejszych odcinkach. Nie robią tego na szybko, byle wypełnić lukę po Chinie i Kono. Z drugiej strony mam problem z tym, jak twórcy poradzili sobie z odejściem dwóch podstawowych bohaterów serialu. W dwóch scenach zostali jedynie wspomniani, dzięki czemu wiemy, co się z nimi stało. I jak wyjaśnienie ma sens, tak nie pokazanie żadnego pożegnania z nimi jest sprzeczne z ideą tego serialu. Czuć, że twórcy kompletnie nie planowali ich straty i musieli na szybko zmieniać koncept sezonu (widać to w nagłym pojawieniu się Tani w domu podpalacza). Wydaje się, że nie udało im się przekonać aktorów do gościnnego występu. Brakuje mi rodzinnego pożegnania China i Kono, w typowym ckliwym klimacie serialu.
Hawaii Five-0 potrzebuje urozmaicenia i świeżości. Można rzec, że odejście China i Kono to najlepsze, co mogło przytrafić się temu serialowi, bo tak twórcy są zmuszeni do zlikwidowania statusu quo i wprowadzenia czegoś nowego. Na razie to się sprawdza i czuć potencjał na zmianę i poprawę jakości.
Źródło: zdjęcie główne: Norman Shapiro/CBS
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/