Hawaii Five-0: sezon 7, odcinek 6 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Halloweenowe odcinki Hawaii Five-0 wyróżniają się fajnym klimatem i pomysłowością. Tegoroczny, choć jest wyraźnie gorszy niż ten z ubiegłego sezonu to wciąż zachowuje satysfakcjonujący rozrywkowy poziom.
Halloweenowe odcinki Hawaii Five-0 wyróżniają się fajnym klimatem i pomysłowością. Tegoroczny, choć jest wyraźnie gorszy niż ten z ubiegłego sezonu to wciąż zachowuje satysfakcjonujący rozrywkowy poziom.
Kombinacja serialu Hawaii Five-0 i święta Halloween obdarzona jest nietypowym urokiem. Nieczęsto bowiem można oglądać elementy grozy – choćby te dekoracyjne – wkomponowane w nocny, ale wciąż rajski krajobraz wyspy O’ahu. Intrygująca była już wprowadzająca retrospekcja-opowieść, która całkiem udanie zasugerowała moce nadprzyrodzone. Aż szkoda, że nie zobaczyliśmy więcej lat 40. w takim wystroju, to dopiero byłoby coś świeżego.
Zbudowany na owej grozie wątek główny wypadł nieźle, głównie dlatego, że zgrabnie operowano sugestiami o duchach. Motywacja zemsty asystentki okazała się co prawda, typowo dla konwencji, pokrętna, ale można przymknąć na nią oko, skoro ostatecznie wypadła z korzyścią dla całości. Dużo ciekawsza od rozwiązywania intrygi była bowiem sama otoczka – rozkopywanie grobów, eksploracja i wyjaśnienie tajemnic nawiedzonego domu, podejrzany magik czy nawet dyskusje o hochsztaplerstwie związanym z przywoływaniem zmarłych. Ucieszyć mógł także nieoczekiwany powrót Maxa, który zgodnie ze swoją tradycją hołdował filmowemu dorobkowi Keanu Reeves’a i tym razem przebrał się za Johna Wicka. (Swoją drogą to poboczny detal, który pokazuje jak szybko i sprawnie film ten wyrył się w popkulturowej świadomości.)
Gorzej wypadł drugi plan, na którym ponownie znaleźli się Kono i Adam. Ich wątek zaczynał się nieźle, wędrowanie nocą po lesie obiecywało trochę strachu, ale zamiast tego serial skręcił w podrzędne kino grozy bez faktycznej grozy. Może nie chciano powtórzyć motywu sprzed roku, kiedy samotny spacer zaliczył Danno z córką? Wrzucenie halloweenowego kultu morderców rozczarowuje, bo zrobione jest po łebkach i bez skupienia. Na rozbudowę nie było ekranowego czasu – a szkoda, bo potencjał był – ale nawet w tych kilkunastu minutach osiągnięto niechlubne stężenie głupotek. Takich jak absurdalna sekwencja bohaterów uwalniających się z kajdan, w której Kono rzuca kluczyki stopami, a latająca siekierka szczęśliwie ją później oswobadza.
Problemem jest tu także humor i żarciki zaserwowane w nieodpowiednich miejscach, jak np. roześmiany chwilę wcześniej Adam. To generalnie uwaga do całego odcinka, bo jeśli pamiętacie ten sprzed roku, to tam z korzyścią dla odbioru udało się zachować więcej powagi i horroru. Tym razem nie pomogła także kolejna miałka strzelanina, w której nie wykreowano ani odrobiny poczucia zagrożenia, choć była ku temu przednia okazja (zabunkrowanie się w domu i natarcie psychopatów). Szczęśliwy ratunek poprowadzony poza kadrem potwierdził, że próbowano wcisnąć tu za dużo akcji i to nie do końca się sprawdziło.
Czasem mniej znaczy więcej i taki właśnie był ciepły, skromny motyw rodzinny, który w tle przeplatał się jeszcze z fabułą odcinka. Sceny Jerry’ego (ubranego w świetny kostium!) zajmującego się Grace i Charliem oglądało się zaskakująco przyjemnie, a jego entuzjazm potrafił zarazić. To osobliwe jak w perspektywie 7 sezonów możemy oglądać dorastającą i dojrzewającą młodą aktorkę wcielającą się w córkę Danno, która niegdyś była tylko urocza, a teraz odgrywa fazę buntu. Talentem co prawda dalej nie błyszczy, ale ważne jest zaproponowane przesłanie, że ten raz do roku można odnaleźć w sobie dziecko i po prostu dobrze się bawić. Taki był to właśnie odcinek Hawaii Five-0.
Źródło: zdjęcie główne: CBS
Poznaj recenzenta
Piotr WosikKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat