Heroes: Odrodzenie: sezon 1, odcinek 13 (finał serialu) – recenzja
Finał serialu Heroes: Odrodzenie jest taki jak cały sezon - mdły, nieciekawy, z przerostem formy nad treścią i pozbawiony emocji. Niby finał, ale nic tutaj nie angażuje, nie ekscytuje i nie ciekawi.
Finał serialu Heroes: Odrodzenie jest taki jak cały sezon - mdły, nieciekawy, z przerostem formy nad treścią i pozbawiony emocji. Niby finał, ale nic tutaj nie angażuje, nie ekscytuje i nie ciekawi.
Większość finału Heroes Reborn skupia się na Tommym, ale twórcy nie starają się zaproponować zaskoczeń, emocji czy zwrotów akcji. Cała historia jest rozwijana po linii najmniejszego oporu, w której scenarzysta idzie od punktu A do punktu B, zapominając o tym, by zbudować jakąś niepewność i by ta opowieść tak naprawdę miała werwę angażującą widzów. Nie wiem w sumie, co jest tak naprawdę gorsze - bezsensowne bieganie Tommy'ego po labiryncie, rozmowa z samym sobą czy może jego sztucznie ukazany dylemat moralny związany z Noah. Nic tutaj nie gra należycie, bo na każdym etapie dostajemy nieciekawe, przewidywalne i kompletnie nieangażujące rozwiązania, przez co trudno pomyśleć, że oglądamy finał, bo całość nie wywołuje nic poza obojętnością. Szczególnie czuć to w zakończeniu wątku postaci Eriki.
W jakimś stopniu jasnym punktem jest Ren oraz jego perypetie z Miko i jej ojcem. Ta stereotypowa do bólu postać przynajmniej nie jest sztucznie poważna, a to buduje pozytywny efekt. No i dostajemy jakąś akcję w grze komputerowej, która jest w stanie wyrwać z objęć nudy, jaka panuje w tym odcinku pomimo wszelkich prób zbudowania emocji. Przeciwnością tego akceptowalnego wątku jest historia Micaha i nowych postaci, które były tak ciekawe, że trudno je zapamiętać. Ich wątki w całym sezonie były słabe, bohaterowie nie wzbudzają żadnych emocji, a ich rola w finale jest praktycznie zerowa. To nie tak powinno wyglądać.
Najgorzej wykorzystana została postać Luke'a, który został wprowadzony po to, by zginąć. Gdyby ten serial został zrobiony dobrze i opowiadałby historię w sposób emocjonalny, ten moment, w którym Luke chce się poświęcić, powinien wywołać wielkie emocje. Problem w tym, że to chwilowe opóźnienie końca świata jest tak naprawdę związane z okropnie sztucznym rozciąganiem fabuły odcinka do pełnego czasu, bo widać, że nie ma tutaj rozsądnego pomysłu, jak to zrobić, więc dostajemy niepotrzebny zapychacz w postaci śmierci Luke'a.
Nie zapominajmy jeszcze o boleśnie oczywistym wątku Phoebe i jej brata. Już od pewnego czasu strasznie irytował niedopracowaniem, mało przemyślanym przygotowaniem i idiotycznym zachowaniem postaci. Teraz praktycznie rozwija się on jak po sznurku, przez co trudno zareagować inaczej niż ziewnięciem. Nieprawdopodobna sztampa i aż dziw, że amerykańska telewizja pozwoliła twórcom na zrobienie czegoś tak słabego, co nie powinno ujrzeć światła dziennego. Zarazem jest to potwierdzenie mojej wcześniejszej tezy - rozciąganie odcinka do granic możliwości, bo prawdziwego materiału twórcy mieli może na 10 minut.
Koniec końców wielka kulminacja wpisuje się w myśl "z wielkiej chmury mały deszcz". Dopisanie do tego wszystkiego poświęcenia Noah - ostatniej fajnej postaci, która ostała się do ostatniego odcinka - okazuje się jedynym motywem, który wywołuje jakieś emocje. Biorąc pod uwagę całą historię Noah począwszy od 1. sezonu Herosów aż do teraz, ma to jakiś sens i potrafi zadziałać na widza, chociaż tylko dlatego, że jest to stara, dobra i jeszcze przemyślana postać, bo nowe można traktować tylko z obojętnością.
Dyrektor NBC mówił, że Heroes Reborn było planowane jako zamknięty miniserial. Jest to trochę zabawne, skoro po zakończeniu historii dostajemy normalny cliffhanger zapowiadający kolejny sezon. Problem w tym, że niczego ciekawego tutaj nie zaprezentowano. Po tak słabym sezonie, który pokazuje, że ten twórca nie jest w stanie zrobić czegoś na poziomie, raczej mało kto wróciłby w kolejnym. Przykład na to, że jeśli nie ma się naprawdę dobrego pomysłu, lepiej nie wracać do sprawdzonych marek. Szkoda, bo serial ten miał potencjał na odkupienie win ostatnich sezonów Herosów, a koniec końców okazały się one pod wieloma względami lepsze niż to, co tutaj zaproponowano.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat