

"iZombie" w 11. odcinku ukazuje nam Liv po zjedzeniu mózgu chorego psychicznego pacjenta zakładu dla obłąkanych. Po raz kolejny twórcy popisują się pomysłami, które są efektywne i wprowadzają urozmaicenie. Motyw z Liv gadającą dosłownie z diabłem jest sam w sobie niedorzeczny i niesamowicie zabawny. Pozwala on pokazać bohaterkę w sytuacjach dziwacznych i niezręcznych, a to z dodatkiem nutki humoru wpływa fantastycznie na jakość odcinka.
Ciekawie oglądało się Liv prowadzącą śledztwo z prezenterem pogody, cały czas jednak zastanawiałem się, z jakiej przyczyny on w ogóle jej towarzyszy i czemu Liv tak naprawdę zgodziła się go zabrać. To wszystko było dziwne, pierwsza myśl kierowała raczej w stronę niedopracowania scenarzystów, a nie tego, co w istocie zostało ujawnione. Jest to jedna z większych pozytywnych niespodzianek "iZombie", bo trudno było spodziewać się, że bohaterka może mieć takie halucynacje. Innymi słowy jest to kolejny dobrze zrealizowany pomysł, który zaskakuje i potrafi poprowadzić fabułę na nowe rejony.
[video-browser playlist="705374" suggest=""]
Co ważne, motyw z halucynacjami został wykorzystany do kluczowego wątku relacji Liv z Majorem. Wyznanie mu prawdy o zombie jest zaskoczeniem pozytywnym, bo to najwyższy czas, by ten bohater rozwinął się i nie błądził po omacku. Chociaż okazuje się, że Liv wyznała wszystko iluzji, nie traktuję tego jako rozczarowującego zabiegu, bo koniec końców wychodzi to serialowi na dobre. Po pierwsze - Liv dojrzewa do przyznania się, kim naprawdę jest. Po drugie - końcowy twist z morderczymi zapędami Majora sugeruje, że jeszcze mu tego nie powie, ale pozwala mimo wszystko wyciągnąć bohatera z motywu błądzenia i skierować go na ciekawsze tory. To wszystko powinno zaprocentować w kolejnych odcinkach.
Najlepsze jest jednak to, że sprawa odcinka jest ściśle związana z przewodnim wątkiem "iZombie". Można odnieść wrażenie, że z każdym kolejnym epizodem twórcy coraz bardziej skupiają się na głównej historii, rozwijają ją równomiernie i ciekawie, a wszelkie pojedyncze wątki dobrze z nią wiążą, dzięki czemu wszystko płynnie i organicznie się zazębia. Nie ma tutaj wrażenia jak w niektórych serialach, że dostajemy słaby zapychacz niezwiązany z większą historią. Wszystko ma swoje znaczenie i to działa. Nadal jednak jest problem z gliniarzem, który wciąż jest strasznie nijaki. Postać do poprawy lub do wymiany.
Czytaj również: Śmierć w serialach, czyli krótki przewodnik po telewizyjnych zgonach
"iZombie" dostarcza świetnej, lekkiej i niegłupiej rozrywki. Wszystko tutaj ładnie ze sobą współgra i dostarcza śmiechu oraz emocji. Wydaje się, że z każdym odcinkiem coraz bardziej można lubić ten serial.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/

