iZombie: sezon 4, odcinek 5 – recenzja
Najnowszy epizod iZombie miesza motywy komediowe z dramatem i wątkami społecznymi. Serial tradycyjnie ma w menu dla każdego coś dobrego, ale tym razem niektóre dania są zupełnie bez smaku.
Najnowszy epizod iZombie miesza motywy komediowe z dramatem i wątkami społecznymi. Serial tradycyjnie ma w menu dla każdego coś dobrego, ale tym razem niektóre dania są zupełnie bez smaku.
Większej ilości przypraw zdecydowanie potrzebują elementy komiczne. Jak to zwykle w iZombie bywa, żarty i gagi opierają się na zmianie osobowości Olivii. Tym razem nasza bohaterka skonsumowała mózg kanadyjskiego hokeisty. Jak łatwo się domyśleć, wygenerowało to dziesiątki dowcipów opartych na hardym charakterze sportowca. Olivia zaczyna mówić ze specyficznym akcentem, całkiem nieźle gra w hokeja i przede wszystkim wdaje się w bójki, gdzie tylko się da.
Niestety tym razem scenarzyści odpowiedzialni za żarty nie wykazali się kreatywnością. Gagi są prostackie i bardzo sztampowe. Zabrakło mrugnięcia okiem i finezyjnych podtekstów. Olivia, zachowując się jak typowy mięśniak, popada w kolejne schematy. W pewnym momencie, aby podkreślić swój krnąbrny charakter, traci nawet ząb. Sportowa nowomowa, nawiązania do meczów hokeja i agresywne usposobienie nie wystarczają, aby polubić nową osobowość bohaterki. Bardzo stereotypową, podkreślamy. Sportowcom nie spodoba się wizerunek hokeisty, który już od pierwszych minut sprawia wrażenie niezbyt rozgarniętego mięśniaka.
Jak wiemy kluczem do udanego odcinka jest aktualne wcielenie protagonistki. Jeśli nie działa ono właściwie, całość mniej lub bardziej „siada”. Tak się dzieje w przypadku omawianego epizodu, choć twórcy próbują ratować całość, serwując nam dość mocno rozbudowany wątek społeczny. To on w zasadzie odgrywa tutaj kluczową rolę, a nie wygłupy Olivii na lodowisku. Współistnienie ludzi i zombie w Nowym Seattle generuje olbrzymią liczbę problemów. Fillmore-Graves staje się coraz bardziej wszechwładne i bezwzględne – również dla innych zombie. Polityka firmy prowadzi do bardzo dramatycznych wydarzeń. Przemytniczka Mama Leone zostaje zabita podczas publicznej egzekucji, co zmusza Olivię do podjęcia walki z panującym reżimem.
Podczas budowania wątku społecznego twórcy starają się zadawać wielkie ważkich pytań, będących aluzjami do naszej rzeczywistości. Nie wychodzi im to najgorzej, ponieważ nie boją się w odpowiednich momentach zagęścić klimat i zaserwować naprawdę mocne rozwiązania fabularne. Motywy takie jak głodująca rodzina zombie, więzienie dla umarlaków czy wspominana wyżej egzekucja działają na korzyść worldbuldingu i ładnie wypełniają toczącą się opowieść.
Gorzej wypada umiejscowienie poszczególnych bohaterów w tym pieczołowicie wykreowanym świecie. Weźmy przykładowo Majora. Bohater od pierwszych sezonów tuła się pomiędzy kolejnymi frakcjami, zmieniając strony jak rękawiczki. Przystąpił do Fillmore-Graves, aby pomóc potrzebującym. Nie przeszkodziło mu to jednak uprowadzić córkę prominentnego generała, a podczas egzekucji Mamy Leone stać „tam gdzie zomo”. Major jest jak liść miotany przez wicher wydarzeń. Fabularnie nie odgrywa żadnej roli, momentami sprawia wrażenie postaci drugo- lub nawet trzecioplanowej. Najwyższy czas, aby ten bezbarwny bohater ustąpił miejsca komuś dużo ciekawszemu. Komuś takiemu jak Chase Graves.
W omawianym odcinku ten wpływowy decydent z Fillmore-Graves miał zarówno moment zawahania, jak i okazję, by wykazać się brakiem litości. Postać ta to z jednej strony czarny charakter, z drugiej służbista robiący wszystko, aby zachować spokój w Nowy Seattle. Łatwo się domyśleć, że wkrótce wszystko wymknie mu się z rąk i popadnie on w despotyczne szaleństwo, ale na tę chwilę jest on dużo ciekawszą postacią niż na przykład Major. W najnowszym epizodzie znaczącą rolę odegrał również Blane. Tym razem okazał się kluczowy zarówno dla śledztwa Olivii, jak i worldbuldingu. To jednak wciąż nie ten sam intrygujący psychopata, którego pamiętamy z poprzednich serii. Miejmy nadzieję, że wkrótce będzie częściej pojawiał się na ekranie.
Tym razem zagadka proceduralna w iZombie była tak miałka, że praktycznie mogłaby nie istnieć. Z zyskiem dla serialu epizod mógłby być całkowicie poświęcony zamieszaniu w Nowym Seattle. Twórcy jednak nie odpuścili sobie okazji do zaprezentowania widzom kolejnego wcielenia Olivii. Tym razem stawiając na motywy komediowe, zaliczyli epicką skuchę. Dlatego też, dopóki elementy proceduralne będą stanowić esencję serialu, iZombie nigdy nie wespnie się na wyżyny artystyczne.
Źródło: zdjęcie główne: CW
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat