iZombie: sezon 4, odcinek 7 – recenzja
Tajemnicza zbrodnia, trup w kostnicy, ciasteczko z kory mózgowej i BUM! Mamy kolejny odcinek iZombie. Tym razem jest wyjątkowo zmysłowo… to znaczy świńsko.
Tajemnicza zbrodnia, trup w kostnicy, ciasteczko z kory mózgowej i BUM! Mamy kolejny odcinek iZombie. Tym razem jest wyjątkowo zmysłowo… to znaczy świńsko.
iZombie bierze na widelec modne ostatnio określenie „seksualny drapieżca”. Taki właśnie jegomość ginie. Mimo że zgon następuje podczas seksualnych igraszek, jego partnerka jest poza podejrzeniem. Kto więc przyczynił się do śmierci świntucha? Tego właśnie ma się dowiedzieć Olivia z ekipą. Jak łatwo się domyśleć, główna bohaterka wcina mózg seksualnego drapieżcy i tym samym puszcza w ruch karuzelę śmiechu.
Żarty o bzykaniu, posuwaniu, tentegowaniu, chędożeniu i kopulowaniu to esencja tego odcinka. Osoby uczulone na przedmiotowe podejście do seksu mogą poczuć się lekko skrępowane, ale spokojnie – tego typu światopogląd potraktowany jest bezwzględnym ostrzem satyry. To, że Olivia wysyła wszystkim kolegom z pracy nocny SMS o treści: „pobzykamy się?”, nie oznacza, że iZombie popiera rozwiązłość. To, że protagonistka ocenia wygląd każdego spotkanego mężczyzny, nie czyni z serialu telewizyjnej kolebki lubieżności.
iZombie stroi sobie żarty z męskich postaw życiowych, w których kobiety są tylko po to, aby je zdobywać. Bardzo dobrze, że tak się dzieje, bo krytyki takiego kretyńskiego światopoglądu nigdy za wiele. Szkoda tylko, że serial robi to tak zachowawczo. Nie przekracza cienkiej linii poprawności politycznej. Aż chciałoby się kopnąć takich samozwańczych samców alfa w tyłek nieco mocniej. iZombie sprzedaje im nieprzyjemnego kuksańca, ale nic poza tym. Żarty nie zawsze wychodzą, zdecydowanie można było celniej skwitować podjętą tematykę. Całe szczęście Olivia jako "seksualny predator" nadrabia wszystkie mielizny w tym segmencie. Kiepskie żarty w jej wykonaniu zyskują na jakości, nawet gdy pozornie nie niosą wielkiego ładunku komediowego.
Dobrze, że Olivia trzyma poziom, bo pozostała część obsady raczej nie wspina się na wyżyny swoich umiejętności. Clive, Ravi, Major, Peyton – po takim odcinku jak omawiany, pojawia się pytanie: co oni tu w ogóle robią? Serial niewiele by stracił, gdyby twórcy wpadli nagle na sardoniczny pomysł zabicia wszystkich drugoplanowych bohaterów i zastąpienia ich całkiem nowym zestawem postaci. Wyżej wymienieni nie generują praktycznie żadnych interesujących motywów. Są jak rekwizyty na scenie, po której porusza się Olivia. Clive, który tym razem dostaje ociupinkę więcej czasu ekranowego niż pozostali, nie wykorzystuje go odpowiednio. Nieudany podryw w klubie i późniejsza noc spędzona z prostytutką miały pogłębić postać i pokazać, jak cierpiącym i samotnym mężczyzną jest pan detektyw. Jak wyszło? Tak sobie.
W podobny sposób można skwitować wątek przewodni sezonu. Fillmore-Graves robi porządki w nowym Seattle, Chase Graves pozuje na autorytarnego despotę, rozdającego karty w całym mieście, a Major zamienia się w brutalnego trepa, który nie cofnie się przed niczym, aby zombiakom w Fillmore-Graves żyło się lepiej. Wątek Majora już od dłuższego czasu nie ma w sobie nic ekscytującego. Gość dawno stracił wiarygodność. Akcja w redakcji, podczas której bohater z miną sympatycznego szczeniaczka strzela do dziennikarki, wzbudza tylko uśmiech politowania. Major zdecydowanie musi odejść.
Czy chociaż sprawa odcinka trzyma poziom? Niestety też nie bardzo. Morderstwo – wygłupy Olivii w nowej roli – krótkie śledztwo – przesłuchania kolejnych podejrzanych i wreszcie strzał w dziesiątkę. Schemat wypracowany w pierwszym sezonie nie ewoluuje. Czasami twórcy urozmaicają proceduralne dochodzenia, ale ogólnie rzecz biorąc, już od kilkudziesięciu odcinków ciągle oglądamy to samo. Tym razem rozszyfrowanie zagadki poszło jak z płatka i bardzo dobrze. Miało jeden ciekawy moment w postaci przesłuchania rozmrożonego zombiaka. Poza tym niestety nie udało się uniknąć sztampy.
iZombie niestety nie jest jak wino – robi się starsze, ale nie lepsze. Serial nie za bardzo rozwija swój koncept. Mimo to, ma rzeszę oddanych fanów, więc nie dla wszystkich ewolucja jest konieczna. Omawiany odcinek zasługuje jednak na punkt więcej, za wyśmianie przepełnionych testosteronem seksualnych drapieżników. Każda okazja, aby przywalić takim półgłówkom, powinna zostać w pełni wykorzystana.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat