W zamierzeniu miała być to zwariowana komedia o zmęczony detektywie, którego rzeczywistość bardzo się skomplikowała. Ma sprawę do rozwiązania, która pozwoli mu odzyskać rodzinny dom dla siostry i jej córki. Docelowo fabuła miała być naszpikowana różnymi szalonymi sytuacjami, które napędzają kolejne, dając widzom rozrywkę. I na papierze tak to wygląda. W praniu już niekoniecznie. Ogólny pomysł ma potencjał na dobrą rozrywkę. Koniec końców okazuje się, że tu tak naprawdę nie ma rozpisanej sensownej historii. Raczej zlepek scen, które w zamierzeniu mają bawić, a wywołują jedynie obojętność. Fabuła okazuje się dość powierzchowna i nie oferuje w zasadzie nic więcej poza tym, co znamy z konceptu ze zwiastuna, czyli znudzony detektyw próbuje odzyskać psiaka. Nie ma tutaj mowy o powtórce z Johna Wicka, bo twórcy silą się na bardzo nieudane komediowe podejście. Zatem nie ma tutaj ani akcji, ani strzelanin, ani twardego Bruce'a Willisa, a raczej dużo chaosu, masa kiepskich pomysłów (także tych na wątki poboczne) oraz sztampowych rozwiązań. Weźmy na przykład nerdowatego asystentka detektywa granego przez Thomas Middleditch (Dolina Krzemowa), któremu w oko wpada ładna klientka. Szybki i pusty romans to naturalne następstwo rozwoju akcji. I tak jest często w tym filmie. Schemat pogania schemat. I to po prostu w kiepskim wydaniu. Najgorsze jednak jest to, jak bardzo ten film nie potrafi rozśmieszyć. Nie chodzi tutaj o rodzaj humoru, który jednego bawi, a innego nie, ale raczej o brak sensownych gagów. Nie mam nic do humoru kloacznego ani wysublimowanego. Jeśli coś jest dobrze zrobione, przemyślane, to zadziała, rozbawi, a tu towarzyszy jedynie obojętność i zastanawianie się, kiedy to w ogóle się rozkręci? Mamy tak banalne gagi jak goły Willis wsadzający sobie broń w tyłek, czy niecenzuralne graffiti. A to tylko te, które się wyróżniają w bagnie mdłych pomysłów. A co gorsze obok braku humoru mamy brak jakiegokolwiek tempa. Wszystko toczy się w dość sennej atmosferze oczekiwania, żeby coś w końcu się wydarzyło i aby ta historia nabrała wiatru w żagle. No i tak się nie dzieje, bo dostajemy napisy końcowe w momencie, gdy w zasadzie całość jest bezsensownie ucięta w momencie, w którym powinna być jakaś kulminacja. Wcześniejsze zabiegi fabularne nie dają satysfakcji, akcji czy emocji. Są jednak w tym wszystkim plusy i bynajmniej nie jest to znudzony Bruce Willis ani marnujący swój talent komediowy Thomas Middleditch, który jest tutaj po prostu nijaki i nieśmieszny. Wyróżniają się Jason Momoa oraz John Goodman. Obaj panowie dostali role pozwalające im wyjść ze strefy komfortu i zagrać coś, do czego nie są przyzwyczajeni ani oni, ani widzowie. I to właśnie oni w pewnym sensie są jedynym akcentem humorystycznym, który jakoś działa. Momoa jako stereotypowy latynoski członek gangu i Goodman jako odrobinę szalony były surfer. Jest parę scen, gdzie panowie świetnie się bawią, a to widać i to zasługuje na uznanie. Co dziwne - w kilku w rolach epizodycznych pojawiają się znani komicy, którzy kompletnie nie ratują wydźwięku tej historii. W zasadzie nie mają nic do robienia, a ich występy szybko się zapomina. Na osobny akapit zasługuje kwestia emisji tego w kinach. Ten film nie oferuje poziomu kina, a w USA od razu został skierowany do VOD bez szerokiej dystrybucji na wielkim ekranie. I to widać, że pomimo uznanych nazwisk, dostajemy tak naprawdę produkt filmo-podobny bez ciekawej historii, humoru i przemyślanego scenariusza. I do tego z bardzo złym polskim tytułem. Nie chodzi mi o to, że nie przetłumaczono dosłownie oryginalnego Once Upon a Time in Venice, ale o absurdalne wymyślenie zdania: Jak dogryźć mafii. Ten tytuł nie ma nic wspólnego z tym filmem: nie ma tutaj żadnego dogryzania, nie ma też mafii (są gangi uliczne), nie ma więc żadnego związku. Miała być to gra słowna, bo jest pies? Tylko że tytuł ma zachęcać i powinien mieć związek z tym, co oglądamy, a tak nie jest. Rzadko narzekam na polskie tytuły, ale w tym przypadku jako widz czuję się wprowadzony w błąd. Szkoda mi aktorów występujących w tym filmie, bo to nazwiska uznane, ciekawe i warte lepszego materiału. Dostają oni scenariusz pełny banałów, sztamp i schematów bez żadnego pomysłu, jak to opowiedzieć z jajem. Nie ma tutaj tempa, historii, która angażuje i wciąga, a jedynie zlepek czasem chaotycznych scen, które wywołują obojętność. Przyznam, że obejrzałem bez irytacji, ale to tak naprawdę jeszcze gorzej świadczy o tym dziele. Porządny zły film potrafi zdenerwować, sprawić, że żałujemy pieniędzy. A tu? Pozostaje jedynie znudzenie i wzruszenie ramionami.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj