Jednonogi bandyta
Justified w swoim siódmym odcinku robi coś, czego miałem nadzieję już nie zaznać w tym sezonie – ponownie uspokaja akcję i sięga po zapełniający wątek proceduralny. Ogląda się to dobrze, ale po rewelacyjnych dwóch poprzednich epizodach taki zabieg wydaje się być niepotrzebny.
Justified w swoim siódmym odcinku robi coś, czego miałem nadzieję już nie zaznać w tym sezonie – ponownie uspokaja akcję i sięga po zapełniający wątek proceduralny. Ogląda się to dobrze, ale po rewelacyjnych dwóch poprzednich epizodach taki zabieg wydaje się być niepotrzebny.
Muszę przyznać, że oczekiwałem czegoś o wiele lepszego po Justified z uwagi na dwutygodniową przerwę. Moje nadzieje były chyba uzasadnione, gdy ma się na uwadze niedawne wydarzenia: sojusz Boyd/Darryl oraz napięte relacje pomiędzy Artem i Raylanem. Prawda jest taka, że motywy te na pewno jeszcze nas zachwycą i prędzej czy później wybuchną ze zdwojoną siłą. Stanie się to jednak najwcześniej w ósmym odcinku. Tym razem obyło się bez fajerwerków.
Cała dynamika: naburmuszony Art i skruszony Givens, kompletnie nie pasuje do tego serialu i tylko nadwyręża nasz obraz relacji pomiędzy dwoma panami, które zawsze były bezpośrednie i przesiąknięte niemałą dawką sarkastycznego humoru. Oby nie pogłębiało się to w kolejnych odcinkach, bo Justified sporo na tym traci, a akurat rozwijanie psychologii tych konkretnych postaci na etapie piątego już sezonu nieco mija się z celem. Kogo jak kogo, ale twórców hitu FX na pewno stać na to, aby w mgnieniu oka rozruszać ten wątek na nowo. W końcu skupiony na Arcie i naszpikowany akcją piaty epizod był w tej serii najlepszy, a nagłe zepchnięcie tego bohatera na dalszy plan jest ruchem co najmniej dziwacznym.
[video-browser playlist="633872" suggest=""]
Główną osią historii jest tym razem pościg za jednonogim hakerem, który nie ma absolutnie żadnego związku z podstawowymi liniami fabularnymi. Typowy filler, który pozostawia po sobie pozytywne wrażenie, ale jednocześnie mocno spowalnia akcję. Zaletą jest fakt, że w końcu znalazło się w scenariuszu miejsce dla Tima, który uraczył nas kilkoma świetnymi one-linerami. To, że jest go tak mało w tym sezonie, to kolejna rysa, która powinna zostać natychmiastowo skorygowana. Nie oszukujmy się - choć nadal bardzo klimatyczna oraz napisana z gracją i elegancją, nie jest to najlepsza seria Justified; jest dość nierówna i ma kilka poważnych słabych punktów. Wszystko to jednak zostanie w momencie wybaczone, gdy okaże się, że wydarzenia te stanowią zawiązanie akcji i fundamenty fabuły finałowego sezonu. Właśnie za rok będziemy mogli ocenić, czy pewne zabiegi zastosowane w obecnej odsłonie serialu były uzasadnione.
Oczywiście byłoby zbyt surowe ocenianie całego "Raw Deal" jako zapychacza do zapomnienia. Na końcu dochodzi bowiem do dość istotnego wydarzenia w historii Justified i ginie dość istotna drugoplanowa postać, która pojawiała się w produkcji od jej początku. Powracamy również do więziennego wątku Avy, którego również mogłoby być mniej kosztem historii zdecydowanie ciekawszych. Wyprawa Boyda do Meksyku także pozostawiała wiele do życzenia, jako że większość czasu siedział biernie, skuty kajdankami. Nawet jego hipnotyzujące monologi zostały ograniczone do minimum.
Ten odcinek to mimo wszystko faza przejściowa, ale końcówka daje nadzieję, że tempo znów drastycznie wzrośnie, a druga połowa sezonu nie pozwoli nam na chwilę wytchnienia.
Poznaj recenzenta
Oskar RogalskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat