Jednostka 19: sezon 2, odcinek 15 - recenzja
Druga część z crossoverowego wydarzenia z Chirurgami ma nieco więcej do zaoferowania, niż ta w serialu o lekarzach. Nie udało się jednak oprzeć pretensjonalności i schematyczności. A dla tych co są wrażliwi małe ostrzeżenie - najlepiej przygotować chusteczki, bo łzy poleją się gęsto.
Druga część z crossoverowego wydarzenia z Chirurgami ma nieco więcej do zaoferowania, niż ta w serialu o lekarzach. Nie udało się jednak oprzeć pretensjonalności i schematyczności. A dla tych co są wrażliwi małe ostrzeżenie - najlepiej przygotować chusteczki, bo łzy poleją się gęsto.
Akcja odcinka jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń w Chirurgach, dlatego jeśli ktoś nie śledzi tych dwóch seriali, będzie miał problem z logiką fabuły wyłącznie w serialu Jednostka 19. Niemniej jednak wydarzenia same w sobie od razu wskakują na wysokie obroty i nie pozwalają widzowi odetchnąć ani na chwilę.
Przede wszystkim cały odcinek jest poświęcony dwóm postaciom: szefowi Ripley i Victorii, a raczej ich miłosnej historii. Po dość niespodziewanych oświadczynach Vic i niecodziennej reakcji Lucasa związek tej dwójki stoi pod znakiem zapytania, tym bardziej że Ripley ma kłopoty ze zdrowiem. I to poważne, bo zatrucie kwasem fluorowodorowym jest w tym konkretnym przypadku śmiertelne. Ripley umiera powoli, mając jednak czas, by pożegnać się z siostrą, Sullivanem i Victorią. Jest to jak najbardziej rozdzierające pożegnanie, pełne płaczu i pięknych słów. Jest to też śmierć na swój sposób bohaterska, bo przecież Ripley odniósł rany podczas ostatniej akcji ratowniczej.
Pod względem technicznym i aktorskim serial wygląda dobrze. Sceny posiadają odpowiedni ładunek emocjonalny, by wydusić łzy z tych bardziej wrażliwszych widzów. Tym bardziej, że postać Ripley’a od samego początku była sympatyczna i lubiana, więc jego strata będzie odczuwalna w późniejszych odcinkach. Problematyczny jest też scenariusz, który bardzo wygładza sam proces śmierci. Tak na dobrą sprawę nie widzimy choroby u Ripleya, nie jest ona namacalna dla widzów. Widzimy go tylko leżącego w łóżku i bohatersko rezygnującego z inwazyjnej pomocy, by umrzeć na własnych zasadach. Jeśli ktoś lubi długie i rzewne pożegnania, to ten odcinek jest spełnieniem najskrytszych marzeń. Ale jeśli ktoś uważa to za ckliwą przesadę, to w najlepszym przypadku będzie się po prostu nudził. A to wszystko dlatego, że Ripley umiera w tak oklepany sposób, że chyba bardziej przewidywalnie by się już nie dało. Są tu wszystkie elementy, które wielokrotnie widzieliśmy w takich przypadkach - upartość bohaterów, unikanie rozmowy, by wyjaśnić własne zdanie i potrzeby, emocjonalne przepychanki, drobne utarczki z rodziną przy łóżku umierającego. Wszystko sprzeciwia się bohaterom i stoi na ich drodze do szczęścia, które ostatecznie znika wraz ze śmiercią Lucasa. Można było już wcześniej się domyślić, że wątek Ripleya i Victorii może podążyć tą drogą. Jest to typowe dla seriali, takie wprowadzenie do fabuły konfliktu tuż po satysfakcjonującym momencie szczęścia bohaterów. Czasem kończy się zwykłym rozstaniem, a czasem śmiercią bohatera. Biorąc pod uwagę, że postać Ripleya nie była głównym członkiem remizy, a ostatnio doszło do pojednania jego i Sullivana, to jego odejście z serialu stawało się coraz bardziej prawdopodobne.
Serial ratuje się trochę, próbując urozmaicić fabułę innymi przypadkami dla strażaków. Niby jest krótka akcja ratownicza, podczas której Victoria próbuje pomóc zdesperowanej kobiecie zejść bezpiecznie na dół z dużej wysokości. Stanowi ona jednak jedynie element utrudniający Victorii poznanie prawdy na temat stanu Ripley’a, niż jest wartościową akcją ratowniczą samą w sobie. Działa to po prostu irytująco, tym bardziej że postać poszkodowanej jest zarysowana pobieżnie i nie do końca można wczuć się w jej położenie. Sytuacji nie poprawia fakt, że na miejscu zdarzenia był nie kto inny, tylko Ryan, jakby tylko on jeden z całej policji Seattle był na służbie.
Odcinek jest też pełen wspomnień Victorii i Ripleya, szczególnie w tych ich najszczęśliwszych momentach. Stanowi hołd dla ich związku i tego że przez kilka odcinków ta dwójka bohaterów pełna była uśmiechu, radości i wyrozumiałości, czego często nie widzi się w telewizji. Te drobne konflikty, które były między nimi, rozwiązywano sprawnie i bez zbytecznych katastrof. Te wspomnienia miały na celu ukazanie jak dobrze do siebie pasowali ci bohaterowie, a co za tym idzie, jak bardzo zaboli śmierć Lucasa. Odcinek kończy się natomiast piękną sceną, w której strażacy remizy 19 kładą się na dachu jednego z samochodów strażackich i tym samym jednoczą się w cierpieniu z Victorią. Po raz pierwszy od dawna można widać, że remiza stanowi przedłużenie rodziny dla bohaterów, a nie tylko miejsce pracy. Nawet sceny w szpitalu nie były tak wymowne w swoim znaczeniu niż ta, zamykająca ten epizod.
Mam bardzo mieszane co do tego odcinka. Jako wydarzenie crossoverowe z serialem Chirurdzy, nie sprawdza się najlepiej. Z prostego powodu - jedynym elementem łączącym obie produkcje była postać Maggie, która musiała zgłosić się do innego szpitala, by dalej sprawować medyczną opiekę nad Lucasem. Co prawda jest to ten sam szpital, w którym dr Bailey była leczona, gdy dostała ataku serca, ale nic ponad to. Ten fakt wzbudza moje wewnętrzne rozczarowanie. Gdyby wyciąć postać dr Pierce i zastąpić ją kimkolwiek innym lekarzem, serial nie straciłby nic ze swojego ostatecznego wydźwięku. A biorąc pod uwagę, że oba seriale wielokrotnie wypożyczają sobie bohaterów, bez wcześniejszego zapowiadania corssoverowego eventu, to tym razem rozbudzono po prostu moje nadzieje. Jak widać, zupełnie zbędnie.
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat