„Jest twoją pierwszą miłością. Ja zamierzam być ostatnią”
Stacja The CW podtrzymuje złą passę emitując kolejny słaby finał swojej flagowej produkcji. The Vampire Diaries zamiast szokującym cliffhangerem raczą widzów infantylnymi wręcz historiami miłosnymi, wieloma słabo powiązanymi ze sobą wątkami oraz sztucznym aktorstwem. A pomyśleć, że jeszcze tak niedawno na każdy odcinek tej produkcji czekało się z zapartym tchem…
Stacja The CW podtrzymuje złą passę emitując kolejny słaby finał swojej flagowej produkcji. The Vampire Diaries zamiast szokującym cliffhangerem raczą widzów infantylnymi wręcz historiami miłosnymi, wieloma słabo powiązanymi ze sobą wątkami oraz sztucznym aktorstwem. A pomyśleć, że jeszcze tak niedawno na każdy odcinek tej produkcji czekało się z zapartym tchem…
Trudno było oczekiwać po finale czegoś zaskakującego biorąc pod uwagę ostatnie odcinki (a nawet cały sezon), ale gdzieś tliła się nadzieja, że twórców stać na stworzenie historii, która choćby w najmniejszym stopniu była w stanie zainteresować widza. Niestety "Graduation" to parada wielu wątków, które niezwykle słabo ze sobą korespondują, pomimo że są chronologicznym następstwem wydarzeń prowadzących do zakończenia. Powrót z zaświatów znanych nam postaci, mimo że miły dla oka i serca, był zupełnie bez sensu. Latające tu i tam nadprzyrodzone stworzenia żądne zemsty wprowadzają więcej zamieszania niż pożytku, nie wspominając już o tym, że w ogóle nie popychają akcji do przodu, a wprowadzają zupełnie niepotrzebny zamęt. Co z tego, że można się uśmiechnąć na widok Ricka, Jeremy’ego czy Lexie, skoro ich powrót nic nie wnosi i zaraz zgodnie z oczekiwaniem znikną z serialu? Naprawdę można było to dużo lepiej i sensowniej rozegrać.
Równie niezrozumiałe jest uwypuklenie i wyeksponowanie przez scenarzystów związków miłosnych. Choć sam jestem fanem relacji Klaus-Caroline (świetna scena na stadionie!) czy Rebekah-Matt (swoją drogą dzięki pierwotnej szary Matt nabrał wreszcie jakiejkolwiek wyrazistości), to czas, jaki poświęcono każdej relacji, był jakąś niedorzeczną kpiną (nie wspominając o tym, że par, które twórcy wzięli sobie na tapetę w finałowym odcinku, było zwyczajnie za dużo). Z tymi wątkami wiąże się kolejny duży minus, którego dosyć nieoczekiwanie autorem został Damon do spółki oczywiście z Eleną. Ich finałowe pojednanie wypadło tragicznie tak pod względem aktorskim, jak i dialogowym. Naprawdę, dawno nie widziałem tak sztucznej sceny rodem wyjętej z czasopism typu "Bravo" czy brazylijskich telenoweli. Niestety lista osób, która nie popisała się aktorsko w tym odcinku, jest dosyć długa, a Somerhalder i Dobrev to tylko wierzchołek góry lodowej.
[image-browser playlist="591305" suggest=""]©2013 The CW
Na parę osobnych słów zasługuje zakończony wątek lekarstwa na wampiryzm oraz niejako wiążący się z nim cliffhanger. Przez cały finałowy odcinek oglądaliśmy teatrzyk, kto będzie miał osławioną odtrutkę, co, muszę przyznać, budziło spory niesmak. Dialogi oraz przepychanki pomiędzy kolejnymi postaciami o tę rzecz strasznie nużyły, jednakże sam wybór osoby, która je zażyła, był nad wyraz trafny i zaskakujący. Ciekawe jakie to przyniesie konsekwencje? Może wreszcie pannę Pierce poznamy od nieco innej strony. Wątek ten wiązał się z nieśmiertelnym Silasem, który powrócił w ostatnie scenie. Zaskakujące? Czy ja wiem... Niektórych na pewno mogło to zszokować, aczkolwiek znając charakterystykę serialu i liczbę powrotów z zaświatów, było to w jakimś stopniu do przewidzenia. Trzeba przyznać, że powrót tej postaci to akurat dobre posunięcie i może sporo namieszać w życiu naszych bohaterów. Nawet dialog, jaki toczył się pomiędzy Stefanem a Silasem - o dziwo - był intrygujący. Istnieje jednak ryzyko, że twórcy znowu rozwodnią za bardzo ten pomysł w następnym sezonie, przez co przestanie on frapować widza tak, jak to ma miejsce w tej chwili. Za cliffhanger rzecz jasna miał robić tonący Stefan, tylko kto tak naprawdę wierzy, że Julia Plec i Kevin Williamson odważą się go zabić?
Innym malutkim, ale jednak plusikiem, była niewątpliwie muzyka. Kawałki pop-rockowe nie pozwalały usnąć podczas większości nudnych i przewidywalnych scen. Pod tym względem ekipa Pamiętników wampirów jak zwykle stanęła na wysokości zadania.
Finał 4. sezonu był niewątpliwie najsłabszym z dotychczasowych. Nie zaoferował praktycznie niczego, co mogło zelektryzować widza. Cechował się słabą i przewidywalną fabuła, dużą dozą sztucznego aktorstwa oraz zupełnym nieporozumieniem jeśli chodzi o spójność wydarzeń toczących się na ekranie. Całość ratuje jedynie przeciętny cliffnager i przyzwoita muzyka, ale to zdecydowanie za mało, aby zatrzymać widza przy serialu…
Źródło: fot. ©2013 The CW
Poznaj recenzenta
Łukasz AncyperowiczDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat