Joker: Folie à deux – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 4 października 2024Todd Phillips powraca do Gotham i postaci Arthura Flecka. Pytanie, czy w tej historii zostało coś jeszcze nowego do opowiedzenia.
Todd Phillips powraca do Gotham i postaci Arthura Flecka. Pytanie, czy w tej historii zostało coś jeszcze nowego do opowiedzenia.
Reżyser Kac Vegas zadziwił wszystkich, gdy w 2019 zaprezentował swoją autorską wizję historii Jokera. W jego interpretacji jest nim Arthur Fleck (Joaquin Phoenix), człowiek, który stłamszony przez swoje otoczenie w końcu nie wytrzymuje. Chowa się za wymyśloną personą Jokera i podczas emitowanego na żywo programu telewizyjnego zabija prowadzącego show Murraya Franklina (Robert DeNiro). Dzięki temu morderstwu Fleck staje się celebrytą. Wszyscy wiedzą, kim jest Joker. Ma on zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. W więzieniu Arkham jest traktowany jak gwiazda. Klawisze niezbyt za nim przepadają, ale doceniają jego talent w opowiadaniu żartów. Traktują go jak niegroźnego świra. Zapisują go nawet na terapię muzyczną, podczas której Arthur poznaje Lee (Lady Gaga), kobietę, która jest zafascynowana Jokerem. Ma na jego punkcie obsesję. I zrobi wszystko, co w jej mocy, by ludzie zrozumieli jego geniusz, a wymiar sprawiedliwości wypuścił go na wolność. Jej entuzjazm niezbyt podoba się obrończyni z urzędu Flecka, która obawia się, że nowa ukochana jej klienta raczej będzie przeszkadzała w jego obronie niż pomagała.
Joker: Folie à deux to nie jest powtórzenie tej samej historii co poprzednio. Reżyser Todd Phillips serwuje nam musical przeplatany dramatem sądowym. Ukazuje nam postać złamanego przez życie bohatera, któremu wydaje się, że los się do niego uśmiechnął. Że w końcu spotkał na swojej drodze kogoś, kto go pokochał. Da niego samego. Kogoś, kto dostrzega w nim wyjątkowość. Ta miłość dodaje mu skrzydeł, ale nie pewności siebie. Arthur dalej jest tym bezbronnym facetem, który by się czemukolwiek przeciwstawić, musi schować się za plecami swojego alter ego. Ciekawie ogląda się tę wewnętrzną szarpaninę dwóch person, które chcą się wydostać. Z jednej strony mamy Jokera, który chce być podziwiany, chce, by oczy wszystkich były zwrócone w jego kierunku. A z drugiej mamy Arthura, który pragnie spokoju i miłości tylko jednej osoby. Jemu niepotrzebne jest uwielbienie tłumu.
Phillips wybrał tym razem formę musicalu, by zaprezentować całą historię i muszę przyznać, że sprawdza się ona średnio. Bo może i utwory Franka Sinatry That’s Life czy Judy Garland Get Happy pasują zarówno do fabuły filmu, jak i do jego klimatu. Ale jest tego moim zdaniem trochę za dużo. Pojawienie się niektórych wstawek muzycznych było po prostu wymuszone. I o ile Lady Gadze nie można nic zarzucić i jej utwory chętnie dodałem do swojej listy na Spotify, to Joaquin Phoenix nie wypada dobrze we wszystkich utworach. Przy niektórych piosenkach się krzywiłem.
Cały geniusz Joker: Folie à deux sprowadza się tak naprawdę do odwrócenia pewnych schematów związku pomiędzy Jokerem a Harley Queen, które znamy z komiksów i Batman. Nasz bohater nie jest pewnym siebie samcem alfa. Jet raczej złamanym mężczyzną szukającym miłości. Harley jest zakochana w Jokerze, a samego Arthura nie zauważa. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że nim gardzi. Nie jest nim kompletnie zainteresowana. Chce obcować z tą personą wielbioną przez tłumy i pokazywaną w telewizji. Chce ogrzewać się w jego blasku. Stać u jego boku, gdy wszystkie kamery i fotoreporterzy są skierowani w jego stronę. Marzy o tym, by być też znana. Todd Phillips stawia więc pytanie, czy mężczyzna jest w stanie zrobić wszystko dla miłości. Czy jest w stanie stłamsić prawdziwego siebie, tylko po to, by zatrzymać ukochaną kobietę przy sobie. Jeśli oczekujecie mrocznego dramatu pokroju poprzedniej części, to raczej nie wyjdziecie z kina zadowoleni. Reżyser wywraca cały stolik i zmienia kompletnie konwencję. Dodaje jej koloru, muzyki i tanecznych akcentów. Nie serwuje nam jeszcze raz tej samej opowieści w odrobinę innej stylistyce, jak to zrobił z Kac Vegas w Bangkoku. Stara się kompletnie zmienić gatunek. A gdy już kończą mu się muzyczne pomysły, to przechodzi w drugi akt, który jest dramatem sądowym, gdzie Arthur przed ławą przysięgłych odstawia show, walcząc o swoją wolność. O to, by dostrzeżono to, kim naprawdę jest. Problem polega jednak na tym, że on sam dokładnie nie wie, kim jest.
Joker: Folie a deux jest ciekawym podejściem do postaci Jokera, w którym reżyser odpowiada na kilka pytań z poprzedniej części i zostawia nas z nowymi. To także studium społeczeństwa, które szuka idoli za wszelką cenę i szybko utożsamia się nawet mordercami, jeśli są oni barwni. Wydaje mi się, że zakończenie (którego nie zdradzę) mocno podzieli widzów na tych, którzy będą zachwyceni tym, jak reżyser odpowiada na pytanie, czy Joker, którego oglądamy na ekranie, jest tym ikonicznym wrogiem Batmana i na tych którzy, będą raczej rozczarowani.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
Co o tym sądzisz?