Każdy dzień to walka
Jedenasty odcinek Chirurgów sponsoruje literka "W" jak "walka". Dostajemy kilka przeplatających się wątków związanych z poszczególnymi operacjami i trzeba przyznać, że jest naprawdę dobrze. Po kilku nudniejszych momentach w poprzednich epizodach znowu wracamy na właściwe tory. Jedyne, co smuci, to powolne żegnanie się z postacią Cristiny - twórcy nadal nie chcą zakończyć jej konfliktu z Meredith.
Jedenasty odcinek Chirurgów sponsoruje literka "W" jak "walka". Dostajemy kilka przeplatających się wątków związanych z poszczególnymi operacjami i trzeba przyznać, że jest naprawdę dobrze. Po kilku nudniejszych momentach w poprzednich epizodach znowu wracamy na właściwe tory. Jedyne, co smuci, to powolne żegnanie się z postacią Cristiny - twórcy nadal nie chcą zakończyć jej konfliktu z Meredith.
Dzieje się w Seattle. Meredith czeka operacja na owcy, w ruch idzie drukarka 3D. W tym samym czasie przełomowy zabieg wykonuje Cristina z "rekinkiem", jej osobistym podnóżkiem. Wszyscy dookoła są zainteresowani, choć operacją Grey jakby mniej. April szykuje się do ślubu, przyjeżdżają nawet jej siostry. Matthew zaczyna konflikt z Averym, choć szybko go zażegnuje. Fabuła pędzi jak szalona, ale w tle ciągle pobrzmiewają najważniejsze słowa: "Każdy dzień to walka". Zarówno z własnymi słabościami, jak i przeciwnościami losu. Shonda Rhimes nigdy nie bała się śmierci i daleko jej było do pokazywania idealnych scenek, gdzie każdy pacjent przeżywa, a lekarze są niczym półbogowie. Los nie szczędzi bohaterów Chirurgów.
Nie inaczej jest i tym razem. Widać to szczególnie w codziennej pracy, próbie oszukania i pokonania śmierci, a także osobistych dramatach bohaterów. Na prostą wychodzi w końcu dziwny wątek Bailey. Był on o tyle ryzykowny, że pojawił się nagle i na dobrą sprawę nie miał aż tak dobrego wytłumaczenia. Niby Miranda była posądzona o błąd w sztuce lekarskiej, miała nadzór, audyt i w ogóle, ale z drugiej strony poradziła sobie z tym, a tu nagle ni z gruchy, ni z pietruchy wyskakuje jej nerwica natręctw. Teraz chodzi za nią psycholog i dokładnie analizuje każde jej poczynania. Upierdliwa osoba, ale niezwykle przydatna. Oczywiście na nic to, bo największy wpływ na chirurga ma oczywiście Webber, który zostaje wypisany ze szpitala, ale szybko wraca, żeby ćwiczyć. Ten powrót także cieszy, bo brakowało tej postaci; jej leżenie w łóżku i marudzenie było po prostu nudne. Teraz znowu występuje w roli mentora - tym razem Bailey. Tłumaczy jej wszystko, pokazuje swój przykład i jest to punkt przełomowy. Miranda postanawia wziąć leki i zająć się sobą. Dobrze to wróży na przyszłość.
Nadal nie słabnie konflikt na linii Grey-Yang. Z jednej strony obie bohaterki są blisko pojednania, z drugiej ciągle stoi im coś na przeszkodzie. Tym razem jest to Ross, który coraz bardziej angażuje się w pomoc Cristinie, a jednocześnie ewidentnie widać, że zaczyna coś do niej czuć. Coś, co miało być jedynie seks-relacją, staje się chyba czymś więcej. To właśnie Shane, zwany wesoło "rekinkiem", jest elementem zapalnym. Jego chore ambicje i stosunek do Grey psują całą relację. Trochę to niezrozumiałe. Jak osoba, która jest jedną z właścicielek szpitala, zasiada w zarządzie i ma po swojej stronie Dereka, może pozwalać sobie na takie zachowanie zwykłego chirurga, do tego młodszego stażem? Trochę to niezrozumiałe. Na jej miejscu zastosowałbym dyscyplinarkę i byłoby po sprawie, szczególnie że Yang młodego lekarza jakoś specjalnie nie broni.
[video-browser playlist="634846" suggest=""]
Obie panie rywalizują też operacjami. Tego, że Yang jest chirurgicznym geniuszem, nie trzeba nikomu mówić, gdyż podkreślane jest to od pierwszego odcinka. Cieszy jednak fakt zainteresowaniem się Grey. Jej perypetie zwykle opierały się na miłości do Dereka, ciąży, problemach osobistych, relacjach z rodziną itp. W końcu dostrzeżono jej potencjał, świetne geny (ach, ta genialna matka i kompleksy Meredith) oraz zrobiono coś w kierunku medycyny. Główna postać z tła stała się wreszcie interesującym elementem, który może namieszać w medycynie. Byłoby miło, wszak dostała dotację, kupiła drukarkę 3D i chce zmieniać świat.
Powoli kończy się także wątek Kepner i jej ślubu. Pewnie dojdzie do tego w finale sezonu, ale to dobrze, bo choć lubię April, to czasami działa mi na nerwy. Jej siostry to już w ogóle chodząca porażka - pod tym względem przypominają mi rodzinę George'a, a każdy uważny widz stwierdzi, że mamy niejako powtórkę z rozrywki. Podobny motyw zastosowano w stosunku do sióstr Dereka, choć one przynajmniej były wykształcone.
Twórcy naprawiają także relacje pomiędzy Arizoną a Callie. Ta dwójka najprawdopodobniej znowu stanie się wzorcową parą. Jednocześnie pojawiają się relacje pomiędzy ojcem Kareva i Alexem. Karev to jedna z najciekawszych, a przy tym najbardziej nieprzewidywalnych i tajemniczych postaci, dlatego dobrze, że scenarzyści powracają także i do tego wątku.
Działo się w jedenastym odcinku, działo się. Nie wszystkie rozwiązania fabularne mi się podobają, niektóre są mocno naciągane, ale trzeba przyznać, że twórcy się starają. Nie jest nudno, czasami wręcz emocjonująco, a choć nie widać tu poziomu pierwszych sezonów, to cieszy, że po dziesięciu latach na antenie serial wciąż potrafi zainteresować. Ciekaw jestem, jak twórcy rozwiążą sprawę odejścia Yang. Błąd w sztuce lekarskiej? Pokłócenie się ze szpitalem i załogą? A może pogłębiający się konflikt z Meredith? Oby było to rozwiązanie dobre i sensowne. Postać ta, pomimo całej mojej niechęci do niej, zasługuje na godne pożegnanie.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat