Kiedy upadają królestwa
Data premiery w Polsce: 6 listopada 2013Nowe dzieło Morgan Rhodes to na pierwszy rzut oka sztampowa pozycja powieści z gatunku high-fantasy. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom - pod płaszczykiem dworskich intryg, wojen, magii i fantastyki dostajemy pełnokrwisty dramat ludzi, którzy kochają i chcą być kochani. To największa zaleta, a jednocześnie wada Upadających królestw.
Nowe dzieło Morgan Rhodes to na pierwszy rzut oka sztampowa pozycja powieści z gatunku high-fantasy. Nie dajcie się jednak zwieść pozorom - pod płaszczykiem dworskich intryg, wojen, magii i fantastyki dostajemy pełnokrwisty dramat ludzi, którzy kochają i chcą być kochani. To największa zaleta, a jednocześnie wada Upadających królestw.
Mytika była podobno wspaniałym miejscem. Ogromną krainą pełną dostatku, magii i życzliwości innych ludzi. Niestety dwie Obserwatorki (istoty żyjące w innym wymiarze i obserwujące ludzki świat) wykradły magiczne kamienie symbolizujące cztery żywioły i od tej pory nastały gorsze czasy. Kraina podzieliła się na trzy królestwa: Paelsię, Limeros i Auranos, a ich władcy pozamykali granice, żyjąc w swoich państwach. Tymczasem po wielu latach pokoju przychodzą czasy konfliktów i wojen.
Fabuła jest odpowiednio zagmatwana, a postaci wystarczająco wiele, żeby na początku się pogubić. W każdym królestwie dostajemy paczkę bohaterów. W Auranosie jest to księżniczka Cleo, jej gwardzista, giermek Nic i parę innych osób. W Limerosie to przede wszystkim książę krwi Magnus, jego siostra Lucia, król Gaius i czarownica Sabina. W Paelsii najważniejsi są Jonas i najlepszy przyjaciel Brion. Ale bohaterów na swojej drodze spotkamy o wiele więcej.
Streszczanie historii nie ma najmniejszego sensu, bo odbiera całą zabawę obcowania z lekturą. Zdradzenie choć jednego szczegółu potrafi zepsuć całość, dlatego jedyne, co można napisać, to fakt, że w dziele Morgan Rhodes wiele się dzieje. Każdy rozdział to inna kraina, inne miejsce, inny bohater. Ich wzajemne losy się przeplatają, a pod koniec, podczas bitwy, wszyscy są nawet w tym samym miejscu. Niektórzy z nich się wzajemnie nienawidzą, inni tolerują, jeszcze inni lubią bądź kochają. Właściwie wszystkie wydarzenia, cały system magii i historia ma na celu ukazanie ich uczuć. To stanowi też największą siłę książki. Autorka dobrze opisuje uczucia i widać, że w tych klimatach czuje się najlepiej.
Gorzej wypada samo fantasy. Nazwy królestw są infantylne, podobnie jak imiona, opisy walk, bitew, cały system magii i wszystko, co jeszcze przychodzi na myśl. Stworzyć dobre podwaliny świata jest niezwykle trudno, łatwo popaść w śmieszność lub groteskę. Zbyt potężni magowie w powieściach nijak się mają do realiów, ale obdzieranie świata z magii także nie jest właściwie. Morgan Rhodes wyszła z tego obronną ręką. U niej, żeby czarować, trzeba wzmacniać się krwią, zaś magia jako taka niemal wyparowała i dopiero ma się odrodzić. To daje jej dobre pole wyjściowe do kolejnych dwóch powieści - tak, "Upadające królestwa" mają być trylogią.
Czytając, bawiłem się dobrze. Niesamowitą zaletą całości jest to, że książkę się niemal pochłania. Przelatuje się przez kolejne stronice, nawet nie zauważając, kiedy dobrniemy do końca. Żywe opisy, całkiem niezła kraina i ciekawe postacie spodobają się czytelnikom, choć obawiam się, że dla fanów fantasy pozycja będzie zbyt naiwna i infantylna, zaś dla dziewczyn - momentami za bardzo brutalna. Złotym środkiem jest przeczytać pozycję, kiedy akurat nie mamy nic innego do roboty - wtedy całość dostarczy nam odpowiedniej porcji zabawy, pozwoli zapomnieć o codzienności i cieszyć się światem Mytiki. Czy polecam? Tak! Czy nakłaniam do natychmiastowego kupna? Niekoniecznie. Czy dobrze się bawiłem? Jak najbardziej.
Poznaj recenzenta
Mateusz DykierDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat