Koło czasu - sezon 2, odcinek 4 - recenzja
Czwarty odcinek Koła czasu prowadzony jest spokojnym, płynnym tempem, ale nie zabrakło w nim zaskoczeń. Mimo wszystko pozostawia pewien niedosyt.
Czwarty odcinek Koła czasu prowadzony jest spokojnym, płynnym tempem, ale nie zabrakło w nim zaskoczeń. Mimo wszystko pozostawia pewien niedosyt.
Nowy odcinek Koła czasu rozpoczął się od uwolnienia pewnej tajemniczej kobiety przez Ishamaela, co już na samym początku mogło zaciekawić. W końcu największy złoczyńca serialu znowu planował coś niecnego w stosunku do głównych bohaterów. Fares Fares dobrze gra tę postać, ale brakuje mu jakiegoś blasku. Nie roztacza wokół siebie poczucia zagrożenia czy potęgi – Álvaro Morte radzi sobie z tym zdecydowanie lepiej; wszyscy podchodzą do niego z dystansem, a przecież jest „tylko” Fałszywym Smokiem Odrodzonym, odciętym od Źródła, a nie osnutym złą sławą Przeklętym. Ishamael pojawia się ni stąd, ni zowąd, knuje i grozi, co wcale nie robi wrażenia. Nie jest dobrze, gdy główny antagonista nie wzbudza większych emocji.
Na koniec okazało się, że kobieta, którą uwolnił Ishamael, była jedną z Przeklętych. I to nie byle jaką – to Lanfear, która jako Selene romansowała z Randem przez pierwsze odcinki 2. sezonu. To mogło zaskoczyć, ale i tak nic nie usprawiedliwia twórców, że napisali tak okrutnie nudny i nieangażujący wątek (zawinił głównie drewniany Josha Stradowski). Natasha O'Keeffe świetnie pasuje do roli Lanfear, ale nawet ona nie była w stanie wycisnąć więcej ze scenariusza. Scena konfrontacji ze Sprzymierzeńcem Ciemności nie wzbudziła dreszczyku emocji – podobnie jak Moiraine ratująca Randa. Mimo wszystko były to najciekawsze sceny z całego epizodu, który tym razem nie obfitował w dynamiczne wydarzenia.
Twórcy na główną bohaterkę serialu wybrali Rosamund Pike, więc muszą poświęcić jej dużo czasu. Z uwagą rozwijają wątek, który odsłonił jej dworskie korzenie oraz skomplikowaną przeszłość. To ważne, aby pogłębić Moiraine i pokazać, że jest wielowymiarową postacią. To ugruntowuje i rozszerza świat przedstawiony. Mimo to wątek niezbyt intryguje, a rykoszetem dostaje jeszcze Lan, w którego wciela się Daniel Henney. Jako jej strażnik jest istotny dla fabuły, ale tempo jego historii oraz przynudzającej relacji z Alanną i jej strażnikami działa zniechęcająco. Ma się wrażenie, że jego wątek jest na siłę przedłużany.
Zupełnie inaczej jest w przypadku Perrina, który jest nijaki, ale jego wątek budzi zaciekawienie. Krok po kroku odkrywamy jego wilcze umiejętności oraz ich specyfikę – po to, aby odróżnić je od tych Aes Sedai czy Min widzącej przyszłość. Perrina jest tyle w odcinku, ile powinno, aby podkreślić jego fabularną wartość i nie znudzić widza.
Nynaeve znów przyćmiła ciągle narzekającą Egwene, która od dłuższego czasu stoi w miejscu – jej wątek ożywia tylko Elayne; w porównaniu z pogłębiającą się relacją byłej Wiedzącej z Landrin jest on po prostu mdły. Dostaliśmy interesujący zwrot akcji, w którym Aes Sedai z Czerwonych Ajah pokazała prawdziwą twarz, atakując dziewczyny w podziemiach. To mogło zaskoczyć! Jednak wydaje się, że jej sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo twórcy długo rozwijali tę antybohaterkę. Nie powstrzymano się od cliffhangera, który skutecznie zachęca widzów do sprawdzenia w kolejnym odcinku, jak potoczą się losy przyjaciółek z Dwu Rzek.
Wątek z Matem został sprowadzony do dwóch niedługich, ale przynajmniej konkretnych scen, w których dominowała Min. To nie dziwi, bo Kae Alexander gra wyraziście i przekonująco. Niezwykła umiejętność jest dla niej raczej przekleństwem. Mimo wszystko większą uwagę powinno się poświęcać ta'verenowi. Ponownie pojawił się Ishamael, ale jego obecność nie podniosła znacząco poziomu emocji. Dzięki temu wiemy, że bohaterowie będą zmierzać do Cairhien, więc prawdopodobnie dopiero tam wydarzenia nabiorą rozpędu.
W czwartym odcinku Koła czasu nie było dynamicznej akcji. Jego fabuła różni się od oryginału, ale jest w duchu książek, a poszczególne wątki są dostosowane do języka serialu i tempa odcinków. Twórcy budują ten świat kosztem powolnie rozwijającej się historii, która skrywa kilka niespodzianek. Czuję pewien niedosyt po seansie, bo przedstawione wydarzenia nie zrobiły na mnie większego wrażenia ani nie zaangażowały emocjonalnie. Jednak wydaje mi się, że to odcinek przejściowy. Te bardziej interesujące zwroty akcji na pewno są jeszcze przed nami!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat