fot. materiały prasowe
Kino artystyczne często jest specyficzne, ponieważ reżyserzy mają w nim przestrzeń na to, by eksperymentować i próbować różnych dróg – by dać widzom coś innego i świeżego. A przynajmniej postarać się stworzyć coś, czego nikt jeszcze nie widział. Problem pojawia się wówczas, gdy ktoś tworzy wizję artystyczną, która może wywołać skrajne emocje, i opowiada historię, której wydźwięk jest daleki od zrozumiałego i mającego jakieś znaczenie. Takim właśnie filmem jest Kopnęłabym cię, gdybym mogła.
Seans tego tytułu jest dość specyficznym doświadczeniem, ponieważ reżyserka skupia oko kamery w pełni na głównej bohaterce, w którą wciela się Rose Byrne. Wszystko jest kręcone na zbliżeniach lub półzbliżeniach – w pierwszych scenach nawet nie widzimy córki, z którą kobieta rozmawia. To jest odmienne od standardowego podejścia. W jakiś sposób wymaga od widza zrewidowania swoich oczekiwań i tego, na czym się skupić. Ta decyzja mocno opiera film na barkach aktorki, która w długich ujęciach, nieprzerywanych dynamicznym montażem, musi być w roli i angażować widza. Zbliżenia skupiają naszą uwagę na jej twarzy, mimice, reakcjach i pojawiających się skrajnych emocjach. Okazuje się to strzałem w dziesiątkę.
Wniosek po seansie jest prosty: to film o zdrowiu psychicznym opowiadany w osobliwym stylu, który wydaje mi się totalnie nietrafiony. Obserwujemy kobietę, która jest przytłoczona życiem i – z czasem robi się to bardziej oczywiste – cierpi na wiele dolegliwości natury psychicznej. Halucynacje, wybuchy emocji, skrajne postawy i wiele innych aspektów nie determinują jednak tego, że jest okropną, wzbudzającą absurdalny wręcz poziom antypatii bohaterką. Alkohol, narkotyki, niebezpieczne zachowania wobec własnego dziecka i innych ludzi, odrażające decyzje – to wszystko przekłada się na trudny seans. Nie ma nawet sekundy, w której moglibyśmy z nią sympatyzować czy chociaż ją zrozumieć. To popadanie ze skrajności w skrajność, z którego nic nie wynika. Można by pomyśleć, że właśnie do tego odnosi się tytuł, bo jako widz... kopnąłbym ją, gdybym tylko mógł. To sprawia, że seans jest emocjonalnie negatywnym doświadczeniem – tak jakby twórczyni chciała z każdą sceną przebijać poziomy toksyczności bohaterki i tego, jak bardzo będziemy ją nienawidzić. Brakuje tego specyficznego uczucia „uwielbienia do nienawiści”, jakie widz często żywi wobec postaci. Ten zgrzyt nie pozwala mi pochwalić tej fabuły.
Nie tędy droga, seans nie daje satysfakcji, poczucia zrozumienia celów i zamiarów reżyserki. Po prostu nie czuję w tym absolutnie żadnego sensu. Dla osób zmagających się z jakimiś problemami Kopnęłabym cię, gdybym mogła to wielka czerwona flaga pełna triggerów. Ba, dla reszty widzów z odrobiną empatii też może to być seans przepełniony wściekłością. Film wywołuje duże emocje, ale nic z tego nie wynika. Tego nie da się oglądać! W głowie pozostaje jedynie świadomość przesady. Brakuje jakiejś spójnej wizji artystycznej, która w kulminacji dałaby upust tym emocjom i pozwoliła nam zrozumieć bohaterkę. W ostatecznym rozrachunku jest to film okropnie wręcz pusty.
Trudno nie docenić Rose Byrne, która wzbogaca ten film swoim aktorstwem. Emocje, chaos, depresja, psychodeliczne wizje i problemy, z którymi jej bohaterka sobie nie radzi, są obrazowane na ekranie tak, że trudno oderwać wzrok. Byrne, bardziej kojarzona z komediami, zadziwia i hipnotyzuje. Cały zamysł, by kamera koncentrowała się na półzbliżeniach na główną bohaterkę, sprawdza się i sprawia, że doceniamy kapitalną rolę. Niestety poza samym studium aktorskim – opartym na postaci, która, jak twierdzi, nie ma „genu matki” – nie pojawia się tu nic, co mogłoby skłonić widza do refleksji czy zainteresowania się tematem zdrowia psychicznego matek. Stawianie na domysły w momencie, gdy trudno wytrzymać kolejne minuty z tą antypatyczną postacią, to nie jest dobre rozwiązanie. Wizja artystyczna musi coś sobą nieść – pozostawiać widza w zadumie czy z przemyśleniami, które mówią, że to wszystko do czegoś prowadziło. Ta historia jednak nie prowadzi do niczego, a finał jest banalny i rozbija tę konstrukcję jak domek z kart.
fot. materiały prasoweKonwencja bywa fajna, ponieważ nie brakuje momentów rozrywkowych, niezłych dialogów i zabawnych interakcji bohaterki z innymi postaciami. Nawet raper A$AP Rocky robi niezłe wrażenie, choć jego rola nie jest zbyt duża. Tylko to wszystko jest przytłoczone tym, jak bardzo główna bohaterka męczy widza i nic z tego na ekranie nie wynika. Kobieta popada w coraz większy chaos myślowy, topiąc smutki w alkoholu i narkotykach, co doprowadza do niebezpiecznych decyzji. W tym do sceny, w której jako widz chciałbym zasłonić oczy i uszy, bo jest tak obrzydliwa. Momenty wytchnienia, humoru i jakiejś specyficznej lekkości nie zmieniają niezrozumiałej konstrukcji, nieciekawych halucynacji i braku puenty, która nadałaby temu wszystkiemu sens. Nie czuję ani nie widzę tego na ekranie. A czas (ponad dwie godziny) jedynie podkreśla problemy i niekontrolowany chaos. Nikt nie pokusił się o kulminację, która nadałaby temu sens.
Kopnęłabym cię, gdybym mogła jest filmem trudnym, mającym ambicje mówienia o czymś ważnym, ale zatracenie się w konwencji i chaosie bohaterki sprawia, że nic z tego nie zostaje ani nic nie wybrzmiewa. Sama wybitna rola Rose Byrn, prawdopodobnie jedna z najlepszych kreacji w 2025 roku, to za mało, by uznać produkcję za godną uwagi. A liczba elementów prowokujących widzów do negatywnych reakcji emocjonalnych jest zbyt duża – to ryzykowne i lekkomyślne ze strony twórców, bo film nie pozostawia po sobie niczego dobrego.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/