Król oszustwa
Drugi sezon Wikingów kończy się bardzo dobrym odcinkiem, który wzbudza wiele emocji, zaskakuje i satysfakcjonująco zamyka wątki.
Drugi sezon Wikingów kończy się bardzo dobrym odcinkiem, który wzbudza wiele emocji, zaskakuje i satysfakcjonująco zamyka wątki.
Pierwsze zaloty Bjorna do dziewczyny, która wpadła mu w oko, nie były czymś, co pasowało do Wikingów. Zmienia się to w finale, gdy twórca w końcu decyduje się pokazać ten motyw bardzo nietypowo i z odpowiednim klimatem serialu. Powyższy związek bardziej przekonuje, kiedy powstaje po pojedynku, niż gdyby wciskano widzom banalną historyjkę miłosną. Dzięki temu para ta może z czasem przypominać Ragnara i Lagerthę z czasów swojej świetności.
Od kilku odcinków Horik manipulował Flokim, aby ten pomógł mu pozbyć się Ragnara i jego rodziny. Przez cały finał twórcy perfekcyjnie prowadzą wątek Flokiego, który sprawia wrażenie, jakby ostatecznie postradał zmysły (sceny z jego dzieckiem). Zabójstwo kompana, rozmowa z Rollo czy czajenie się przy baraszkującym Bjornie podpowiadają, że Floki planuje swój kolejny ruch ku uciesze Horika. Nie ma żadnej sugestii, że w tym wątku może być coś głęboko ukrytego. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać nad tym, że skoro Floki jest w jakimś stopniu inspirowany Lokim, to idealnie pasowałaby tu podwójna zdrada, czyli Floki zdradzający Ragnara, by potem zdradzić Horika. Dlatego też ostateczne odkrycie kart w kulminacyjnym momencie odcinka niezwykle pozytywnie zaskakuje. Floki niczym bóg oszustwa przez cały odcinek lawiruje pomiędzy manipulacjami, pokazując się w innym świetle. Jak Floki od początku serialu mnie denerwował, tak w finale poczułem sympatię do jego nietuzinkowych zdolności i szacunek dla lojalności. Znakomicie, że twórcy zdecydowali się na ten zwrot akcji. Powtórka z motywu Rollo vs. Ragnar byłaby zbyt wtórna.
[video-browser playlist="635070" suggest=""]
Końcowe sceny to majstersztyk Michaela Hirsta, który aż do wielkiego wyjawienia fantastyczne bawi się emocjami widzów, kierując uwagę na zupełnie inne tory. W pewnym momencie można było sądzić, że Siggy pogrąży się do reszty i upadnie razem z Horikiem, a Rollo zginie w ramach zemsty Flokiego. To wszystko jest tak bardzo przekonujące, że ostateczna prawda jeszcze lepiej działa na widza. Do tego mamy trochę soczystej akcji pod koniec, gdzie Lagertha w końcu może pokazać się w solowym pojedynku z żoną Horika. Sceny te dodają serialowi smaku, bo pokazują, że cały czas się rozwija. Ostateczne ukaranie Horika w oparciu o kulturowy obyczaj jest szalenie satysfakcjonujące, ponieważ twórcy dają postaci koniec, na jaki zasłużyła. Śmierć w boju byłaby zbyt banalnym zabiegiem. Trudno będzie w trzecim sezonie wprowadzić tak charyzmatyczny czarny charakter jak król Horik w wykonaniu Donala Logue'a.
Cliffhanger momentalnie kojarzy się z pamiętną sceną z kinowych przygód Conana, w której król siedzi na tronie z bronią pod ręką (choć tu siedziska takowego brakowało). Szalenie klimatyczna i piękna dla oka sekwencja. Król Ragnar stanowi obietnicę, że w trzecim sezonie będziemy mieć mniej konfliktów wewnętrznych, a więcej akcji poza domem.
Wikingowie znakomicie kończą świetny sezon, który notuje spory skok jakości, stając się jedną z najbardziej wyjątkowych produkcji we współczesnej telewizji. Klimat, wyraziści bohaterowie i wspaniale opowiedziana historia sprawiają, że oczekiwanie na kolejną serię będzie się bardzo dłużyć.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1975, kończy 49 lat