„Kroniki Wardstone. Klątwa z przeszłości”: Mrok i katakumby – recenzja
Data premiery w Polsce: 14 stycznia 2015Najgorsza kontynuacja to taka, w której twórca wszelkimi sposobami próbuje ukryć fakt, iż nie ma na nią pomysłu. Zaraz za nią zaś znajduje się taka, w której postacie nie zmieniają się ani trochę w stosunku do poprzedniej części, mimo iż prawie zginęły/oszalały, ich świat się rozpadł, stały naprzeciw niewyobrażalnego zła, wstaw_pasujące_wydarzenie. W przypadku "Klątwy z przeszłości" na szczęście nie ma mowy o żadnym z tych wariantów: bohaterowie niby wciąż są ci sami, ale świat popędził do przodu, i to całkiem daleko.
Najgorsza kontynuacja to taka, w której twórca wszelkimi sposobami próbuje ukryć fakt, iż nie ma na nią pomysłu. Zaraz za nią zaś znajduje się taka, w której postacie nie zmieniają się ani trochę w stosunku do poprzedniej części, mimo iż prawie zginęły/oszalały, ich świat się rozpadł, stały naprzeciw niewyobrażalnego zła, wstaw_pasujące_wydarzenie. W przypadku "Klątwy z przeszłości" na szczęście nie ma mowy o żadnym z tych wariantów: bohaterowie niby wciąż są ci sami, ale świat popędził do przodu, i to całkiem daleko.
"The Spook’s Curse" już na samym wstępie pokazuje, że w tym tomie czekać nas będzie więcej atrakcji: dość powiedzieć, iż spotykamy Thomasa podczas pierwszej próby własnoręcznego uwięzienia niebezpiecznego bogina. Proces kończy się oczywiście sukcesem, lecz szybko okazuje się, że młodego czeladnika czeka zadanie trudniejsze niż uporanie się z rozpruwaczem. Oto bowiem w podziemiach katedry w Priestown rośnie w siłę Mór - potężny zły duch zdolny wpływać na umysły mieszkańców - i jedynie stracharz może go powstrzymać. Problem w tym, że rzeczony Mór już raz omal go nie zabił, teraz zaś Gregory radzić musi sobie nie tylko z osłabieniem i bakiem sił, ale również i Kwizytorem, dla którego czarownica i stracharz są tym samym – materiałem opałowym na stos.
"Klątwa z przeszłości" to powieść niewątpliwie ciekawsza i bardziej dopracowana niż The Spook’s Apprentice. Ponieważ kwestia ekspozycji bohaterów została już rozwiązana w poprzednim tomie, tutaj od samego początku można było skoncentrować się na samej historii, którą charakteryzuje wyczuwalnie większy rozmach. Najłatwiej dostrzec zmianę skali, spoglądając na przestrzeń akcji, znacznie poszerzoną w stosunku do pierwszej części – Thomas będzie miał okazję poznać większy kawałek Hrabstwa, doświadczając na własnej skórze, że podróż nie zawsze jest przyjemna i pożądana. Z drugiej strony kto wyobraża sobie przygodowe fantasy bez motywu wędrówki? Ale nie koniec na tym – wyraźnie wzrosła również stawka rozgrywki, przy której wiedźmy czy złośliwe boginy wydają się betką. Tom stanie naprzeciw zła przybierającego dwa łaknące potęgi oblicza: pradawnego chaosu pod postacią Mora oraz zinstytucjonalizowanego, ludzkiego okrucieństwa uosabianego przez Kwizytora. Paradoksalnie to wcale nie stwór Mroku wydaje się z tej dwójki gorszy – krwiożerczy i bezwzględny Mór wciąż respektuje prawa paktów i umów, czego nie można powiedzieć o przedstawicielach kleru gotowych przekroczyć każdą granicę, by osiągnąć cel. Zresztą ich portret w całości niemal naszkicowany jest grubą kreską i nie każdemu przypadnie do gustu, niemniej jednak całkiem dobrze pasuje do rzeczywistości, jaką kreuje autor.
Nowej dynamiki nabrały również relacje między postaciami, będące – podobnie jak w "Zemście czarownicy" – główną zaletą powieści. Widać, że bohaterowie zmieniają się i rozwijają, co znacząco wpływa na interakcje między nimi: Tom przyzwyczaja się do pracy stracharza, coraz lepiej radząc sobie z obowiązkami i ćwiczeniami, ale również znacznie bardziej polegając na własnej intuicji, co nie zawsze kończy się dobrze – zwłaszcza gdy w grę wchodzi Alice. Dziewczyna również się zmienia - niekoniecznie w sposób, który uszczęśliwiłby Gregory’ego, choć chwilami można się zastanawiać, co jest bardziej kłopotliwe: jej rosnąca moc, stan zawieszenia pomiędzy dobrem i złem czy też przywiązanie do młodego czeladnika… Sporo też dowiedzieć można się o samym Johnie Gregorym, którego udaje się tu nieco odbrązowić. Oczywiście wciąż jawi się jako doświadczony łowca i nauczyciel stojący po stronie rozumu, ale niepozbawiony humanitarnych odruchów, lecz "Klątwa z przeszłości" ukazuje go również z innej strony: człowieka starego, odczuwającego czysto ludzki strach czy gniew, a przy tym znającego smak pragnień oraz popełniającego błędy, niekiedy wcale nie mniejsze niż Tom. Zresztą o niektórych sekretach stracharza miałaby coś do powiedzenia matka Warda, której zaskakujące umiejętności i przenikliwość również zostają wyjaśnione w tym tomie.
Czytaj również: „Nie tylko Wiedźmin”, czyli o historii polskich gier
Mankamenty? W zasadzie dwa. Pierwszy to, podobnie jak w poprzedniej części, mało skomplikowany (czy wręcz przeźroczysty) język, chwilami zahaczający lekko o infantylizm – o dziwo, nie przeszkadza on autorowi w lepszym budowaniu napięcia, co w połączeniu z bardziej przemyślaną konstrukcją dramaturgiczną daje dobre efekty. Ale biorąc pod uwagę to, do kogo kierowana jest powieść, język nie jest aż takim problemem. Jest nim natomiast niewątpliwie niechlujna korekta. O ile w "Zemście czarownicy" błędy nie rzucały się tak bardzo w oczy, o tyle w kontynuacji wręcz się od nich roi: zaginione spacje, literówki, dziwne formatowanie sprawiające, iż dialogi zlewają się z opisami w jedno – nie powiem, aby budowało to dobre wrażenie. A szkoda, bo The Spook’s Curse to ciekawa powieść i bardzo dobra kontynuacja. Widać, że świat się rozrasta, bohaterowie rozwijają i zmieniają, całość nabiera większego tempa i rozmachu. Powieść nie traci nic z tego, co podobało się w "Zemście czarownicy" (postacie, ich relacje), jednocześnie poprawiając część z jej błędów (wspomniana konstrukcja dramaturgiczna i emocjonujący finał). Pieniądze wydane na "Kroniki Wardstone" zdecydowanie nie będą zmarnowane.
Poznaj recenzenta
Piotr SarotaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat