Kulawe konie - sezon 4 - recenzja
Kulawe konie nie zawiodły. Nowy sezon szpiegowskiego serialu od Apple TV+ przyniósł bardzo dużo efektownej akcji, tajemnic, zaskoczeń, ale też niespodziewanie sporo dramatu.
Kulawe konie nie zawiodły. Nowy sezon szpiegowskiego serialu od Apple TV+ przyniósł bardzo dużo efektownej akcji, tajemnic, zaskoczeń, ale też niespodziewanie sporo dramatu.
Kulawe konie to jeden z tych seriali, które mogą się poszczycić nie tylko regularnością w dostarczaniu nowych sezonów, ale też utrzymywaniem wysokiej jakości. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że staje się coraz lepszy, a 4. sezon jest tego dowodem. Szczególnie pod względem rozmachu produkcji, na którą Apple TV+ nie szczędzi pieniędzy (co udowadnia też gaża głównej gwiazdy, Gary'ego Oldmana). Już pierwszy odcinek postawił nowej serii wysoko poprzeczkę. Z jednej strony doszło do zamachu, który od razu dodał dynamizmu wydarzeniom (tak jak to bywało w przypadku różnych poprzednich kryzysów, którymi musiało się zajmować MI5). Z drugiej strony twórcy trzymali widzów w niepewności po tym, jak rzekomo River został zastrzelony przez swojego dziadka. Chwilami można było nawet uwierzyć w ten obrót sprawy. I wbrew pozorom obie sytuacje okazały się ze sobą mocno i w zaskakujący sposób powiązane.
Osobą łączącą te dramatyczne wydarzenia był Frank Harkness, w którego brawurowo wcielił się Hugo Weaving. Aż tak wyrazistego złoczyńcy jeszcze Kulawe konie nie miały. Przerażał, gdy cedził każde słowo – czy to w konfrontacji z Molly, czy z Riverem. Naprawdę można było obawiać się o życie tych postaci, bo mężczyznę otaczała przytłaczająca, złowroga aura. Scena z niepełnosprawną archiwistką trzymała w potężnym napięciu. Natomiast twist fabularny z tym, że okazał się ojcem młodszego Cartwrighta, był dość niespodziewany, bo do tej pory nie wnikaliśmy, jaka prawda stoi za przeszłością Rivera. Skupialiśmy się na wpływie braku rodziców na jego nieudolność w pracy jako agenta MI5. Sam wątek nie był porywający, ale za to dobrze go poprowadzono, dawkując informacje, które zdobywał bohater we Francji. Dzięki temu widzowie sami łączyli tropy i fakty. To jest też fajne w tym serialu, że wymaga on nieco skupienia, a twórcy nie podają jak na tacy jasnych odpowiedzi.
Ten sezon należał do najbardziej ekscytujących w całym serialu. Już poprzednia seria przyniosła nam mnóstwo scen akcji ze strzelaninami i pościgami, ale teraz jeszcze bardziej wciskały one w fotel. Brutalna końcówka piątego odcinka z solowym atakiem Patrice’a (Tom Wozniczka) na konwój zapierała dech w piersiach. Jeśli oglądało się to ze słuchawkami na uszach, to dodatkowych wrażeń dostarczał dźwięk, gdy River został ogłuszony strzałem w kajdanki. A strzelanina w siedzibie Slough House to dziwaczna mieszanka efektownej akcji i humoru z jęczącym Ho oraz kobietami szukającymi rozrzuconych nabojów. Było tu dużo brutalności i dramatu, gdy Marcus został zastrzelony, co szokowało i smuciło. Możliwe, że nawet bardziej niż w przypadku Mina z wcześniejszej serii.
Bo 4. sezon również pod względem emocjonalnym przebił poprzednie serie. Nie tylko zginął sympatyczny Marcus, który zostawił rodzinę, ale też Chapman, z którym przyjaźnił się Lamb. Może ta postać nie była zbyt istotna, ale pomagał on Slough House, a jego krwawa śmierć wyraźnie wzburzyła bohatera granego przez Gary'ego Oldmana.
Do tego rozwinięto wątek Davida Cartwrighta, który cierpi na postępującą demencję. Ten motyw zasugerowano w poprzednim sezonie, ale tutaj choroba wyraźnie już wpływała na zachowanie dziadka Rivera. Jonathan Pryce zagrał wiarygodnie wahania nastrojów oraz dezorientację. Przykro się patrzyło także na jego wnuka, który bardzo przeżywał tę sytuację. Reakcje Lamba czy Standish potęgowały emocje, których nie spodziewaliśmy się odczuwać po szpiegowskim serialu.
W 4. sezonie wprowadzono również kilka nowych postaci. Szeregi Slough House uzupełnili: zasadnicza Moira oraz enigmatyczny i nieprzystępny Coe. W tę pierwszą wcieliła się znakomita Joanna Scanlan, która dostarczała dużo humoru przerysowaną postawą drobiazgowej sekretarki. Z drugiej strony mieliśmy straumatyzowanego, zakapturzonego specjalistę od profilowania ludzi, który nie przebierał w środkach. Szokowało to, gdy z zimną krwią zamordował obezwładnionego Patrice'a. Mimo wszystko jest pewien niedosyt, że nie odegrał trochę większej roli w sezonie.
Ponadto roszady personalne dopadły MI5. Na czele Psów stanęła Emma Flyte. Ruth Bradley w tej roli wypadła raczej bezbarwnie. Po prostu każdy inny aktor dodał coś ciekawego do swoich postaci, a ona nie. Ale za to było przy niej sporo akcji – jak przy ataku Patrice’a w stylu Terminatora na samochód z Riverem. Nie można też zapomnieć o doskonałej i efektownej scenie kręconej na jednym ujęciu z początku finałowego odcinka, gdy całkowicie oszołomiona składała raport Taverner.
Ponadto nastąpiła zmiana na Pierwszym Biurku, bo Tearney zastąpił nierozgarnięty i naiwny Claude Whelan. Postać została pokazana w satyryczny i karykaturalny sposób, ale James Callis poradził sobie świetnie. Dobrze oddał niekompetencję Whelana, który nie ma pojęcia o realiach tej pracy. I to na każdym kroku podkreślały komiczne sceny z Taverner. Kristin Scott Thomas w nieco innej roli niż zwykle była znowu bardzo dobra, więc wydawało się, że oglądaliśmy ją częściej na ekranie niż do tej pory.
4. sezon Kulawych koni jest najrówniejszym ze wszystkich, ponieważ każdy odcinek dostarczał sporo wciągającej akcji oraz intryg. Natomiast można wytknąć mu, że z poważnego zagrożenia terrorystycznego historia powędrowała w bardziej osobiste rejony. Przynajmniej nie zabrakło zaskoczeń, a także wszechobecnego humoru (pomimo dramatycznych wydarzeń). Pod względem aktorskim nie mam się do czego przyczepić. Jak zwykle Gary Oldman, Jack Lowden, który znowu nabiegał się jak Tom Cruise w Mission Impossible, i pozostali wykonali swoją robotę na satysfakcjonującym poziomie. Dzięki temu, że ten serial po prostu nie zawodzi, to z dużą niecierpliwością będę czekać na kolejny sezon, do którego już zaprezentowano widowiskowy zwiastun.
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat