Legion: sezon 2, odcinek 8 – recenzja
Legion już dawno przestał korzystać z półśrodków przy prezentowaniu swojej historii. Najnowszy odcinek jest doskonałym dowodem na to, że przy realizacji tego formatu najważniejsza jest wizja artystyczna, a nie schlebianie gustom widzów.
Legion już dawno przestał korzystać z półśrodków przy prezentowaniu swojej historii. Najnowszy odcinek jest doskonałym dowodem na to, że przy realizacji tego formatu najważniejsza jest wizja artystyczna, a nie schlebianie gustom widzów.
Twórcy zmierzają do przodu bardzo konsekwentnie. Ani na moment nie zbaczają ze wcześniej wytyczonej ścieżki i mają w nosie, czy podążający za nimi widzowie są w stanie dotrzymać im kroku. Droga, którą wiedzie nas opowieść, jest jak psychodeliczny labirynt, żywcem wyjęty z baśni Lewisa Carrolla. Aby nie zagubić się w plątaninie korytarzy, należy wyłączyć logiczne myślenie i zacząć kierować się innymi zmysłami.
Wtedy motywy takie jak znikająca forteca, Syd, wyskakująca z odrzutowca wojskowego czy Ptonomy odnajdujący mnicha wewnątrz… komputerowego drzewa, nie będą dziwić, a fascynować. Nierzeczywista wyprawa Olivera w poszukiwaniu ciała Amahla Farouka przestanie razić powolnym tempem i monotonią, a stanie się senną odyseją ku nieznanemu. David i Shadow King pogrywają z postrzeganiem rzeczywistości nie tylko postaci, z którymi spotykają się podczas swojej podróży. Legion rozszerza także nasze horyzonty. Serial pokazuje, jak nieograniczoną moc ma wyobraźnia i że sztuka potrafi zaprowadzić odbiorcę do niepoznanych, ekscytujących miejsc.
Nie wszystko jednak toczy się w Legionie na granicy snu i jawy. Jedna z piękniejszych scen bieżącego epizodu ma miejsce podczas rozmowy Clarka i Syd. Tę dwójkę rzadko widywaliśmy razem, a teraz mamy okazję podejrzeć ich podczas bardzo intymnej konwersacji o Davidzie i nie tylko. Paranoja Clarka z jednej strony kontrastuje z bezgraniczną miłością Syd, a z drugiej doskonale z nią koresponduje. Mimo że stosunek do Davida dzieli ich diametralnie, wypracowany punkt wspólny jest kluczowy dla fabuły. Oboje mu nie ufają i oboje czują obawę przed jego mocą. Jak nie bać się człowieka, który nie odróżnia snu od rzeczywistości? Czy będzie on w stanie oddzielić dobro od zła?
Syd, mimo powyższych wątpliwości, wciąż wierna jest przesłaniu z poprzednich epizodów, mówiącym o ratowaniu miłości za wszelką cenę. W ślad za tym bohaterka dostaje się do Le Desole, rozpoczynając tym samym kolejny etap wyścigu, którego meta znajduje się przy trumnie z ciałem Shadow Kinga. Podróż po pustyni to wspaniała zabawa formą, którą z pewnością docenią koneserzy stylu Noah Hawley. Twórcy fundują nam długie minuty, ubarwione ambientowy muzyką, podczas których Oliver na rikszy, ociągający się w spiekocie David i maszerująca chyżo na obcasach Syd próbują dotrzeć do znikającej hacjendy. Farouk wykrzykujący do ciągnącego pojazd nieboraka, aby się pośpieszył, bo już prawie są na miejscu, to istne kuriozum i scena pięknie ubarwiająca ten abstrakcyjny segment.
Bardzo ważne cameo zalicza tym razem Jon Hamm (a w zasadzie jego głos). Dygresja z jego udziałem, tym razem nie jest klasycznym wtrąceniem, a motywem przewodnim odsłony. Ponownie dostajemy przesłanie dotyczące współczesnego świata, a także bieżącej fabuły Legionu. Żyjąc w cieniu, nie widzimy całego świata. Nasze horyzonty są stopniowo zawężane, aż zostajemy tylko my. I nic więcej się liczy – nawet drugi człowiek. Tematyka oczywiście nie jest niczym nowym w światowym dyskursie o kondycji współczesnego społeczeństwa, ale ponownie – dostajemy tradycyjną treść, przetworzoną na Hawleyowską modłę. Dzięki czemu przesłanie oddziałuje dużo mocniej niż nudne wykłady i rozprawy, przez co może dać do myślenia niektórym mieszkańcom hermetycznych jaskiń.
Legion w końcówce zaskakuje. Nieobecna przez większą część sezonu Melanie wreszcie wkracza na pierwszy plan. Shadow King i Oliver przejmują kontrolę nad tą postacią. Jej segment zostaje zwieńczony kolejnym obrzydliwym monstrum. To już kolejna potworność w bestiariuszu serialu i trzeba przyznać, że stwory, a w szczególności sposób ich przedstawiania robi wrażenie. Minotaur, którego dane nam było zobaczyć już wcześniej, spokojnie mógłby straszyć widzów, w jakimś mainstreamowym horrorze.
Przejście na ciemną stronę mocy przez Melanie i brawurowa ucieczka Lenny zwiastują nadejście nowych wątków i dalszy rozwój fabuły. Legion prowadzony jest w taki nieszablonowy sposób, że nawet najwięksi filmoznawcy nie są w stanie przewidzieć w jakim kierunku potoczy się opowieść. Fakt, że serial został przedłużony do 11 odcinków świadczy, że twórcy mają o czym mówić i że format na pewno nie będzie cierpiał na brak ciekawych pomysłów w końcówce.
Źródło: zdjęcie główne: FX
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat