Local Man. Tom 1 - recenzja komiksu
Data premiery w Polsce: 24 września 2024Szata graficzna Local Mana sugeruje, że przed nami kolejna superbohaterska nawalanka w stylu X-Menów od Marvela. Już po przeczytaniu pierwszych stron zdajemy sobie sprawę, jak mylne były nasze podejrzenia.
Szata graficzna Local Mana sugeruje, że przed nami kolejna superbohaterska nawalanka w stylu X-Menów od Marvela. Już po przeczytaniu pierwszych stron zdajemy sobie sprawę, jak mylne były nasze podejrzenia.
Local Man prezentuje się jak marvelowskie mordobicie z lat dziewięćdziesiątych, a w rzeczywistości jest superbohaterską dekonstrukcją w stylu X-Statix, Niezwyciężonego, The Boys czy prac Alana Moore’a, Toma Kinga i Granta Morrisona. Scenarzysta, Tim Seeley, nie tworzy co prawda dzieła tak kunsztownego, jak powyżsi artyści, jednak warto zainteresować się Local Manem, bo to kawał dobrej opowieści. O ile sama dekonstrukcja postaci herosa w trykotach przebiega bliźniaczo do wyżej wymienionych przykładów, to już gra z komiksowymi schematami z lat dziewięćdziesiątych wypada oryginalnie. Local Man jest postmodernistycznym dziełem w całej okazałości. To właśnie za sposób, w jaki autor bawi się sztuką (zarówno w formie, jak i w treści), należą się mu pochwały.
Głównym bohaterem komiksu jest Jack Xavier, upadły heros, który po wyrzuceniu z superbohaterskiej drużyny o nazwie Trzecia Generacja (ekipa pokroju Avengers), wraca na „stare śmieci” – do jego rodzinnej mieściny jak ulał pasuje określenie „dziura zabita dechami”. Crossjack, bo taki pseudonim nosił niegdyś nasz protagonista, delikatnie mówiąc, nie jest popularny w Farmington. Co więcej, nie może już działać oficjalnie jako superbohater, ze względu na coś, co uczynił w przeszłości. Wprowadza się do piwnicy swoich rodziców i próbuje żyć normalnie, nie wyrządzając nikomu krzywdy. Jak łatwo się domyślić, święty spokój nie trwa specjalnie długo.
Xavier, nie mogąc powrócić jako Crossjack, staje się Local Manem – bohaterem lokalnej społeczności w małym miasteczku. Fabuła komiksu skupia się właśnie na problemach Farmington i okolic. Kłopoty, z którymi zmaga się heros, nie są jednak tak peryferyjne, jak mogłoby się wydawać. Część z nich ma globalny rozmach, a niektóre nawet intergalaktyczny. Jack podczas swoich przygód ratował wszechświat od zagłady, a nawet poznał samego Boga. Takie doświadczenie zawodowe wpływa na ludzkie życie. Przeszłość daje o sobie znać, ale w komiksie kluczowa jest przemiana Crossjacka w Local Mana. Heros, który narodził się w Farmington i dosłownie dotknął gwiazd, później potłukł się dotkliwie, spadając prosto do dziury, z której wzbił się w przestworza. Teraz zaczyna wszystko od nowa. Czy będzie mądrzejszy i nie popełni tych samych błędów, co kiedyś? O tym właśnie jest ten komiks.
Co ciekawe, równolegle z wątkiem Crossjacka toczy się historia jego byłej dziewczyny, która jest najbardziej prężną przedsiębiorczynią w mieście. Parę za młodu łączyło gorące uczucie. Gdy Crossjack opuścił Farmington i stał się sławnym superbohaterem, ona została na miejscu i straciła nadzieję na lepsze jutro. Po pewnym czasie zaczęła realizować plan, który jest ważnym wątkiem komiksu. Relacja Jacka i Ingi pogłębia fabułę i wzbogaca tło opowieści. Jest pewnego rodzaju parabolą życiowych sytuacji, które dzielą kochających się ludzi. Dodatkowo jeszcze skuteczniej zakorzenia historię w kontekście lokalnym, akcentując wątki związane małymi społecznościami.
Kolejnym wyróżnikiem Local Mana na tle konkurencji jest wspomniana wcześniej szata graficzna. Komiks wygląda jak żywcem wyjęty z lat 90. Tony Fleecs i Tim Seeley wychowali się na komiksach z tamtego okresu. To właśnie wtedy Seeley wymyślił Crossjacka i kilku innych bohaterów, którymi teraz podzielił się z szerszą publiką. Tworząc historie jako piętnastolatek, z pewnością nie odbiegał daleko od tego, co wówczas oferował Marvel. Dzisiaj, jako dojrzały twórca, przedstawia zaawansowaną i nieoczywistą fabułę w szacie graficznej charakterystycznej dla komiksów młodości wielu z nas. To robi świetne wrażenie. To tak, jakby wydawnictwa pokroju X-Menów czy Spider-Mana zaczęły niespodziewanie prezentować treści dla dorosłych. Ilustracje wciąż zostają takie same, ale opowieść to już zupełnie inna para kaloszy.
Na koniec warto wspomnieć jeszcze o humorze, który stanowi nieodzowną część każdej superbohaterskiej dekonstrukcji. Jest on obecny i w Local Manie. Autorzy śmieją się przede wszystkim z głównego bohatera – jego porażek życiowych i sytuacji, w jakiej się znalazł. Herosi, podobnie jak ich odpowiednicy w The Boys, nie są ideałami. Mają ludzkie przywary, a dobro nadzwyczaj często miesza im się ze złem. Seeley ostrzem satyry traktuje takie postawy, a peryferyjna otoczka doskonale nadaje się do prześmiewczych wiwisekcji. Nie od dziś wiadomo przecież, że nikt tak pięknie nie potrafi zmieszać z błotem, jak prości ludzie.
Wszystko to sprawia, że Local Man jest doskonałą lekturą zarówno dla fanów mainstreamowych superbohaterów, jak i tych, którzy szukają czegoś innego w tym gatunku. Mimo brutalności, z jaką Seeley obchodzi się ze swoimi postaciami, czuć jego miłość do komiksów. Jest on bezdyskusyjnie fanem tego medium, co widać praktycznie na każdej stronie. Efektem tych fascynacji jest dojrzała fabuła w klasycznej oprawie. Na pewno każdy fan Marvela z lat dziewięćdziesiątych powinien zapoznać się z Local Manem.
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat