Love: sezon 2 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Love powróciło na Netfliksa z drugim sezonem. Perypetie Gusa i Mickey bawią bardziej niż przed rokiem, wciąż równie mocno angażując widza, który szuka odpowiedzi na pytanie: Co oni w sobie widzą?
Love powróciło na Netfliksa z drugim sezonem. Perypetie Gusa i Mickey bawią bardziej niż przed rokiem, wciąż równie mocno angażując widza, który szuka odpowiedzi na pytanie: Co oni w sobie widzą?
Gdy widz zadaje sobie takie pytanie podczas seansu typowej komedii romantycznej, to można by zacząć się głowić nad jakością takiego dzieła. Love na szczęście nigdy nie był i raczej nie będzie typową komedią romantyczną. To wciąż opowieść o dwójce ludzi szukających szczęścia w miłości. Dwójce z zupełnie różnych światów, którzy w typowej historii miłosnej nie mieliby szans ze sobą się związać. To nadal nie jest taka schematyczna opowieść. W drugim sezonie Love jest zabawniejsze i jednocześnie poważniejsze, będąc jeszcze lepszym studium na temat współczesnych związków.
Historia rozpoczyna się dokładnie w miejscu zakończenia poprzedniej serii, co jest ogromnym plusem – jeżeli ktoś ma zamiar zrobić sobie maraton od pierwszego sezonu, nawet nie poczuje (może poza aparycją Aryi) wejścia w nowy sezon. O fabule nie warto więcej pisać, by po pierwsze – nie psuć zabawy spoilerami, a po drugie – bo to nie ona jest tutaj najważniejsza. To relacja Gusa i Mickey gra pierwsze skrzypce i do tego mocniej niż poprzednio. Ta dwójka o wiele częściej niż poprzednio wchodzi ze sobą w interakcje; na nich opiera się serial. Całe szczęście dla produkcji aktorzy utrzymują na swoich barkach ciężar, jaki na nich spoczywa.
Trzeba przy tym od razu dodać, że Gus jest wciąż sobą i potrafi irytować. Teraz jednak o wiele rzadziej mu się to zdarza. Paul Rust nie zmienił sposobu kreowania odgrywanego bohatera, teraz zwyczajnie można się z poglądami tej postaci utożsamiać. Dzięki temu sceny z jego udziałem lepiej się ogląda. Chociaż ja i tak nie potrafiłem do końca mu kibicować. Z tej dwójki to Mickey jest postacią zachowującą się mniej racjonalnie, ale paradoksalnie z głównego duetu to właśnie ona jest fajniejsza. Odgrywanie takiej postaci w sposób, który nie pozwalałby jej znienawidzić to trudna sztuka, więc brawa dla Gillian Jacobs za dokonanie tego. Dokładnie przeciwną rzecz mógłbym napisać w kierunku jej ekranowego partnera, a to dobry argument na tezę: „Love to nie jest serial prosty w odbiorze”. Scenarzyści robią wszystko, byśmy nie chcieli oglądać tej dwójki razem, a i tak cały czas się im kibicuje.
Przez skupienie się na głównych bohaterach, ci z drugiego dostają mniej czasu antenowego. Może z wyjątkiem Bertie, która akurat jest bardziej eksploatowana niż poprzednio, co wychodzi na dobre serialowi (i jednocześnie sprawia, że lepiej mówić o niej jako o postaci pierwszoplanowej). Już w pierwszym sezonie wybijała się ponad resztę ekipy, a powierzenie Australijce większej roli okazało się strzałem w dziesiątkę. Bertie nie stanowi już tylko comic relief. Jej wątek jest właściwie jedynym, który odciąga od głównej pary, oferując równie ciekawe spojrzenie na motyw przewodni serialu. Trzeba przyznać, że scenarzyści doskonale prowadzą tę postać, mają na nią pomysł oraz umiejętnie zestawiają jej sytuację ze współlokatorką.
Reszta bohaterów drugiego planu nie dostaje zbyt dużo czasu antenowego. Szczególnie mowa tu o osobach znanych z poprzedniego sezonu. Nowe postacie mocniej zaznaczają swoją obecność i to właściwie oni dostarczają najwięcej humoru. W połączeniu z ogólną powagą tematyki na ogół wypada to dobrze, chociaż zdarzają się momenty przegięte, które wyglądają, jakby żywcem wyjęte z jakiejś kiepskiej komedii nerdowskiej.
W ogólnym rozrachunku Love to serial o wiele lepszy niż poprzednio. W pewien sposób dojrzalszy. Drugi sezon poprawił mankamenty poprzednika. Głównym zadaniem pod tym względem było poprawienie postaci Gusa, czego twórcy dokonali. Ukazanie kolejnego rozdziału jego miłości do Mickey to naprawdę dobra, niebanalna rozrywka, przy której odbiorca może na chwilę stać się sędzią oceniającym postępowanie bohaterów. Nie od dziś wiadomo, że łatwiej wydać wyrok na kogoś niż na siebie, więc spojrzenie na dzisiejsze związki z perspektywy postronnego widza, może doprowadzić nas do ciekawych wniosków. Polecam zapoznać się samemu z serią i wyrobić własne zdanie o Gusie oraz Mickey, chociaż jeżeli kogoś nie przekonał pierwszy sezon, to drugi raczej też może sobie odpuścić, bo – mimo iż znacznie lepsze – Love zachowuje wypracowany w pierwszym sezonie klimat i styl.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat