„Madam Secretary”: sezon 1, odcinek 20 – recenzja
"Madam Secretary" powoli zbliża się do finału, a choć główny wątek całego sezonu zniknął z pola widzenia, twórcy raczą widzów emocjonującymi, trzymającymi w napięciu odcinkami.
"Madam Secretary" powoli zbliża się do finału, a choć główny wątek całego sezonu zniknął z pola widzenia, twórcy raczą widzów emocjonującymi, trzymającymi w napięciu odcinkami.
„Madam Secretary” ma w sobie jakiś urok. Niby nie jest serialem wybitnym, ale ogląda się go wyjątkowo dobrze. Z odcinka na odcinek akcja wciąga coraz bardziej, a bohaterowie (w większości) kupują nas swoim zachowaniem i humorem. W „The Necessary Art” jest miejsce na wszystko – dowcip, polityczne problemy z gatunku tych chwiejących w posadach całym światem oraz na te małe dramaty życia codziennego. Przede wszystkim jednak są tu emocje. Cała góra emocji. A do tego zły rosyjski prezydent.
Tym razem „Madam Secretary” pokazuje, jak wygląda zarządzanie państwem w stanie najwyższej gotowości. Oto bowiem Rosja postanowiła zagęścić atmosferę na światowej scenie politycznej i lekko zdenerwować rząd Stanów Zjednoczonych. Ich łódź podwodna, która znalazła się niebezpiecznie blisko granic USA, stała się powodem niepokoju i wzmożonej aktywności polityków. Mało tego, Rosja nie bardzo chce współpracować w wyjaśnianiu sprawy. Należy podjąć decyzję, co zrobić z tym fantem, a ta do łatwych nie należy. Oczywiście na ratunek przychodzi Elizabeth McCord, która stara się jak może, by światowy pokój nie legł w gruzach. I oczywiście od początku wiadomo, że w ostatnim momencie wpadnie na jakiś genialny pomysł, który zapobiegnie katastrofie, a mimo to widz śledzi wydarzenia na ekranie z zapartym tchem, ponieważ tych wszystkich ludzi, którzy przywykli do tak stresujących sytuacji, a jednak pozostają bezradni w obliczu niespodziewanego zagrożenia, się po prostu świetnie ogląda. Mało tego - tematyka odcinka sama w sobie jest wciągająca. Konflikty z Rosją to temat na czasie, nic dziwnego więc, że scenarzyści postanowili (nie pierwszy raz) zainspirować się prawdziwą światową polityką.
[video-browser playlist="684812" suggest=""]
Dodatkową atrakcją jest niewątpliwie Henry. Małżonek Sekretarz Stanu znajduje się bowiem w Rosji i to u boku samego prezydenta. Śledzeniu sytuacji na obu frontach towarzyszą niemałe emocje, bo choć nikt tego nie mówi głośno, wygląda na to, że McCord jest zakładnikiem politycznym, który w każdej chwili może przestać być potrzebny, a to znaczy, że Bess musi się dodatkowo starać, by zadowolić wszystkich i wyjść cało z tej niekomfortowej sytuacji. I choć cały wątek wypada naprawdę świetnie, to mam wrażenie, że wszystko poszło jakoś za szybko, za łatwo. Amerykę uratował w zasadzie przypadek i zastanawiam się, czemu twórcy zepsuli tak dobrze zapowiadającą się sprawę. Czyżby nie potrafili znaleźć innego wyjścia z sytuacji? Czy po prostu nie chcieli posunąć się za daleko i być zbyt drastyczni? „Madam Secretary” buduje napięcie przez cały odcinek, by rozładować je w sposób rozczarowujący i pozostawiający niedosyt.
W „The Necessary Art” nie gra jeszcze jedna rzecz, która nie gra w zasadzie od początku w „Madam Secretary” – postać Stevie. Twórcy chyba widzą w niej potencjał, ale nie potrafią go wykorzystać, bo cały czas tworzą postać niespójną i nielogiczną. Dziewczyna najpierw walczy jak lwica o swoją posadę stażysty, potem walczy o swojego mężczyznę, a kiedy wygrywa, okazuje się, że żadna z tych spraw nie jest dla niej aż tak ważna, jak można by sądzić. Teoretycznie zrobiła to w imię wyższego dobra, jednak jeszcze parę odcinków temu, choć już wtedy obecne i uświadomione, owo wyższe dobro zupełnie ją nie obchodziło. Mam wrażenie, że scenarzyści rzucają ją w różne sytuacje i sprawdzają, gdzie będzie najlepiej pasować, by wtedy pociągnąć ten wątek. Niestety na razie nie osiągnęli zamierzonego efektu - sezon zbliża się do końca, a tu panuje jeden wielki chaos.
Czytaj również: „Daredevil” to 2. najchętniej piracony serial na świecie
„The Necessary Art” to odcinek nierówny, jak zresztą cały serial „Madam Secretary”. Emocjonujące momenty przeplatają się z zapychaczami, które zupełnie nie bawią. Jak jednak wspominałem na początku, jest tu jakiś urok, który sprawia, że widz wsiąka w ten świat. I choć wiadomo, że cokolwiek by się nie działo, Elizabeth McCord zapanuje nad sytuacją, to jednak obserwowanie, jak dochodzi do rozwiązania problemu, zapewnia niezłą rozrywkę.
Poznaj recenzenta
Wojciech PilarzDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat