Madeline Pratt
The Blacklist powraca po przerwie i oferuje dość przeciętny zapychacz bez emocji oraz ciekawej historii.
The Blacklist powraca po przerwie i oferuje dość przeciętny zapychacz bez emocji oraz ciekawej historii.
Wątek Madeline Pratt jest bardzo przeciętnej jakości jak na serial, w którym mieliśmy wiele zdecydowanie lepiej przeprowadzonych historii pojedynczych odcinków. Całość jest niestety zbyt oczywista, przewidywalna i pozbawiona akcji. To wszystko ratuje James Spader, który wyśmienicie kradnie każdą scenę, czasem zaskakując czymś nowatorskim. Zabawnie wygląda moment, w którym udaje homoseksualnego przyjaciela głównej bohaterki. Pal licho naiwność ochroniarza - Spader sprawił, że ten banał wygląda dobrze. Jennifer Ehle w roli Pratt rozczarowuje; mogła z tej postaci wycisnąć coś o wiele soczystszego.
Jedna scena jednak jest fenomenalnym popisem Spadera. Mowa o jego monologu w celi, gdzie opowiada poruszającą historię z przeszłości. Ogrom emocji i magnetyzm postaci sprawia, że każde słowo chłonie się z olbrzymim zainteresowaniem. Takie momenty twórcom wychodzą, bo jest w nich pomysł i spore pole do popisu dla aktora. Fakt, że koniec końców okazuje się to jego sprytnym oszustwem, prawdopodobnie był do przewidzenia, bo nic, co Red robi, nie jest tym, czym się z początku wydaje.
[video-browser playlist="634969" suggest=""]
Obyczajowa historia rodzinna Elizabeth zaczyna trącić banałem i czuć w niej zmęczenie materiału. Pomimo sporej liczby odcinków ciągle dostajemy to samo. Lizzie nie rozumie niczego i nadal zachowuje się niepoważnie w życiu osobistym, a mąż, co zrozumiałe, focha się i oddala od niej. To, że ewentualny rozwód dopiero teraz zaczyna dochodzić do Elizabeth, jest delikatną przesadą, bo czego innego mogła się spodziewać? Nie czyni żadnych kroków, by uratować ten związek, a każda jej umyślna decyzja jedynie pogłębia kryzys. To musi się zakończyć, bo powielanie motywu kłótni małżeńskiej zaczyna być już męczące.
Końcowa rozmowa Harolda Coopera z agentem wyższego szczebla to piękny dowód na to, że twórcy Czarnej listy nie mają zielonego pojęcia, jak wiarygodnie przedstawiać pracę służb specjalnych. Już poprzednie odcinki pokazywały FBI i CIA jako bandę amatorów, a czternasty jedynie kontynuuje ten trend. Czemu tak doświadczony agent jak Cooper w rozmowie sprawia wrażenie idioty? Gdy ktoś mu mówi, że śledztwo musi zostać przeprowadzone wewnętrznie, co jest raczej zrozumiałe, po co pytanie, co to oznacza? Byłoby fantastycznie, gdyby twórcy serialu czasem czytali scenariusz przed jego realizacją.
The Blacklist oferuje nam typowy zapychacz, który od kompletnej klapy ratuje niezrównany James Spader - kradnie wiele scen i zapewnia nam emocje, jakich w pozostałych elementach nie odnajdziemy.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat