Magnum: sezon 1, odcinek 2 – recenzja
Magnim utrzymuje swój poziom, dając satysfakcjonującą rozrywkę w 2 odcinku. Ponownie łączącą się bezpośrednio z Hawaii 5.0.
Magnim utrzymuje swój poziom, dając satysfakcjonującą rozrywkę w 2 odcinku. Ponownie łączącą się bezpośrednio z Hawaii 5.0.
Magnum P.I. spełnia najważniejszą rolę w 2. odcinku: oferuje przemyślaną, ciekawą i nieograną sprawę kryminalną. Z jednej strony jest ona utrzymana w tonie najlepszych odcinków Hawaii Five-0, czyli powody wzięcia sprawy przez Thomasa Magnuma są podyktowane wyższymi pobudkami wynikającego z szacunku do innego wojennego weterana (w tej roli Carl Weathers, którego ostatnio rzadko na ekranie można spotkać). To ma jakiś swój urok, który do siebie przekonuje, bo podobnie jak w tamtym serialu, buduje charakter bohatera i jego ideowość. Z drugiej strony pomysł na sprawę jest nietypowy, a to zawsze atut dobrego kryminału. W tym przypadku chodzi o skradzioną rybę wartą kilkaset tysięcy dolarów. Wątek jest tak solidnie poprowadzony, że oferuje kilka solidnych zwrotów akcji i w miarę satysfakcjonującą konkluzję.
Ważne jednak w tym odcinku są relacje pomiędzy postaciami. To właśnie one budują siłę, jaką ten serial może mieć. Na razie przyjaciele Thomasa, choć biorą udział w akcji, nie są zbyt interesującymi postaciami, a ich relacje są zwyczajne. Co innego jest pomiędzy Magnumem, a Higgins. To jest to, co może fajnie napędzać ten serial, bo ich współpraca jest dość nietypowa i często przez wzajemnie dogryzanie sobie zabawna. Widać, że twórcy poświęcają tej parze sporo czasu, abyśmy poczuli chemię pomiędzy postaciami i zobaczyli, że ich relacja może bawić i emocjonować. Czasem jednak w tym zdarzają się zgrzyty, jak fakt, że podczas pościgu w sposób wręcz banalnie nieudolny Magnum daje się ot tak podejść. Scena z serii: nie mamy pomysłu, więc idźmy na łatwiznę. To też zmusza do przyjrzenia się scenom akcji, która są raczej poprawne i nie tak komicznie efekciarskie jak w pilocie. Nic na razie nie wychodzi ponad przeciętność, a wręcz dziwne jest to, że na razie jest ich niewiele. Twórcy starają się inaczej rozkładać akcenty i jest to nawet interesujące podejście.
Jednym z głównych wątków tego serialu jest przeszłość Magnuma i jego towarzyszy z czasów, gdy byli jeńcami wojennymi w Afganistanie. W tym odcinku dostajemy wyjaśnienie, jak w ogóle trafili na Hawaje i choć jest proste, przekonuje. Dobrze, że tutaj zmarły kolega może odegrać ważną rolę w zrozumieniu relacji w grupie. Czuć też, że dzięki takim bezpośrednim zabiegom ten serial ma na razie o wiele więcej spójności ze sobą niż taki Hawaii 5.0, z którego w tym odcinku pojawia się gościnnie Kamekona. Twórcom zależy na tym, byśmy nie zapomnieli, że te powiązania są.
Magnum P.I. bawi, wywołuje emocje i szybko okazuje się lekką i przyjemną rozrywką, jakiej oczekujemy. Jest to serial w stylu Hawaii 5.0, który nadal szuka własnej tożsamości, ale czuć, że miło się ogląda. Bez porywów i większej ambicji, ale frajda jest. Plus za zabawne nawiązania do wąsa Toma Sellecka.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 47 lat
ur. 1993, kończy 31 lat
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1969, kończy 55 lat