Manhunt: Unabomber: sezon 1, odcinek 1 i 2 – recenzja
American Crime Story ponownie rozsławiło imię Orenthala Jamesa Simpsona na cały świat, teraz podobnej sztuki spróbuje dokonać Manhunt: Unabomber z Tedem Kaczynskim. Czy nowy limitowany serial Discovery jest tak dobry, jak wspomniana produkcja FX?
American Crime Story ponownie rozsławiło imię Orenthala Jamesa Simpsona na cały świat, teraz podobnej sztuki spróbuje dokonać Manhunt: Unabomber z Tedem Kaczynskim. Czy nowy limitowany serial Discovery jest tak dobry, jak wspomniana produkcja FX?
Manhunt: Unabomber powstało na bazie autentycznych wydarzeń, którymi kilkanaście lat temu żyło amerykańskie (a co za tym idzie, po części również światowe) społeczeństwo. To, co odróżnia recenzowaną pozycję chociażby od tytułu przywołanego we wstępie, to zebrana obsada aktorska oraz producencka. Do tej drugiej grupy zalicza się m.in. Kevin Spacey. Przed kamerą występują może nie tak wielkie aktorskie działa, jak wspomniany pan, ale film kinowy też by się takiej doborowej obsady (m.in. Paul Bettany, Sam Worthington, Chris Noth czy nieobecna jeszcze na ekranie Jane Lynch) nie powstydził.
Produkcja Discovery ukazuje historię tytułowego polowania na Unabombera. Polowania, które trwało w sumie 17 lat, ale widzom dane jest oglądanie wydarzeń tylko z dwóch ostatnich. Wydaje się to bardzo dobrą decyzją ze strony twórców, gdyż całość liczyć ma tylko osiem odsłon, więc obserwowanie dochodzenia, które właściwie stoi w miejscu mijałoby się z celem. Punktem zwrotnym dającym początek całej serialowej historii jest zwerbowanie świeżo upieczonego i zarazem bardzo zdolnego profilera Jima „Fritza” Fitzgeralda po kolejnym uderzeniu złoczyńcy. Jego „pojedynek” z Tedem Kaczynskim (czyli poszukiwanym Unabomberem) stanowił będzie fundament tytułu.
Przy okazji zaznaczę, że przed odpaleniem produkcji nie miałem pojęcia o istnieniu sprawy w niej przedstawionej, więc nie jestem w stanie ocenić autentyczności wydarzeń, które oglądam na ekranie, gdyż za poznawanie faktów zabieram się zawsze po zakończeniu takich produkcji. Sprawdziłem tylko, czy główni bohaterowie żyją i ewentualnie istnieją naprawdę.
Nawet pomimo przyjętego przeze mnie podejścia fabułę uznaję za największą bolączkę tytułu. Przedstawiana jest ona w sposób niechronologiczny, wydarzenia z roku 1997 i 1995 przeplatają się, a pierwsze spojrzenie na bohaterów mamy z późniejszego okresu, co dla mnie akurat stanowiło wadę, gdyż nie lubię znać nawet takich strzępków z przyszłości postaci, jak te już ukazane. Na korzyść opisywanej pozycji działa szybkie wprowadzenie głównego protagonisty do tak długo ciągnącej się sprawy, ale niestety nie uchroniło to twórców przed ukazaniem wielu klisz fabularnych znanych z podobnych produkcji. Tutaj motywem przewodnim była próba udowodnienia swojej wartości przełożonym i zdobycie ich zaufania przez „nowego”. To oczywiście ma swoje logiczne uzasadnienie w fabule, lecz w tym wypadku schemat poganiał schemat i właściwie o żadnym zaskoczeniu czy niespodziewanym zwrocie akcji nie mogło być mowy.
Na początku wspomniałem o doborowej obsadzie i zrobiłem to nie bez powodu. Aktorzy stanowią największą siłę Manhunt: Unabomber. Zarówno pierwszy, jak i drugi plan spisuje się zadowalająco, portretując raczej charakterologicznie typowe postacie dla gatunku poza jednym wyjątkiem (o którym za chwilę). Najwięcej czasu ekranowego dostaje Sam Worthington, ale wykorzystuje go bardzo dobrze. Gra rolę upartego, ponadprzeciętnego fachowca, mającego kochającą rodzinę i robi to bardzo dobrze. Nie widziałem wielu filmów z tym aktorem, ale tutaj wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Fritz wzbudza sympatię i chce mu się kibicować.
Na największą gwiazdę produkcji wyrosnąć ma szansę Paul Bettany w roli Teda Kaczynskiego. Na razie dostał za mało czasu, by prawdziwie zabłysnąć na ekranie, ale gdy już się pojawia, to kradnie scenę dla siebie. Jeżeli jest się tak dobrym, jak twój antagonista, to Manhunt: Unabomber ma szansę być naprawdę świetny. Takie rzeczy trzeba jednak potwierdzać, a przed widzami jeszcze 6 odsłon, by wydać werdykt.
Jeżeli zaś chodzi o sprawy techniczne, to nie mam się do czego przyczepić. Wszystko prezentuje poziom jakiego oczekuję od takiej produkcji telewizyjnej. Muzyka odpowiednio buduje klimat, choć poza może jednym momentem przywołującym delikatne skojarzenia z Inception nie wychyla się na pierwszy plan, natomiast efekty specjalne nie rażą sztucznością.
Manhunt: Unabomber przedstawiło się jako solidna rzemieślnicza robota. Nie brak tu schematów, zarówno fabularnych, jak i dotyczących charakterów postaci. Cała konstrukcja będzie opierać się na relacji Fritza oraz Kaczynskiego, którą scenarzyści serwują nam szczątkowo w premierze. Ogląda się to dobrze, z zainteresowaniem, ale brakuje czegoś, co wyróżniłoby tę pozycję na tle innych, podobnych. Temat jednak jest na tyle ciekawy że posiada potencjał na naprawdę dobrą rozrywkę.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat