Mario Tennis Aces – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 22 czerwca 2018Mario to prawdziwy człowiek renesansu – (były) hydraulik nie tylko ratuje księżniczki, ale czasami jeździ też gokartem i jest uzdolniony w wielu sportach, w tym również w tenisie. To właśnie na tym skupia się najnowsza produkcja z tym sympatycznym bohaterem na Nintendo Switch.
Mario to prawdziwy człowiek renesansu – (były) hydraulik nie tylko ratuje księżniczki, ale czasami jeździ też gokartem i jest uzdolniony w wielu sportach, w tym również w tenisie. To właśnie na tym skupia się najnowsza produkcja z tym sympatycznym bohaterem na Nintendo Switch.
Mario Tennis Aces oferuje czysto zręcznościowe podejście do tenisa, a rozgrywka jest bardzo prosta do opanowania. Mamy tu trzy przyciski odpowiedzialne za uderzenia, które możemy też odpowiednio modyfikować poprzez wychylenie gałki analogowej. Do tego dochodzą również specjalne zdolności, które możemy aktywować po naładowaniu paska energii. Te pozwalają nam np. na spowolnienie czasu na moment, precyzyjne wycelowanie w miejsce na korcie lub odpalenie najbardziej efektownej i niszczycielskiej zdolności.
Pomimo zręcznościowej otoczki, w grze mamy do czynienia z zasadami z prawdziwego tenisa – z małymi wyjątkami. Wygrać możemy bowiem nie tylko w sposób najbardziej typowy, ale też… niszcząc rakietę przeciwnika, pozbawiając go tym samym możliwości dalszej gry. To ciekawe urozmaicenie, które w dość istotny sposób wpływa na całą rozgrywkę. Jeśli czujemy się na siłach możemy celować naszymi potężnymi, doładowanymi strzałami nie w niestrzeżone miejsce na korcie, a prosto w rakietę przeciwnika, licząc na to, że nie uda mu się zablokować strzału i jego rakieta otrzyma obrażenia, a po kilku takich uderzeniach nie będzie on w stanie kontynuować zabawy.
Frustracja na korcie
Gra oferuje całkiem ciekawą kampanię dla jednego gracza. Nie oczekujcie jednak pasjonującej fabuły – ot Wario i Waluigi porywają Luigiego, my zaś ruszamy ich śladem, zdobywając jednocześnie Kamienie Mocy do potężnej, legendarnej rakiety, co wydaje się kojarzyć z Rękawicą Nieskończoności, chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby był to przypadek, a nie celowy zabieg. Tryb ten można traktować jako bardziej rozbudowany samouczek – to właśnie tutaj poznajemy sterowanie, poszczególne rodzaje uderzeń czy zdolności. Jest tu jednak drobny szczegół – niektóre poziomy są WYJĄTKOWO trudne i frustrujące.
Początek usypia czujność graczy. Jest kolorowo, prosto, bezboleśnie. Przez startowe etapy można przejść bez żadnych trudności i bez straty punktów. Po kilkudziesięciu minutach docieramy jednak do pierwszych poważnych schodów i zaczyna robić się… trudno. Rozgrywka nagle wymaga niemal idealnej precyzji i pełnego skupienia, a nawet jeden drobny błąd może przekreślić nasze szanse na ukończenie danego etapu. Niestety, nie mogę tu pokusić się o tak modne wśród recenzentów gier porównanie do serii Dark Souls, bo w przeciwieństwie do dzieła From Software, Mario Tennis Aces nie zawsze jest sprawiedliwe. Jest tu kilka poziomów, w których przeciwnicy używają bardzo tanich sztuczek do sztucznego podbicia trudności – najlepszym przykładem jest jedno ze starć z Blooperem na pokładzie statku, gdzie piłka non stop odbija się od masztu, w ostatniej chwili zmieniając kierunek lotu.
I to w zasadzie mój jedyny zarzut jeśli chodzi o tryb dla jednego gracza. Poza kilkoma, niezbyt zbalansowanymi poziomami, cała reszta jest bardzo przyjemna. Poszczególne etapy są zróżnicowane – poza typowymi pojedynkami na korcie mamy np. zdobywanie punktów poprzez trafianie do celów czy też walki z bossami, a na każdego z nich musimy zastosować nieco inną taktykę. Całość, poza kilkoma wyjątkami, jest bardzo przyjemna i w fajny sposób przygotowuje do dania głównego, czyli rozgrywek wieloosobowych.
Lokalnie lub online
Tutaj do naszej dyspozycji oddano zarówno opcję zabawy lokalnie, jak i w sieci. W tym pierwszym przypadku, co zrozumiałe, mamy możliwość sterowania przy pomocy pojedynczego kontrolera JoyCon. Rozwiązanie to, chociaż nie jest tak wygodne jak Pro Controller, jest świetne i pozwala na wspólną zabawę bez potrzeby dokupywania dodatkowych akcesoriów. Na początku rozgrywek czeka nas wybór bohatera – poszczególne postacie różnią się „klasami”. Możemy zdecydować się m.in. na Mario, który niczym specjalnie się nie wyróżnia i jest dobrą postacią dla początkujących, Toada, którego zaletą jest szybkość, Bowsera dysponującego mocniejszym uderzeniem itd. Następnie nie pozostaje nam już nic innego, jak tylko brać udział w zmaganiach z innymi graczami.
Z zabawą sieciową jest jednak pewien problem, który utrzymuje się tu jeszcze od przedpremierowych testów, mających miejsce niespełna miesiąc temu. Mowa o kłopotach z połączeniem. Często zdarzają się tu poważne lagi czy rozłączanie się nasze lub oponentów. Można to jednak wyeliminować – przed meczem z danym graczem widzimy informację o jakości połączenia. Jeśli jest ona za niska to najlepszym rozwiązaniem będzie poszukanie innego rywala. Trudno uznać to za w pełni komfortowe wyjście z tej sytuacji, ale cóż – na ten moment nie pozostaje nam nic innego.
Mecze w sieci są jednak bardzo przyjemne – o ile nie trafimy na problemy z połączeniem. Rozgrywka z drugim graczem jest bardzo nieprzewidywalna, ale też i sprawiedliwa. Na kortach nie ma tu przeszkód, które frustrują w trybie dla jednego gracza, więc jeżeli popełniamy błędy to dzieje się to wyłącznie z naszej winy. Co ciekawe, mamy tu również możliwość uruchomienia specjalnego turnieju, w którym ładowanie paska mocy i specjalne zdolności są wyłączone – to niezła alternatywa dla osób, które mimo wszystko oczekiwałyby chociaż minimalnie większego realizmu od tej produkcji.
Kolorowo, płynnie, sympatycznie
Pochwalić należy też oprawę graficzną. Mamy tu do czynienia z klasycznym stylem znanym z produkcji z Mario – bohaterowie są więc sympatyczni, kolorowi, a korty zróżnicowane. Również pod względem czysto technicznym nie ma się tu za bardzo do czego przyczepić. Zastosowany styl graficzny sprawia, że całość wygląda ładnie, a przy tym nie jest też zbyt wymagająca dla konsoli, dzięki czemu możemy cieszyć się płynną rozgrywką. Udźwiękowienie to raczej standard – odgłosy postaci nie odbiegają od tego, co słyszymy w innych produkcjach z nimi w roli głównej, więc ograniczają się do pomruków i bardzo prostych wypowiedzi, a muzyka… po prostu nie przeszkadza.
Mario Tennis Aces to bardzo przyzwoita produkcja, która jest w stanie zapewnić wiele godzin świetnej rozrywki i z pewnością świetnie sprawdzi się zarówno na imprezach przy jednej konsoli, jak i w trakcie zabawy w sieci. Niestety, pewne fragmenty kampanii dla jednego gracza i okazjonalne problemy przy rozgrywce online potrafią poważnie sfrustrować. Szkoda, bo gdyby nie te bolączki to mielibyśmy do czynienia z kolejną wyśmienitą gra na wyłączność Nintendo Switch, a tak – jest po prostu bardzo dobrze.
Plusy:
+ dynamiczna, zręcznościowa rozgrywka;
+ proste do opanowania sterowanie;
+ kilka trybów rozgrywki;
+ przyjemna oprawa.
Minusy:
- kilka okropnie frustrujących i niezbalansowanych poziomów;
- problemy z połączeniem podczas gry online.
Źródło: fot. Nintendo
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat