Meg 2: Głębia - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 4 sierpnia 2023Jason Statham powraca, by stanąć oko w oko z jeszcze większym rekinem. Czy jest w tej produkcji coś więcej? Sprawdzamy.
Jason Statham powraca, by stanąć oko w oko z jeszcze większym rekinem. Czy jest w tej produkcji coś więcej? Sprawdzamy.
Pięć lat temu Jon Turteltaub zekranizował powieść Steve’a Altena o tym, jak były komandos Jonas Taylor (Jason Statham) walczy z ogromnym rekinem, który przypłynął z głębin Rowu Mariańskiego. Ta dość lekko poprowadzona historia na tyle spodobała się widzom, że studio Warner Bros postanowiło dać zielone światło na nakręcenie kontynuacji. I tak nasz bohater znów musi stawić czoło monstrom wydobywających się z głębin oceanu. Tyle że w myśl niepisanej zasady Hollywood w drugiej części monstrum musi być jeszcze większe, a najlepiej jakby ich liczba też się zwiększyła.
Seans pierwszej części The Meg był dla mnie bardzo przyjemny. Odczuwam bowiem brak na dużym ekranie kina klasy B poprowadzonego z lekkością i nastawieniem na rozrywkę. Film Turteltauba to mi właśnie dostarczył. Było to takie połączenie Godzilli, Szczęk i Parku Jurajskiego. Walka człowieka z wielkim monstrum. Fajna rozrywka na letni wieczór. Do tego dochodził jeszcze Statham, którego kupuję w każdej produkcji. Do drugiej części podszedłem więc z dużą życzliwością. Zwłaszcza że scenarzyści początkowo sugerują widzom, że mają pomysł na poprowadzenie tej historii. Otóż Jonas niczym James Bond zdobywa dowody na zbrodniczą działalność firm zatruwających morza i oceany, wrzucając do nich trujące substancje. Już pierwsza scena, w której obserwujemy jego wyczyny, jest niezwykle widowiskowa. Problem w tym, że na efektownym wejściu się kończy. Dalej dostajemy już przewidywalnie rozwijającą się fabułę składającą się ze zdrady, chciwości i przypadkowego wypuszczania na wolność bestii.
By cały ciężar nie spadał na barki Stathama, powróciła także znana z pierwszej części drużyna, czyli nastoletnia Meiying (Shuya Sophia Cai) oraz dwóch niezawodnych druhów, DJ (Page Kennedy) i Mac (Cliff Curtis). Ten pierwszy nauczony doświadczeniem sprzed lat postanowił zainwestować w siebie i nauczył się nie tylko sztuki walki, ale także posługiwania się bronią palną. Muszę powiedzieć, że był to fajny pomysł scenarzystów, by pokazać, że te postaci nie stoją w miejscu, tylko wyciągają wnioski ze swoich przygód i się rozwijają. Niestety, są to tylko małe rzeczy, które nie są w stanie zakryć braku jakiejkolwiek logiki i sensu w scenariuszu. Już abstrahuję od kuriozalnego otwarcia Meg 2, gdzie nasze Megalodony na luzie są w stanie w kilka sekund poradzić sobie z T-Rexem, ale zderzenie ze skuterem jest dla nich śmiertelne. Chodzi bardziej o to, że scenarzyści poszli na ilość, a nie na jakość. Wprowadzają więcej morskich potworów, ale ich znaczenie jest marginalne, bo nasi bohaterowie szybko sobie z nimi radzą. Nie ma tutaj żadnego uczucia zagrożenia, które było obecne w pierwszej odsłonie. Reżyser Ben Wheatley, który przejął tę franczyzę, kompletnie nie radzi sobie z prowadzeniem emocji czy uczucia zagrożenia. Odhacza pewne wydarzenia w scenariuszu i tyle. Jakby nie miał pomysłu, jak to wszystko płynie poprowadzić. Rzuca nas chaotycznie z jednej akcji w drugą. Do tego całe otoczenie, jak choćby turyści wypoczywający na jednej z rajskich wysp, która zostaje zaatakowana przez Megalodony, zachowują się jak bezmózgie istoty w grach komputerowych, które mają jedynie robić za tło dla głównych bohaterów. Wygląda to po prostu źle. I nawet Jason Statham jakoś nie ma funu z walki z wielkimi potworami, choć nie powiem, jest kilka scen, które wyglądają świetnie i wzbudzają zamierzony wybuch śmiechu. Jak choćby akcja na molo, w której to nasz bohater broni się przed pożarciem za pomocą kopniaka w nos rekina.
Meg 2: Głębia było dla mnie bardzo dużym rozczarowaniem. I nie winię za to obsady, bo wszyscy naprawdę robią, co w ich mocy, by wyciągnąć z tej opowieści, ile się da. Niestety, Ben Wheatley nie daje im zbyt wielu okazji, by rozwinąć skrzydła. Nie oszukujmy się, jest on dość przeciętnym reżyserem, który już przy ekranizacji Rebeki dla Netflixa pokazał, że brakuje mu pewnych umiejętności. Nie spodziewałem się jednak, że to samo wyjdzie przy realizacji kina klasy B. Szkoda, ponieważ ta opowieść miała potencjał, by być świetnym filmem w swoim gatunku, a tak jest jedynie produkcją, o której raczej szybko zapomnimy.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1969, kończy 55 lat