Metal Gear Solid: Master Collection Vol.1 - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 24 października 2023Kultowa seria Metal Gear powraca pod postacią obszernej kolekcji. Czy mimo upływu lat wciąż trzyma poziom?
Kultowa seria Metal Gear powraca pod postacią obszernej kolekcji. Czy mimo upływu lat wciąż trzyma poziom?
Już na wstępie chciałbym zaznaczać jedno. W recenzji tej oceniam Metal Gear Solid: Master Collection Vol.1 pod względem jakości technicznej przeniesienia serii na najnowsze generacje konsol. Nie będę tu rozpisywać się poszczególnie o fabule, mechanikach czy oprawie każdej z odsłon z kilku powodów. Po pierwsze, mówimy tu o kolekcji gier, z których najmłodsza ma 19 lat a najstarsza 36, ciężko więc oczekiwać nie wiadomo jakiej grafiki czy nowinek mechanicznych. Po drugie, jest to seria o tak bardzo skomplikowanej, pogmatwanej i głębokiej fabule, że każde wspomnienie o niej otwiera tak głęboką króliczą norę, że nawet Alicja z Krainy Czarów doznałaby przeładowania sensorycznego, a poza tym, mimo iż jest to już wiekowa seria, to są jeszcze gracze, którzy nie mieli z nią styczności i zdradzanie zbyt wiele mogłoby zepsuć im zapoznanie się z tą, i nie boję się użyć tego określenia, wybitną serią. Dla mnie osobiście jest to jedna z trzech, obok Armored Core i Final Fantasy, serii, które ukształtowały mnie jako gracza. Jestem ogromnym fanem, ale nie jestem bezkrytyczny, widzę błędy wczesnych odsłon, oraz to, co developerzy czy w tym przypadku, właściciele praw autorskich robią, aby jak najmniejszym kosztem doić najbardziej legendarne marki, żerując na sentymencie i nostalgii. I to właśnie przede wszystkim pod tym kątem będę tę kolekcję oceniać.
Zanim jednak do tego przejdziemy, kilka, jak najmniej spoilerowych, słów o tym, czym jest Metal Gear Solid. Jeśli patrzeć na tę serię czysto mechanicznie, jest to, już od pierwszych odsłon na MSX i NES, skradanka przez duże S. Mało która gra w tamtych czasach stawiała tak wiele na pozostanie niewykrytym i bardziej nagradza unikanie walki niż nawet zabijanie z ukrycia. To element, który od początku stanowi rdzeń tej serii, na którym wszystkie inne elementy zostały zbudowane. Nie jest to naładowana akcją seria, tylko taktyczna i metodyczna rozgrywka, no chyba że chcecie bawić się w speedrun, ale to już osobna historia. Jeśli zaś spojrzeć głębiej, to rozpoczęta w 1987 roku monumentalna antywojenna saga spod znaku płaszcza i szpady, poruszająca wiele aktualnych, w momencie powstania, jak i teraz, tematów dotyczących wojny, polityki i lojalności. O ile da się grać w każdą odsłonę z osobna, prawda jest taka, że pełną wartość tej gry docenimy, dopiero gdy poznamy całą sagę. Z każdą odsłoną seria pozostaje wierna swoim założeniom, dodaje nowe mechaniki i czasem usuwając te, które się nie do końca sprawdzają. To też kopalnia easter eggów i nawiązań do popkultury, której sama stała się istotną częścią.
Jak już wspominałem na wstępie, fakt, że jestem wielkim fanem tej serii, nie oznacza, że jestem bezkrytyczny. Wychodzę z założenia, że gracze z nowego pokolenia, którzy chcą poznać tę serię, powinni dostać najlepszą możliwą wersję gry, a w przypadku portu Metal Gear Solid tak po prostu nie jest. Szczerze mówiąc, tylko port pierwszej części Patapon, którego recenzowania odmówiłem i zamiast tego napisałem wywód na temat tego, jak został zepsuty, był bardziej leniwym przeniesieniem gry na nowe platformy. Pod względem technicznym jest to całkowity blamaż ze strony Konami. Nie dość, że wzięli na warsztat oryginalną wersję gry, a nie dużo ładniejszy wizualnie remake o podtytule Twin Snakes, który ukazał się na Gamecube, to jeszcze zrobili ten port po linii najmniejszego oporu. I od razu pozwolę sobie tu uciąć dyskusje, że przecież chcieli dać graczom możliwość ogrania pierwszej wersji. Nie kupuję tego zupełnie. Dlaczego? Ano dlatego, że jakoś nie mieli problemu z umieszczeniem w tym zestawie dwóch wersji pierwszej odsłony serii, Metal Gear, z systemów MSX i NES (notabene polecam tę pierwszą, jest znacznie lepsza), Snake's Revenge, które było tak słabym sequelem, że zmusiło Kojimę do zrobienia własnego (także umieszczonego w tej kolekcji), a w przypadku pozostałych gier 3D dodano nawet kilka wersji, głównie amerykańską, japońską i europejską, które się miejscami znacznie od siebie różnią.
W przypadku tego portu główną bazą była oryginalna wersja na pierwsze PlayStation, co jestem w stanie uszanować, a także dodano dwie wersje (europejską i amerykańską) treningu wirtualnego i wersję, per se, ostateczną w postaci Metal Gear Solid Integral, która to była pierwszą odsłoną tej serii wydaną na komputery PC. I tu zaczynają się schody, bowiem żeby zagrać w amerykańską wersję misji wirtualnych, a także w Intergrala trzeba... pobrać dodatkowe pakiety językowe, amerykański i japoński. Szczerze mówiąc, nawet nie wiem od czego zacząć wymienianie wad tego rozwiązania. Po pierwsze, przy takiej ilości języków nie dało się upchnąć jeszcze dwóch? Zwłaszcza że mowa tu tylko o napisach, które zresztą są w wersji Integral całkowicie opcjonalne. Przez tę niezrozumiałą zagrywkę nawet nie byłem w stanie sprawdzić tych elementów, gdyż przed premierą sklep Sony nie wyświetla jeszcze nawet poprawnie tych pakietów przez co nie da się nawet uruchomić de facto połowy gry.
A na tym problemy tego portu się nie kończą. Zacznijmy od grafiki. Jasne, jest to gra z pierwszej konsoli Sony, ale nie mówcie mi, że nie można zmienić współczynnika proporcji z 4:3 na 16:9. Zwłaszcza że w przypadku portowania następnych dwóch części dokładnie to zrobiono. Jakby tego było mało, to owszem, podniesiono rozdzielczość do HD, ale nie zwiększono gęstości pikseli, przez co gra wygląda dużo szpetniej niż powinna, biorąc pod uwagę technologie, które można było zastosować. Widać to zwłaszcza gdy na ekranie pojawiają się ledwo czytelne napisy. Przyznam się, że naprawdę kocham tę część, dzięki niej poznałem tę markę, ale naprawdę musiałem się zmusić do jej ukończenia w tym wydaniu. Nie było to w żaden sposób przyjemne. Jest jeszcze kilka pomniejszych rzeczy, jak choćby fakt, że jest to jedyna część 3D w tej kolekcji, gdzie na modłę japońską zamienione są na PlayStation klawisze kółka i krzyżyka, gdzie to pierwsze służy do potwierdzania, a drugie do anulowania. Ja rozumiem, chcemy trzymać się oryginału, ale bez przesady. To cholernie nieintuicyjna rzecz, którą tak przecież łatwo zmienić. Ostatnia rzecz, do której muszę się przyczepić, a która tyczy całej kolekcji, to osobne launchery. Jest ich łącznie pięć, trzy osobne dla każdej głównej części, jeden dla Metal Gear i Metal Gear 2: Solid Snake i jeden dla nowel graficznych, które też trzeba dodatkowo pobrać, oraz drugiej wersji Metal Gear i niesławnego Snake's Revenge. Po co? Rozumiem jeszcze, gdyby były to wielkie gry, ale całość kolekcji zajmuje raptem 20 giga (nie wiem jakim cudem MGS zajmuje z tego aż 5). Dodatkowo wszystkie launchery są ładnie ujednolicone i spokojnie można by je scalić w jedną aplikację.
Porty Sons of Liberty i Snake Eatera można wrzucić do jednego kosza. Też są, poniekąd, leniwe, gdyż są to po prostu przeniesione wersje z wydanej dekadę temu HD Collection. Nie jest to zły ruch, gdyż przygotowane przez Bluepoint Games porty były i są naprawdę niezłe. Domyślam się, że nie pracowali oni również nad przeniesieniem pierwszej części, gdyż zostali wchłonięci przez Sony, a wielka szkoda. Niemniej, druga i trzecia część MGS sprawdza się naprawdę dobrze na nowych konsolach i choć oczywiście nie ma co oczekiwać fajerwerków graficznych, to trzeba przyznać, że odsłony te, a pamiętajmy, że mowa o grach z PlayStation 2 z przeskalowaną tylko grafiką, zestarzały się całkiem dobrze i dalej się w nie przyjemnie gra. Zwłaszcza że są to w mojej opinii, dwie najlepsze odsłony, więc możliwość ich komfortowego ogrania to ogromny plus. Podobnie ma się sprawa z oryginalnymi odsłonami z systemów MSX i NES, które w HD wyglądają naprawdę bardzo dobrze i o ile jeszcze ścieżka dźwiękowa potrafi w obecnych czasach irytować nieco, tak pikselowana grafika w ogóle nie przeszkadza.
Kolekcja Metal Gear Solid: Master Collection Vol.1 to nie tylko aż siedem odsłon serii w jednym miejscu. To także cała masa dodatków zarówno dla fanów serii, jak i tych, którzy dopiero zaczynają przygodę z tą marką. Mamy tu choćby oryginalne scenariusze, wspomniane powieści graficzne, wybrane utwory muzyczne i wiele innych. Nie są to duże rzeczy, ale bardzo miłe i pomagające lepiej zagłębić się w niesamowitym uniwersum stworzonym przez Kojimę.
Podsumowując, Metal Gear Solid: Master Collection Vol.1 to w większości udany port, ale jednak nie jest on doskonały. Zabrakło tu kilku udogodnień, możliwych przy dzisiejszej technologii, które nie zepsułyby odbioru wcześniejszych odsłon. Szczerze przyznam, że jeśli macie zamiar zagrać na PC, są lepsze i tańsze możliwości odpalenia gier z tej kolekcji, w szczególności pierwszego Metal Gear Solid. Jeśli zaś macie grać na konsolach nowej generacji, to jest to jedyna opcja. Nie idealna, ale dobra i warta swojej ceny. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wspomniane dodatki. Mam nadzieję, że Vol. 2, o ile powstanie, będzie miejscami mniej leniwe i że znajdzie się tam Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots, Peace Walker, Twin Snakes i mocno w mojej opinii niedoceniane Metal Gear Rising: Revengeance.
Poznaj recenzenta
Aleksander "Taktyczny Wafel" MazanekDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat