Miasto zła: sezon 1, odcinek 4 i 5 – recenzja
Z każdym kolejnym odcinkiem utwierdzam się w przekonaniu, że skasowanie serialu Miasto zła to dobra decyzja. Mamy do czynienia z typowym przykładem słabej realizacji dobrego pomysłu.
Z każdym kolejnym odcinkiem utwierdzam się w przekonaniu, że skasowanie serialu Miasto zła to dobra decyzja. Mamy do czynienia z typowym przykładem słabej realizacji dobrego pomysłu.
Pomysł na Wicked City jest naprawdę dobry. Pokazanie historii z perspektywy seryjnego mordercy i policjantów go ścigających nie jest szczególnie nowatorskie, ale w tym przypadku widać pomysły na to, jak osiągnąć unikalną tożsamość. Dodając do tego klimat lat 80., można było stworzyć wybitną produkcję, która będzie emocjonować, szokować i bawić od pierwszego do ostatniego odcinka. Na dobrym zamyśle niestety się skończyło, bo wykonanie pozostawia wiele do życzenia.
Oba odcinki poświęcają dużo czasu na rozwijanie relacji Kenta i Betty. Romans seryjnego mordercy to niezły pomysł na to, by ukazać jego poczynania, motywacje i zachowanie z innej perspektywy. Kłopot w tym, że w tej romantycznej relacji postawiono na dziwność, która nie działa - samotna matka zakochana w zabójcy nagle sama chce poczuć, jak to jest zabijać. Wszystko rozgrywa się po linii najmniejszego oporu i w oparciu o oczywistości. Nie ma zaskoczeń czy wielkich emocji, które pozwalałaby w jakiś sposób współczuć bohaterce. Uczucie to pogłębia się w 5. odcinku, w którym wszystko podąża oczekiwanym torem i dąży do jedynego widocznego na horyzoncie celu. Tu można było zrobić coś, co naprawdę wzbudzi wielkie emocje, a dostajemy coś prostego i dziwnego dla samej dziwności. Fakt, że ostatecznie Betty zabiła napalonego sąsiada, był jedynie formalnością, tak jak obrażenie się Kenta za to, że zrobiła to bez niego. Wątek ten nie wywołuje żadnej reakcji poza obojętnością.
Najgorsze w tym, że cały wątek Kenta i Betty jest przynajmniej jakiś i potrafi w miarę zainteresować, ale tego samego nie można powiedzieć o tym, co dzieje się po tej dobrej stronie. Tutaj mamy nudne postacie, słabo i nieciekawie prowadzone śledztwo, zero emocji i sztampowe rozwiązania fabularne. Z jednej strony - nieciekawa gra w kotka i myszkę, która jest prowadzona w tym serialu po macoszemu; z drugiej - wątki obyczajowe na czele z romansem Jacka Rotha, który fabularnie nie ma wiele sensu i został wprowadzony jako jedna z kolejnych klisz. Problem w tym, że to wszystko jest poniżej przeciętnej i nie proponuje widzom czegoś, co mogłoby zaangażować. Wątek dziennikarki jest najsłabszy, bo wciśnięto tutaj nieciekawie rozwijany romans i dziwaczne zainteresowanie seryjnego mordercy jej osobą. Niby ten ostatni element ma w sobie intrygujący pomysł, ale także tutaj leży wykonanie - bez emocji i napięcia.
Wicked City jako jedna z pierwszych skasowanych produkcji sezonu jesiennego w telewizji jest przykładem raczej słusznej decyzji włodarzy. Ten serial z każdym odcinkiem jest słabszy i pokazuje bardzo niewykorzystany potencjał. Ogląda się go przyzwoicie i na tle takiego Quantico, który dostał pełny sezon, prezentuje się lepiej, ale całościowo jest sztampowy i pozbawiony najmniejszej nutki napięcia, które powinny być podstawą takiej produkcji.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat