Ministerstwo moralnej paniki - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 24 lutego 2020W końcu udało mi się przeczytać Ministerstwo moralnej paniki od wydawnictwa Tajfuny. To na pewno oryginalna pozycja, która wstrząsnęła wieloma czytelnikami, ale mną – nie do końca.
W końcu udało mi się przeczytać Ministerstwo moralnej paniki od wydawnictwa Tajfuny. To na pewno oryginalna pozycja, która wstrząsnęła wieloma czytelnikami, ale mną – nie do końca.

Cieszy mnie, że na naszym rodzimym rynku pojawia się coraz więcej azjatyckich autorów, a nie tylko kolejne nowości i reedycje powieści Harukiego Murakamiego. Zwykle są to książki japońskich i koreańskich pisarzy. Nagły i dynamiczny wzrost popularności tych drugich jest zapewne pokłosiem globalnej fali hallyu, sukcesu Squid Game w streamingu i Parasite na Oscarach, wpływu BTS, a przede wszystkich literackiej nagrody Nobla dla Han Kang w 2024 roku.
Przy tym Ministerstwo moralnej paniki jest o tyle wyjątkowe, że to głośny tytuł na singapurskiej scenie literackiej. Wchodzimy tu więc jeszcze głębiej w mniej znane zakamarki świata wydawniczego, co zawsze mnie cieszy, ponieważ pozwala to poszerzyć horyzonty i odkryć perełki tam, gdzie się ich w ogóle nie szukało. To jest także coś, czego spodziewałam się po Tajfunach – wydawnictwie, które specjalizuje się w azjatyckiej literaturze i wydaje się mieć misję, chce dawać polskim czytelnikom dostęp do wyjątkowych, a jednocześnie mało znanych w rodzimych stronach tytułów.
Ministerstwo moralnej paniki to antologia, która składa się z dwunastu krótkich opowiadań, biorących na tapet miłość. Nie zakładajcie jednak, że będzie to lektura w jakimkolwiek stopniu romantyczna, ponieważ większość historii krąży wokół tematów tabu i próbuje rzucić światło na mroczne zakamarki ludzkiej natury. To jedna z tych książek, która stawia sobie za zadanie wywołać u czytelnika dyskomfort i zaburzyć jego spokój, stąd tytuł Ministerstwo moralnej paniki. I doskonale zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy czytelnicy lubią takie klimaty – jedni szukają w literaturze pocieszenia, ukojenia i rozrywki, a inni pragną dowiedzieć się z niej czegoś i poznać nowe punkty widzenia. Dlatego to tak ważne, by wiedzieć, po co sięgamy, ponieważ rozczarowanie często wynika z oczekiwań, a nie kiepskiej jakości.

Opowiadania zawarte w książce Ministerstwo moralnej paniki czyta się bardzo szybko. Uważam, że duża w tym zasługa tłumacza, Mikołaja Denderskiego. Gdy czytałam książki japońskich autorów – z nimi miałam najwięcej do czynienia, jeśli chodzi o azjatycki rynek wydawniczy – wielokrotnie towarzyszyło mi wrażenie, że dostaję ubogą wersję oryginału, a tłumaczenie ogołociło tekst, który był suchy i napisany niemal robotycznie. Jednak w przypadku dzieła Amandy Lee Koe język jest bardzo ładny i plastyczny. Niektóre słowa i zdania zostały pozostawione w oryginale, co dodaje jakiejś autentyczności. Lubię ten zabieg, ponieważ są określenia, które trudno przełożyć na inny język i kulturę. Po przetłumaczeniu mogą stracić swoją magię.
Dowodem tego, że Denderski wykonał świetną robotę, może być fakt, że treść książki często porusza trudne tematy, które niczym ciężkostrawne danie, wymagają trochę więcej czasu, by je przetrawić. Mimo to – właśnie dzięki sposobowi, w jaki ta historia została napisana, a potem przetłumaczona – lektura idzie gładko. Niemal płynęłam po wyrazach, unoszona jak na morzu.
Jeśli chodzi o samą treść, tak jak wspomniałam wyżej, Amanda Lee Koe w każdym opowiadaniu porusza temat miłości. Są to bardzo różne i często niepokojące oblicza tego uczucia: toksyczna i pasożytnicza relacja dwójki osób, które się nie kochają, ale czerpią od siebie samolubne korzyści; historia o kobiecie, która w sadystyczny sposób chciała sprawdzić granice partnera i ludzkiej wytrzymałości; związki tej samej płci, które wciąż nie są akceptowane społecznie, przez co stają się źródłem cierpienia. W kilku z nich zauważyłam powracający motyw władzy w miłości, która może przybrać różne formy. Na przykład: jedna osoba jest starsza i bardziej doświadczona, więc zaczyna odgrywać rolę mentora; jedna osoba ma pieniądze, a druga nie; jeden z partnerów jest szefem, a drugi pracownikiem; jedno z byłych kochanków wróciło do zdrowia, a drugie walczy z demencją i przegrywa.
Gdybym miała wskazać jeden powracający motyw, byłby to właśnie nierówny podział władzy. Poza tym dość ważną rolę odgrywają w tej antologii różne kultury i religie, które są niczym fragmenty kolorowej mozaiki, jaką jest społeczeństwo. W jednym z pierwszych opowiadań mamy na przykład do czynienia z mężczyzną, który ma kilka żon. Kobiety nie są jednak przedstawione jako cierpiące i kłócące się, jak zwykle w popkulturze, a wręcz przeciwnie: przyjaźnią się i wydają się tworzyć szczęśliwą rodzinę. Z kolei w historii Czternaście zapisków z Dziennika Marii Hertogh mamy do czynienia z dziewczynką, która w oczach Europy cierpiała, była zmuszona do zostania dziecięcą żoną i czczenia Allaha, a z jej punktu widzenia to właśnie ci „prześladowcy” i „porywacze” byli jej prawdziwą rodziną. Na pewno ciekawie jest przyjąć taki zupełnie inny punkt widzenia, który każe nam trochę zmierzyć się z własnymi oczekiwaniami i popularnymi stereotypami.
Przy czym warto dodać, że opowiadania są bardzo nierówne. To coś, z czym, patrząc po recenzjach na Goodreads, zgadza się większość czytelników – choć, co ciekawe, nie zgadzają się już co do tego, które historie są najlepsze, a które najgorsze. Właściwie bardzo podoba mi się ten dysonans, bo pokazuje, że Amanda Lee Koe stworzyła coś, co prowokuje dyskusje, a to chyba było jej celem, skoro chciała wzbudzić „moralną panikę”.
Jeśli chodzi o mnie, w pamięć zapadły mi następujące teksty: Pionek, opisujący pasożytniczy (w obie strony) związek brzydkiej kobiety i pięknego mężczyzny; Alice, to ty musisz być środkiem własnego wszechświata, biorący na tapet relację młodej i szukającej swojego miejsca w świecie dziewczyny z dojrzałą i pewną siebie kobietą; Czternaście zapisków z Dziennika Marii Hertogh; Pralniomat, prawdopodobnie najwolniejsza i najmniej szokująca historia, a przy tym taka, która najbardziej mnie wzruszyła, bo pokazała naturalne tworzenie się społeczności i to, jak bardzo potrzebujemy innych ludzi w swoim życiu; Syrena, ponieważ była najoryginalniejszą historią w całej antologii, z elementami fantasy i mitologii.
Już po tym przekroju widać, że opowiadania bardzo się od siebie różnią – od tematyki po samo tempo historii. I osobiście uważam, że nie wszystkie są świetne i zapadające w pamięć. Niektóre sprawiały wrażenie pozorowanych na głębokie i świeże, gdy w rzeczywistości nie odkrywały niczego nowego. Trudno mi było znaleźć słowo, które dobrze by to opisało, ale chyba zdecyduję się na „przekombinowane”.
Kilka przykładów: Karuzela i Fort bardzo mnie zawiodły, ponieważ końcówka nie tyle mną wstrząsnęła, co skonfundowała, miałam wrażenie, że zabrakło jakiegoś pomostu, który zabrałby nas do tego momentu i sprawił, że obchodzi nas to, co stało się z tymi postaciami. O Królu Caldecott Hill szybko zapomniałam po lekturze i musiałam sobie na potrzeby tej recenzji przypomnieć, o czym w ogóle opowiadał ten rozdział. Każdy park na tej wyspie wypadł nijako na tle reszty antologii, choć przyjemnie się go czytało, a Pisklę wydawało mi się napisane tylko po to, by szokować, ale poza tym niewiele wniosło.
Ministerstwo moralnej paniki to ciekawy i oryginalny tytuł, z którym warto się zapoznać. Należy jednak pamiętać, że porusza tematy, które dla wielu osób mogą być „triggerujące”, ponieważ o to chodzi w całej antologii – o zanurzeniu palca w czystej tafli, by ją poruszyć. Osobiście nie byłam nadzwyczaj zachwycona, jak wielu innych czytelników, część historii stopiła mi się z tłem, inne nie wywarły tak dużego wrażenia, jak powinny, ale z pewnością niektóre fragmenty i tematy pozostaną w mojej pamięci.
Książki, których nigdy nie przeczytacie do końca. Ranking internautów
20. Walden, czyli życie w lesie, Henry David Thoreau
Została po raz pierwszy wydana w 1854 roku. Walden określa się Biblią wszystkich ekologów. Autor przez dwa lata w ramach eksperymentu mieszkał samotnie nad stawem w stanie Massachusetts. W książce chwali proste i surowe życie blisko przyrody. Wydanie Rebis z 2018 roku ma 368 stron.
Poznaj recenzenta
Paulina Guz
Najlepsze z 24h


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1964, kończy 61 lat
ur. 1983, kończy 42 lat
ur. 1961, kończy 64 lat
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1952, kończy 73 lat

