Mr. Robot: sezon 2, odcinek 9 – recenzja
Data premiery w Polsce: 22 listopada 2024Witamy ponownie w głowie Elliota! Tak powinien brzmieć podtytuł najnowszego odcinka Mr. Robot. Główny bohater serialu wraca na pierwszy plan, a wraz z nim wszystkie pozytywy i mankamenty charakterystyczne dla stylu drugiego sezonu tej produkcji.
Witamy ponownie w głowie Elliota! Tak powinien brzmieć podtytuł najnowszego odcinka Mr. Robot. Główny bohater serialu wraca na pierwszy plan, a wraz z nim wszystkie pozytywy i mankamenty charakterystyczne dla stylu drugiego sezonu tej produkcji.
Dziesięć minut wystarczyło twórcom, aby wyczerpująco zaprezentować prawdziwą więzienną rzeczywistość Elliota Aldersona. Wszystkie niewiadome zostały odkryte. Dowiedzieliśmy się wreszcie, z jakiej przyczyny haker znalazł się za kratkami, kim właściwie jest Ray i jak dużo czasu nasz protagonista spędził w odosobnieniu. Wątek więzienny definitywnie się kończy i nadchodzi czas na nowe wyzwania.
Elliot wychodzi na zewnątrz, spotyka się z siostrą, trafia w samo epicentrum walki z E Corp i Dark Army, a następnie… znów traci kontrolę nad swoją psychiką. Tzw. „przegrzanie” (jak określa nowe objawy Pan Robot) to kolejne wyzwanie dla widza, który ochłonąwszy po więziennym katharsis z siódmego odcinka, znowu wpada w sidła podwójnej rzeczywistości. Tego typu rozwiązania fabularne mogą w nadmiarze nużyć, ale całe szczęście Sam Esmail odrobił pracę domową zadaną przez Davida Lyncha i Davida Finchera. Inspiracje dziełami tych dwóch artystów od razu rzucają się w oczy. Wystarczy przypomnieć świetną scenę izolacji Elliota w wagonie metra, podczas obserwacji swojej drugiej jaźni, będącej w centrum wydarzeń. Duże wrażenie robi też motyw łazienki i głośnych rozmów zza ściany, w których przerażony Elliot rozpoznaje nagle też swój własny głos. Ten schizofreniczny klimat, przewijający się praktycznie przez cały odcinek, utwierdza jedynie w przekonaniu, że oglądając Mr. Robot, trzeba odrzucić chłodne analizy bieżącej opowieści. Całość jest bardzo relatywna i nierzeczywista, a bieg wydarzeń może zmienić się w przeciągu minuty. Jeśli zaakceptujemy ten fakt, będziemy czerpać z serialu dużo więcej przyjemności, kontemplując nietuzinkowe zabawy formą i treścią. Dla wielbicieli tradycyjnych telewizyjnych historii może to być twardy orzech do zgryzienia, ale zdecydowanie trzeba docenić artyzm Esmaila w zamazywaniu różnić między snem i jawą, prawdą i fałszem czy rzeczywistością i wyobraźnią.
Eps2.7init5.fve to nie tylko Elliot. Pozostałe wątki rozwijają się w charakterystycznym dla drugiego sezonu tempie. Jest bardzo wolno, w pewnych momentach akcja zahacza o stagnację. Przykładowo - Angela wciąż jest punkcie wyjścia. Mimo że pozornie poprzez swoje działania dąży do celu, to nadal nie osiągnęła nic, co wpłynęłoby jakościowo na fabułę. W bieżącym odcinku mamy dość długą scenę, w której agentka DiPierro próbuje rozegrać psychologicznie panią Moss, opowiadając jej między innymi o swoim koszmarnym śnie. Nie jest to jednak coś, co trzymałoby w napięciu i wpłynęło pozytywnie na odbiór wątku Angeli. Zdecydowanie zabrakło chemii między aktorkami i większej charyzmy Porti Doubleday. Można odnieść wrażenie, że twórcy specjalnie zapętlają wątek tej sympatycznej blondynki, aby ruszyć z kopyta dopiero wtedy, gdy połączy się z Elliotem. Wygląda na to, że nastąpi to już niedługo.
Pozostałe motywy również nie wnoszą nic ciekawego do całej opowieści. Po dwóch poprzednich, bardzo ważnych odcinkach teraz mamy taki moment przejściowy, podczas którego bohaterowie zbierają siły i planują kolejne ruchy. Oglądanie całości umila nam oczywiście doskonała strona audiowizualna, ale zdecydowanie brakuje jakiegoś motywu napędowego. Na duży plus zasługuje jedynie świetna rozmowa w deszczu z udziałem Philipa Price’a i Whiterose. Dyrektor E Corp udowodnił, że jest niezwykle silnym człowiekiem, jak sam siebie określa - „najemnikiem”, który nie zna strachu i jest w stanie osiągnąć cel, doprowadzając do wojny światowej. W odróżnieniu od nijakiej Angeli Philip Price to ciekawie napisana postać, prawdziwy antagonista z krwi i kości, doskonale sportretowany przez zdobywcę nagrody Pulitzera Michaela Cristofera.
Końcówka odcinka to kolejny zaskakujący twist. W momencie, kiedy wszyscy przypuszczają, że niezapowiedzianym gościem Elliota będzie wreszcie utęskniony Tyrell, okazuje się, że jest „tylko” Joanna Wellick. Miło ze strony twórców, że nie uraczyli nas w tym momencie klasycznym suspensem i na wyjawienie tożsamości persony z samochodu nie musimy czekać do kolejnego odcinka. Z drugiej jednak strony sezon powoli się kończy, a Tyrella wciąż nie widać na horyzoncie. Czyżby naprawdę zginął? A może jego zniknięcie ma coś wspólnego ze zwichrowaną psychiką Elliota? Może nie jest tak rzeczywisty, jak mogłoby się wydawać w pierwszym sezonie? Bardzo dobrze, że serial generuje wciąż tego typu niewiadome. W drugim sezonie wątki alterglobalistyczne zeszły trochę na dalszy plan, ustępując miejsca zawiłym, psychodelicznym gierkom z naszym postrzeganiem rzeczywistości. Mimo że tego typu zabiegi tworzą czasem przyciężki klimat, jest to lepszy kierunek rozwoju dla produkcji niż tania i nieszczera kontestacja systemu. Omawiany odcinek oceniam więc pozytywnie, bo był doskonałym przykładem tego charakterystycznego stylu, który zdążyłem już polubić.
Źródło: fot: Peter Kramer/USA Network
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat