„Naznaczony: Rozdział 3”: 3 razy nie – recenzja
Data premiery w Polsce: 19 czerwca 2015"Naznaczony: Rozdział 3" jest podręcznikowym przykładem tego, czego nie powinno się robić w horrorach. Wszystko tutaj jest złe i niepewne, a scenariuszowi nie pomagają nawet nieźli aktorzy czy poszczególne, trochę lepsze wątki.
"Naznaczony: Rozdział 3" jest podręcznikowym przykładem tego, czego nie powinno się robić w horrorach. Wszystko tutaj jest złe i niepewne, a scenariuszowi nie pomagają nawet nieźli aktorzy czy poszczególne, trochę lepsze wątki.
Tytuł "Insidious: Chapter 3" ("Insidious: Chapter 3") jest następnym przykładem tłumaczenia, przy który płakał tłumacz. Już nie bacząc na znaczenie słowa insidious, to o żadnym naznaczeniu nie ma mowy w filmie ani przez chwilę. Zresztą trudno określić, o czym on opowiada - mimo początkowo klarownej sytuacji widz jest z czasem oplątany w miliony wątków z większym lub mniejszym znaczeniem.
Główną bohaterką jest Quinn Brenner, początkująca aktorka. Pewnego dnia odwiedza znaną z wcześniejszych części Elise Rainier, mającą pomóc jej w skontaktowaniu się z duchem matki. Niestety, zamiast tego do Quinn przyczepia się zupełnie inny duch – dziwny mężczyzna z maską tlenową. Od tego momentu nikt nie może być bezpieczny.
W skrócie można powiedzieć, że to film, który miał potencjał. Miał potencjał, ponieważ „główne zło”, czyli mężczyzna w masce, na początku robi wrażenie. Miał potencjał, ponieważ estetycznie nie można mieć do niego zarzutów. Miał potencjał, ponieważ pokazanie początków współpracy między Elise a Specsem i Tuckerem miało tyle możliwości. Niestety, Leigh Whannel (który wcielił się we wszystkich 3 częściach w Specsa) wziął chyba trochę za dużo na swoje barki, gdyż od pewnego momentu widz może mieć wrażenie, że zgubił on koncepcję, więc zaczął wrzucać do filmu wszystko, co możliwe, by było jak najciekawiej. Gubi się on, gubią się duchy i bohaterowie, a widz zaczyna oglądać swoje buty, zastanawiając się, czy te 20 zł nie lepiej byłoby przeznaczyć na zestaw z McDonalda.
Film straszy tylko na początku, jedną, zaskakującą sceną, po której wychodzi zamaskowany duch i macha nam oraz bohaterce na przywitanie. Widz rozsiada się wtedy wygodnie w fotelu, czekając na to, co dalej, lecz niestety do końca filmu już nawet nie drgnie, chyba że przy ziewaniu. A szkoda, ponieważ sama postać zła robiła wrażenie - niestety tylko wizualnie. Duch przez cały film rzuca biedną Quinn, rzuca meblami, niszczy ściany i dyszy niczym Darth Vader, choć do ojcostwa się nie przyznaje. Dlaczego to robi? Dlaczego zaatakował właśnie Quinn? Dlaczego przetrzymuje biedne dziewczyny w domu? Widz nie dostanie żadnej odpowiedzi, za to będzie pod koniec filmu przecierał oczy ze zdumienia, gdy duch po przemocy fizycznej względem Quinn zacznie ją przytulać i głaskać. Z tego powodu można mieć wrażenie, że po napisaniu połowy scenariusza Whannel przypomniał sobie, iż główne zło powinno mieć jakąś osobowość, i zaczął szybko dopisywać zupełnie niepotrzebne, dziwne sceny, niemające nic wspólnego z początkiem. Niestety, z powodu zbliżającego się terminu nie miał czasu na poprawienie scenariusza, więc zamiast tego postanowił nawiązać do wcześniejszej części, wprowadzając ducha panny młodej w czerni. Wiadomo jednak, że Whannel nie mógł zdradzić zbyt wiele na jej temat, dlatego Elise szybko sobie z nią radzi, przez co całkiem ciekawy wątek (jasnowidza, której towarzyszy duch życzący jej śmierci) zostaje szybko i kiepsko rozwiązany.
[video-browser playlist="714438" suggest=""]
I tu pojawia się następny problem tego filmu: nadmiar bohaterów i wątków. Oprócz Quinn i jej ojca mamy jeszcze jej brata Alexa, Specsa, Tuckera, Elise i małżeństwo Afroamerykanów, a do tego duchy. Z tego powodu mało kto ma więcej czasu ekranowego, a niektóre wyjaśnienia fabularne przywołują tylko sarkastyczny uśmiech na twarzy widza. Choć znalezienie Specsa i Tuckera w Internecie przez Alexa można jeszcze potraktować jako wątek komediowy, to następna czarnoskóra staruszka, która wie/widzi więcej, jest tak groteskowa i kliszowa, że oczy mogą zaboleć. Podobnie jest ze schematycznymi rozwiązaniami fabularnymi, których widz domyśla się już na samym początku.
Nie pomaga tutaj też nierówne aktorstwo. O ile do Stefanie Scott, grającej główną postać, nie można w żaden sposób się przyczepić, ponieważ radzi sobie nadzwyczaj dobrze, to niestety gorzej wypada jej ojciec i brat. Gra Dermotta Mulroneya jest czasem do wytrzymania, a czasem wpada w groteskowość, za to Tate Berney recytuje słowa niczym niektórzy nasi polscy „aktorzy”. Błyszczy za to znane z wcześniejszych części trio, choć Specs - grany przez scenarzystę i reżysera tego filmu - nadal jest najsłabszym ogniwem.
Zobacz również: Tak tworzono praktyczne efekty specjalne w „Jurassic World” – wideo
"Insidious: Chapter 3" pokazuje, że można mieć ciekawe pomysły, ale zupełnie wszystko popsuć. Ten film mógłby być dobry, gdyby Whannel nadał głównemu duchowi charakteru i rozwinął jego historię, wyciął połowę bohaterów oraz skupił się na motywach komediowych, które wychodzą mu najlepiej. Niestety, nie zrobił tego, przez co widz ma dwie opcje: przepuścić ponad 20 zł na nudny film albo zrobić cokolwiek innego. Wybór jest chyba prosty.
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat