Nazywam się Dolemite - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 25 października 2019Nazywam się Dolemite to coś ważnego w ofercie Netflix. Dobry film na tej platformie to naprawdę wyjątkowa sytuacja.
Nazywam się Dolemite to coś ważnego w ofercie Netflix. Dobry film na tej platformie to naprawdę wyjątkowa sytuacja.
Nazywam się Dolemite to film Netflixa w reżyserii Craiga Brewera (nagradzany za film Pod prąd), który oparty jest na prawdziwej historii Rudy'ego Raya Moore'a. Może większość z Was nie kojarzyć tego nazwiska i nie ma to znaczenia, bo film pokazuje, dlaczego była to ciekawa postać warta filmu biograficznego. Nie tylko tworzył udane filmy w swoim gatunku, ale też przez swój styl rymowanych wypowiedzi został uznany ojcem chrzestnym rapu. Nie jest to film muzyczny, ale o dążeniu do osiągania swoich pasji i ambicji, które dają wybuchową mieszankę.
Rudy Ray Moore to postać ciekawa, nietypowa i wręcz szalona, a zarazem godna podziwu i można się z nią utożsamić w kontekście dążenia do osiągania swoich celów. Jego upór i dalsza walka pomimo porażek jest w filmie dobrze zaakcentowana. To taka postać, która przyciąga uwagę i nie da się na niej nie skupić. Eddie Murphy bryluje w tej roli, dając niesamowity popis na najwyższym poziomie, przypominającym, że ten aktor to klasa sama w sobie. Murphy opanowuje ekran, krzycząc, szalejąc, zalewając widza swoją charyzmą i poczuciem humoru. Nie jest to jednak tylko postać pozornie przegięta, bo znajdziemy sceny bardziej kameralne, wręcz intymne, które oferują zrozumienie genezy jego pochodzenia, problemów z przeszłości, które napędzają jego działania w teraźniejszości. Na pierwszym planie jest cała ekspresywna otoczka Rudy'ego Raya Moore'a, która przyciąga i każe skupiać się na niej, ale Murphy doskonale podkreśla wszelkie niuanse tego bohatera, jego dojrzewanie, wątpliwości i przemianę. To taka rola, dla której warto to obejrzeć, bo na długo zapada w pamięć. Powiem wprost: świetnie się ogląda Murphy'ego w aktorskiej formie!
Całość oczywiście jest mocno oparta na bardzo specyficznym poczuciu humoru Dolemite'a, czyli persony wykreowanej przez Moore'a. Nazywam się Dolemite doskonale podkreśla pewnie różnice kulturowe, bo z naszej perspektywy może to w ogóle nie być śmieszne, a jego teksty wydają się losowym zlepkiem wulgarnych słów. Jednak pojawia się scena, w której Dolemite i jego koledzy idą do kina na komedię skierowaną do ogółu populacji i okazuje się, że to, co bawi białych, nie bawi Afroamerykanów. Ten dysonans daje widzom zrozumienie, że wcale nie chodzi o wyczucie humoru Dolemite'a, ale o jego historię i sposób jej opowiadania.
To nie oznacza, że film nie jest zabawny. W momencie, gdy Rudy i spółka zaczynają kręcić swój pierwszy film, wówczas produkcja jest komiczną jazdą bez trzymanki. Wiele w tym abstrakcyjnych, absurdalnych pomysłów (na końcu widzimy prawdziwe sceny z rzeczonego filmu, więc wiemy, że to z życia wzięte), które bawią i napędzają zaangażowania w opowieść. Zwłaszcza świetnie wyglądają interakcje z reżyserem granym przez Wesleya Snipesa, który jest przedziwnie specyficznym człowiekiem, który w kontraście z niedorzecznie amatorską pracą na planie, tworzy zabawną mieszankę. To wówczas po troszkę wolnym początku Nazywam się Dolemite dostaje wiatru w żagle i trzyma tak do końca.
Oczywiście nie brakuje w tym pewnych gatunkowych klisz, a sam Dolemite wydaje się tak pozytywną postać, że aż nierealistyczną. Trudno powiedzieć, czy obserwujemy laurkę - być może, ale dla warstwy rozrywkowej tego filmu nie ma to absolutnie żadnego znaczenia ani dla tego, jaki on miał wpływ na kulturę. Nawet jeśli dostajemy sceny emocjonalne ku pokrzepieniu serc (pod koniec jest to ciut manipulacja ze strony reżysera), nie stają się ona jakąś dotkliwą wadą. Jest to odczuwalne, trochę zbyt mocno idzie w happy end, ale takie zabiegi w filmach też są potrzebne. W tym przypadku w połączeniu z warstwą rozrywką współgra to odpowiednio.
Nazywam się Dolemite to bez wątpienia jeden z lepszych filmów Netflixa, który jest bardzo niepoprawny, wulgarny, ale zarazem dziwnie prawdziwy (zwłaszcza gdy skonfrontujemy najbardziej szalone rzeczy z rzeczywistością!). Przyznam, że początek jakoś nieszczególnie wciąga i film wolno się rozwija, ale gdy się rozpędza, zabawa jest przednia!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat