Nie z tego świata: sezon 11, odcinek 8 – recenzja
Just My Imagination był bardzo dziwnym odcinkiem, zwariowanym i nieprawdopodobnym. Kiedy już zdążyliśmy przyzwyczaić się do myśli, że Nie z tego świata nieczęsto nas zaskakuje (choć w tym sezonie bywamy mile zaskoczeni), nagle zdumiewa nas niepomiernie.
Just My Imagination był bardzo dziwnym odcinkiem, zwariowanym i nieprawdopodobnym. Kiedy już zdążyliśmy przyzwyczaić się do myśli, że Nie z tego świata nieczęsto nas zaskakuje (choć w tym sezonie bywamy mile zaskoczeni), nagle zdumiewa nas niepomiernie.
Oto w odcinku Just My Imagination pojawił się zupełnie nowy rodzaj – nie, nie potworów, a istot nadprzyrodzonych, zwanych Zanna, a w rzeczywistości będących wyimaginowanymi przyjaciółmi dzieci, opiekującymi się tymi, które tego potrzebują. Okazało się, że wyobrażeni przyjaciele nie do końca są tacy nierzeczywiści, nawet jeżeli widzą je tylko podopieczni, którymi się zajmują, bądź ci, którym na to pozwolą. Są również niezwykle różnorodni – w odcinku poznajemy m.in. sympatycznego, nieco pulchnego gościa w kolorowych szelkach, człowieka-jednorożca (Dean z dumą próbował nazwać go po swojemu, czyli człowiekorożec), syrenkę i podstarzałego rockmana grającego na wyimaginowanej gitarze (ale za to jak!). Niestety okazało się także, że Zana można zabić i krwawią przy tym równie mocno co ludzie. Swoją drogą, do czego to dochodzi, by istoty nie z tego świata zwracały się o pomoc do łowców?
W ósmym odcinku przeplatają się dwie historie: współczesna i wcześniejsza, z czasów dzieciństwa Winchesterów, kiedy to dziewięcioletni Sam został sam w motelu jedynie ze swoim wyobrażonym przyjacielem, Sullym. Obie historie są słodko-gorzkie i nie do końca tak wesołe, jakby mogło zapowiadać pojawienie się kolorowych postaci z dziecięcej wyobraźni. Kiedyś mały Sam rozstał się z niewidzialnym przyjacielem (niezbyt mile), wybierając rodzinę i ścieżkę łowcy, która zaprowadziła go do wielu dobrych, ale i wielu złych uczynków, a teraz ktoś mści się na jego dawnym przyjacielu, zabijając jego „krewnych”.
W międzyczasie mieliśmy wiele smaczków, jak rozespani Winchesterowie snujący się po Bunkrze Ludzi Pisma odpowiednio potargani, spragnieni kofeiny bądź w kapciach i szlafroku (odpowiednie wybrać). Gdyby mało nam było Sama i Deana dopiero co wyrwanych ze snu (właściwie po co wstawali aż tak wcześnie?), dołożono nam ich wersję w swetrach w serek udających panów doktorów od dziecięcej traumy.
Jak na tak wesoły odcinek, usłyszeliśmy całkiem sporo poważnych rozmów, nieuchronnie prowadzących do przypuszczenia, że Sam, gnany wizjami oraz imperatywem konieczności pokonania Ciemności, jednak postanowi wrócić do Klatki w Piekle i porozmawiać z Lucyferem - choćby bał się tego z całego serca i choćby zaniepokojony Dean mu tegoż surowo zabraniał. W każdym razie uczuć w krótkiej rozmowie pomiędzy Samem (Jared Padalecki) a Zanną Sully było co niemiara.
Dean (Jensen Acklse) w Just My Imagination stał nieco z boku, ale mimo dziwaczności wydarzeń starał się zachować twarz i rezon (pomijając nieco zbyt gruby żart na temat syrenki). Docenił fakt, że wyobrażony przyjaciel trwał przy Sammym, kiedy jego przy nim nie było, podobnie jak Sully docenił, że Dean przez całe życie opiekował się młodszym bratem.
Scenariusz najnowszego odcinka Supernatural nie ustrzegł się malutkich błędów. Przykładowo, postarajcie się jako drobna dziewuszka obezwładnić Deana Winchestera, przetransportować go Volkswagenem Garbusem i przywiązać do słupa – życzę powodzenia. Poza tym, czy aby Bunkier Ludzi Pisma nie powinien być impregnowany na wszelkie stworzenia nadprzyrodzone, o ile nie zostaną do niego „wniesione”?
Jednak całość odcinka ósmego robiła jak najlepsze, choć nieco dziwaczno-absurdalne wrażenie (jak widzialna dla jednych, a niewidzialna dla innych błyszcząca krew człowiekorożca). Richard Speight Jr., czyli serialowy archanioł Gabriel vel Trickster (Panie, świeć nad jego duszą, choć w Supernatural nigdy nic nie wiadomo), spisał się w roli reżysera jak należy. Przede wszystkim przy rozważaniach Sama o Klatce kręciła się prawdziwa łza w oku - tym samym, które wcześniej nie mogło się oderwać od zdenerwowanego Deana Winchestera w kapciach i szlafroku. Co ciekawe, to właśnie Dean przekonał doszłą i niedoszłą zabójczynię, że zemsta nie przynosi niczego dobrego (miała na rękach krew co najmniej dwóch Zanna, więc ja tak łatwo bym jej nie wybaczyła zabijania mieszkańców Ulicy Sezamkowej skrzyżowanych z Matka Teresą, jak ich raczył określić Dean, ale…). Osobne gratulacje dla Nate’a Torenca w roli Sully’ego – był przekonujący i „przytulany”. Może nie idealny, ale nie tylko z tego odcinka wiemy, że zarówno zabójcy, jak i bohaterowie nie zawsze są doskonali. O czym zapewne przekonamy się w kolejnym odcinku, który zapowiada się na po-Klatkowy. I bohaterski.
Poznaj recenzenta
Monika KubiakKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat