Nie zapomnij mnie
Trzeci odcinek pod względem fabularnym jest zdecydowanie najciekawszy z dotychczasowych, ale to nadal zbyt niewiele, by można było zaliczyć Once Upon a Time in Wonderland do seriali udanych.
Trzeci odcinek pod względem fabularnym jest zdecydowanie najciekawszy z dotychczasowych, ale to nadal zbyt niewiele, by można było zaliczyć Once Upon a Time in Wonderland do seriali udanych.
Przygoda w Krainie Czarów tym razem w istocie jest o wiele ciekawsza niż to, co zaprezentowano nam w pierwszych dwóch odcinkach. Skupienie się w zdecydowanej większości na relacji Alicji z Waletem Kier dodaje serialowi wyrazu, bo jest to jedyny związek bohaterów, który tutaj działa. Dzięki temu śledzenie ich perypetii zaczyna stawać się w miarę interesujące, a na ekranie dzieje się coś, co nie dotyczy tylko ciągłej rozmowy o uczuciach.
Dobrze wypada debiut niebieskiej gąsienicy, którego wątek momentalnie nasuwa skojarzenie z "Gwiezdnymi Wojnami". On przypomina Jabbę, a Walet Kier, który jest u niego zadłużony, Hana Solo. Jestem pewien, że końcowa decyzja bohatera sprawi, iż konflikt z gangsterem Krainy Czarów jeszcze w tym sezonie powróci. Sama animacja postaci stoi na niezłym poziomie, więc tym bardziej szkoda, że twórcy potrafią tutaj w miarę dopracować efekt, a jednocześnie oferują nam okropnie sztuczne tła. Świetnie wypada Iggy Pop w roli niebieskiej gąsienicy - dzięki niemu wrażenie jest bardzo pozytywne.
[video-browser playlist="634254" suggest=""]
Wątek Grendela wywołuje bardzo mieszane odczucia, bo w sposób banalny twórcy wplątują w niego historię romantyczną, która nie ma w sobie magii ani emocji. Sam wygląd rzekomego potwora również pozostawia wiele do czynienia i tutaj też mamy przykład, jak bardzo nierówny jest ten serial pod względem technicznym. Z jednej strony mamy niezłą niebieską gąsienicę, z drugiej - kiepskiego potwora i sztampową scenę walki w domu Grendela. Lepsze postacie cyfrowe były w latach 90. w serialu Herkules.
Pomysłowo wypadają sceny retrospekcji, które przybliżają nam postać Waleta Kier. Fantastycznie powiązano go z historią Robin Hooda, który w tym uniwersum zaczyna odgrywać mimo wszystko znaczącą rolę. Zaskoczeniem jednak jest cliffhanger, gdy dowiadujemy się, kim jest jego dawna miłość. Tego się nie spodziewałem.
Ponownie najgorszym elementem odcinka są antagoniści - Czerwona Królowa i Jaffar. Poza tym epizod pod wieloma względami prezentuje się w pozytywnym świetle. Szkoda, że nadal wszystko trąci przeciętnością i brakiem tego "czegoś", czym tak ładnie oczarowywał pierwszy sezon Once Upon a Time.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat