Niezwyciężony - sezon 3, odcinek 8 (finał sezonu) - recenzja
Data premiery w Polsce: 13 marca 2025Finałowy odcinek 3. sezonu był totalną jazdą bez trzymanki. Szokował brutalnością i zwrotami akcji, a emocje sięgały zenitu. Istne szaleństwo!
Finałowy odcinek 3. sezonu był totalną jazdą bez trzymanki. Szokował brutalnością i zwrotami akcji, a emocje sięgały zenitu. Istne szaleństwo!

Na ten odcinek Niezwyciężonego czekali wszyscy fani komiksu, bo starcie Invincible’a z Podbojem jest jednym z najbardziej szalonych w całej powieści graficznej. Viltrumita jest arcypotężny! To żądny krwi psychopata, w czym nieco przypomina Battle Beasta. Takie połączenie zwiastowało ekstremalną przemoc w tym epizodzie.
I rzeczywiście Mark otrzymywał łomot przez większość walki. Dostawał potężne ciosy ku uciesze Podboja, który wyżywał się na nim fizycznie i psychicznie. Viltrumita budził grozę, bo nie był zainteresowany budowaniem utopii (jak Anissa), lecz czerpaniem przyjemności z walki i, nomen omen, podboju Ziemi. Chyba najbardziej w tym wszystkim przerażała bezradność Invincible’a, pomimo że potrafił wyprowadzić kilka kontrataków, wynikających raczej z lekceważącego podejścia złoczyńcy. Krew się lała, kości łamały, a wieżowce ulegały destrukcji. Nawet pojawiło się nawiązanie do walki z Omni-Manem i porażającej sceny w metrze, która tutaj była równie makabryczna.
Poziom animacji był trochę nierówny podczas tego starcia. Większość ujęć wyglądała kapitalnie, a nawet kinowo. Dynamika obrazu była wzorowa. Wiele paneli z komiksu znalazło swoje odzwierciedlenie 1:1 w tym odcinku – np. zniszczenie sztucznej ręki Podboja, które prezentowało się świetnie. Można było dostrzec też kilka niedociągnięć w kresce, które na szczęście nie powodowały większych zgrzytów. Za dużo się działo na ekranie, aby przyczepiać się do takich drobnostek.

Obrazowa przemoc dostarczała emocji również dlatego, że doświadczyli jej Atom Eve i Oliver. Chłopak chciał pomóc, ale był za słaby – aż bolało od patrzenia, jak Viltrumita próbował go rozerwać (i jeszcze się tym napawał). Dobrze, że twórcy w odróżnieniu od komiksu pozwolili Eve trochę dłużej powalczyć ze złoczyńcą. Choć starała się, jak mogła, nie miała żadnych szans. Szokowało to, jak Podbój dosłownie ją zmasakrował. Wydawało się, że umrze. Warto pochwalić Stevena Yeuna, który dodał emocji scenie rozpaczy Marka.
Ostatecznie objawiła się prawdziwa potęga Atom Eve, która niespodziewanie nie tylko się uzdrowiła, ale również zaatakowała promieniem Podboja. To dało szansę sponiewieranemu Markowi na pokonanie Viltrumity – oczywiście w najbardziej makabryczny i w pewnym sensie efektowny sposób. W odróżnieniu od poprzednich finałowych walk, jej koniec powodował ulgę i satysfakcję, choć zwycięstwo kosztowało mnóstwo wysiłku i bólu. Tradycyjnie – jak to w Niezwyciężonym – nawet jeśli z kogoś zostaje miazga, to nie znaczy, że zginął. Cecil „zaopiekował się” więc rannym Viltrumitą. Dobrze, że nie umarł. Może ten wyrazisty i szalony złoczyńca jeszcze kiedyś powróci do historii. Może czeka nas kolejny epicki rewanż?
To jeszcze nie był koniec silnych emocji w tym odcinku, ponieważ duże wzruszenie wywoływał pogrzeb Rexa. Jego przyjaciele bardzo przeżywali tę stratę. Również Eve była zdruzgotana tą śmiercią, choć miała kilka powód, aby być zła na bohatera. Ekscytację walką zastąpił smutek po poległych.
Ten odcinek zdominowało krwawe mordobicie, ale znalazło się kilka momentów, które pogłębiły fabułę i postaci. Atom Eve przeżywała śmierć Rexa, ale również wyjawiła swój sekret o blokadzie, uniemożliwiającej jej ingerencję w żywe tkanki i komórki. Jest tu potencjał na dywagacje moralne, bo potrafiłaby kogoś uzdrowić, ale też przy silnym stresie mogłaby kogoś z łatwością zamordować. Ale to temat na inny czas. Obserwowaliśmy również Debbie, która obwiniała się za to, że popychała syna w stronę superbohaterstwa. Okazało się to znacznie bardziej niebezpiecznym zajęciem, niż się spodziewała. Ta ciekawa perspektywa rodzica wzbudziła pewne emocje. Nawet Podbój pokazał swoje wrażliwsze oblicze. Pod psychopatyczną powłoką tkwi samotny człowiek, którego boli brak akceptacji Viltrumitów. Trudno mu współczuć przez to, co zrobił na Ziemi, ale to potwierdza, że nie jest jednowymiarowym czarnym charakterem. To jest fajne w Niezwyciężonym, że nic w nim nie jest czarno-białe.
Na pożegnanie zaserwowano widzom pewnego rodzaju zapowiedź tego, co nas czeka w kolejnym sezonie. Możemy się spodziewać powrotu kosmicznych kałamarnic, Battle Beasta i Angstroma Levy’ego. Nawet pojawił się Darkblood, o którym można było już zapomnieć. Poza tym Mark zdecydował, że nie będzie się już więcej powstrzymywać w walkach, przyznając rację Oliverowi. To przełomowy zwrot w myśleniu bohatera, więc ciekawi, jakie to przyniesie konsekwencje. Natomiast zastanawia, o co chodzi z tym rozpływającym się ubraniem, które poskładała Eve. Coś niedobrego dzieje się z jej mocą po własnej reanimacji? Więcej dowiemy się w kolejnym sezonie, któremu będzie bardzo trudno przebić niesamowitą 3. serię. Początkowo nic nie zapowiadało takich emocji.
Finałowy odcinek Niezwyciężonego spełnił oczekiwania, pomimo że poprzeczka była postawiona bardzo wysoko. Był niewiarygodnie brutalny, szalony i zaskakujący. Prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Nawet znalazło się miejsce na odrobinkę humoru, gdy złoczyńca ukształtował serduszko z krwi w przestrzeni kosmicznej. Animacja również imponowała, dzięki czemu walka prezentowała się widowiskowo i wciskała w fotel. Pojawiło się kilka zapadających w pamięć paneli z komiksu, które można było podziwiać. Do tego uwzględniono parę ikonicznych kwestii, które wspaniale wybrzmiały w ustach Marka (fantastyczny Steven Yeun) czy Podboja (znakomity Jeffrey Dean Morgan). A najlepsze jest to, że po tylu makabrycznych wydarzeniach można tylko zacytować Viltrumitę, bo chcemy: "Więcej!".
Poznaj recenzenta
Magda Muszyńska



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 54 lat
ur. 1943, kończy 82 lat
ur. 1985, kończy 40 lat
ur. 1970, kończy 55 lat
ur. 1979, kończy 46 lat

