Od góry do dołu - recenzja filmu
Spike Lee serwuje nam swoją wersję klasyka Kurosawy. Czy jest w stanie choć w części odtworzyć klimat tego thrillera? Sprawdzamy.

Producent muzyczny Pan King (Denzel Washington) to guru w swojej branży. Czego się nie dotknie, zamienia w złoto, dlatego każdy młody artysta chce z nim współpracować. Kolejka osób, które próbują mu wcisnąć swoje demo, wydaje się nie mieć końca. Ciśnienie jest na tyle duże, że wykorzystują do tego nawet jego syna. Jak się nie da drzwiami, to trzeba oknem. Każdy sposób jest dobry, by dotrzeć do celu. Jednak życie Kinga wcale nie jest takie różowe. Wytwórnia, której jest współwłaścicielem, przechodzi kryzys. Partnerzy rozważają sprzedaż swoich udziałów większemu graczowi, by przejść na zasłużoną emeryturę z dość pokaźnymi czekami w kieszeniach. Oczywiście King nie jest entuzjastą tego pomysłu i zastawia cały swój dobytek, by spłacić partnerów i uratować autonomię imperium. I gdy wszystko zaczyna układać się po jego myśli, dostaje informację, że jego syn został porwany, a za jego uwolnienie trzeba będzie słono zapłacić. Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że porywacze się pomylili i zamiast jego potomka porwali kolegę, syna szofera (Jeffrey Wright). Nagle King wątpi w słuszność swoich czynów. Rozpoczyna się walka z czasem, z własnymi demonami i z rodziną, która nie popiera wszystkich pomysłów pana domu.
To już drugi raz, gdy reżyser Spike Lee zabiera się za remake azjatyckiego kina, próbuje przenieść go na amerykańskie realia i osadza Josha Brolina w głównej roli. Wcześniej był Oldboy. Efekt był marny, ale nie jakiś tragiczny. Niestety, tego samego nie mogę napisać o nowej wersji Nieba i piekła Kurosawy. Lee, przekładając ten tekst na współczesność, kompletnie zatracił jego ducha. Z ciekawego thrillera zrobił wyprany z emocji dramat, w którym postacie, oprócz Kinga, są jakby wciśnięte na siłę. Nie czuć żadnego konfliktu środowiskowego. Nawet policjanci pojawiający się w domu bohatera, by go wspomóc, są bezbarwni, a jeden z nich staje się wręcz parodią nieustraszonych funkcjonariuszy z kina akcji. I nie wygląda to dobrze. Tekst napisany przez Alana Foxa nie ma duszy. Wszystko w nim zostało uproszczone.
Do tego film Od góry do dołu jest bardzo czysty i hermetyczny. Nowy Jork kompletnie siebie nie przypomina. To miasto praktycznie bez skazy – pozbawione licznych blizn, a przez to też charakteru. Podobnie jest z wnętrzami, w których rozgrywa się dramat. Ociekają one luksusem i pokazują ludzi niebotycznie bogatych. Nawet Sukcesja nie była tak "wychuchana", a przecież też opowiadała o życiu możnych tego świata.
Od góry do dołu to dziwny twór, w którym trudno dopatrzyć się pomysłów Kurosawy. To bardzo leniwy remake. Nie wiadomo, po co i dla kogo powstał. Każdy aktor marnuje się na ekranie – nie wykorzystuje nawet jednej trzeciej swojego talentu. Jeffrey Wright miota się bez celu, udając ból i strach związany z porwaniem syna, ale jest kompletnie niewiarygodny w swojej roli. Denzel Washington gra na autopilocie – nie ma w tym filmie ani jednej sceny z jego udziałem, która by mnie zachwyciła warsztatem aktorskim. Wszystko jest zaledwie poprawne, co dla aktora takiego kalibru jest po prostu niedopuszczalne. To nie jest zarzut wobec artystów, a raczej wobec reżysera i autora scenariusza, którzy nie dostarczyli dobrego materiału do pracy. Żadna postać nie ma potrzebnej głębi. Nie pokazuje nam swojej emocjonalności, przez co nie możemy z nimi złapać kontaktu, zaangażować się w ich problemy ani zacząć im kibicować. Są niezwykle oziębli. Jakby Spike Lee kompletnie nie zrozumiał tekstu Kurosawy, na którym się wzoruje. Reżyser nie pozostawia widzowi niczego do analizy. Jedyne, co potrafi, to poprowadzić go za rączkę. Najlepiej widać to w scenie rozmowy Kinga z żoną gangstera, który odpowiada za porwanie. Kobieta wszystko nam wykłada w jednym krótkim monologu, więc późniejsze spotkanie głównego antagonisty (w tej roli raper A$AP Rocky) jest pozbawione tajemnic.
Niska jakość Od góry do dołu boli mnie z kilku powodów. Film jest sygnowany logiem studia A24, które jak dotąd trzymało wysoki poziom. Główną rolę gra Denzel Washington, którego uważam za jednego z najlepszych żyjących aktorów. A do tego za kamerą stanął Spike Lee, który jak dotąd potrafił wsłuchać się w głos społeczeństwa i opowiedzieć historie naładowane prawdziwymi emocjami. Niestety, to połączenie – wydawałoby się wymarzone – okazało się dla tego filmu katastrofalne.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiRedaktor naczelny naEKRANIE.pl. Dziennikarz filmowy. Publikował między innymi w: Wprost, Rzeczpospolita, Przekrój, Machina, Maxim, PSX Extreme. Fan twórczości Terry’ego Pratchetta. W wolnym czasie, którego za dużo nie mam, gram na PS4, czytam komiksy ze stajni Marvela i DC, a jak nadarzy się okazja to gram w piłkę. Można go znaleźć na:



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1951, kończy 74 lat
ur. 1976, kończy 49 lat
ur. 1974, kończy 51 lat
ur. 1973, kończy 52 lat
ur. 1989, kończy 36 lat

Lekkie TOP 10
