Opowieści z San Francisco: sezon 1 - recenzja
Opowieści z San Francisco to nowy serial Netflixa opowiadający o środowisku LGBT. Jak wypada pierwszy sezon? Oceniam bez spoilerów.
Opowieści z San Francisco to nowy serial Netflixa opowiadający o środowisku LGBT. Jak wypada pierwszy sezon? Oceniam bez spoilerów.
Opowieści z San Francisco to kontynuacja miniserialu pod tym samym tytułem, który z kolei bazuje na powieściach Armisteada Maupina. Akcja rozpoczyna się 20 lat po poprzedniej odsłonie, a w fabułę wkraczamy wraz z Mary Ann Singleton, która powraca do San Francisco na 90. urodziny swojej przyjaciółki i mentorki, Anny Madrigal. Mimo dekad spędzonych poza tym miejscem, powrót staje się dla niej źródłem nowych chęci do życia. Przez kolejne dni spędzone w niezwykłym domu pod adresem 28 Barbary Lane zmieni się życie wszystkich.
Od samego początku czuć, że serial jest kontynuacją istniejącej już historii - wszyscy sprawiają wrażenie, że od dawna się znają, przez co w pierwszym momencie my, widzowie, możemy czuć się jak intruzi. Wraz z Mary Ann wchodzimy do domu przy 28 Barbary Lane, gdzie następuje seria sentymentalnych powitań po długiej nieobecności. Jeżeli jednak nie mieliście okazji obejrzeć pierwowzoru z lat 90., nic straconego - wystarczy tylko kilka chwil by pojąć, kto jest kim i jakie łączą go relacje z resztą. Spotkanie urodzinowe - na którym swoją drogą jest wielu gości spoza 28 Barbary Lane - staje się świetnym punktem wyjścia do poznania wszystkich postaci. Singleton wita się z każdym po kolei, dzięki czemu i my jako widzowie możemy szybko zbudować sobie w głowie pewien obraz tej rzeczywistości.
Serial bardzo otwarcie pokazuje wątki LGBTQ. Mieszkańcy 28 Barbary Lane są nam zaprezentowani jako niezwykła społeczność osób queer, która od lat wynajmuje pokoje w odciętym od miasta i ukrytym na górce domostwie Anny Madrigal. Po przekroczeniu furtki znajdujemy się w zupełnie innym świecie, w którym - wbrew pozorom i niezależnie od orientacji - bardzo łatwo można się odnaleźć. Wszyscy mieszkańcy są ludźmi ciepłymi, sympatycznymi i zwyczajnie wzbudzają bardzo pozytywne uczucia. Cały serial silnie opiera się na mocnych postaciach i trudno tak naprawdę wskazać jednego głównego bohatera - tutaj wszyscy są siłą napędową kolejnych wydarzeń, a fakt, że tak bardzo się od siebie różnią, tylko dodaje całości barw. Warto wspomnieć, że Netflix zatrudnił do produkcji aktorów autentycznych - osoby homoseksualne czy transpłciowe. Z całą pewnością i ten fakt ma wpływ na to, jak prawdziwie wybrzmiewa ten serial. Tutaj nikt nikogo nie udaje - widać to nie tylko w zamyśle scenariuszowym, ale i w samej grze aktorskiej.
Opowieści z San Francisco ogląda się jednym tchem. Odcinki, choć godzinne, w ogóle się nie dłużą, ponieważ tutaj zawsze coś się dzieje. Jeżeli wątek nie skupia się akurat na samej Annie Madrigal i jej niezwykłym domu, przechodzi na kolejnych bohaterów, ich rozterki życiowe i problemy, przez co robi się bardzo ciekawie. Moimi faworytami są Michael (świetny Murray Bartlett), Brian (Paul Gross) i Shawna (Elliot Page) - to właśnie ich wątki śledziłam z największym zainteresowaniem, ponieważ postaci te są zwyczajnie autentyczne, takie, z którymi chciałoby się zaprzyjaźnić. Nieco inaczej wypada sama Mary Ann Singleton (Laura Linney), która jest tak stereotypowo irytująca, jak to tylko możliwe. Niemniej jednak i do niej można się z biegiem czasu przekonać - Linney wykonuje dobrą robotę w kreowaniu swojej postaci. Na piątkę spisuje się także Olympia Dukakis, która wciela się w pełną klasy Annę Madrigal. Jej postać jednak momentami wydaje się nieco przesadzona, ponieważ sypie wzniosłymi zdaniami i metaforami jak z rękawa - czasem wygląda to aż komicznie, a już na pewno nie naturalnie.
Mimo pozytywów, mam jednak pewne zastrzeżenia wobec produkcji, a tyczą się one stricte scen erotycznych, których notabene jest tu aż do przesady dużo. Rozumiem, że serial ma na celu pokazać społeczność queer we wszystkich aspektach życia i jest jednocześnie próbą "oswojenia" tego tematu tabu, jednak czasem miałam wrażenie, że jest to aż zbyt nachalne. Nie ma odcinka, w którym nie obserwowalibyśmy, co się dzieje w łóżkach bohaterów, czy kto z kim i w jakiej pozycji uprawia seks. Jest tego zwyczajnie za dużo i momentami może to budzić wrażenie odwrotne do zamierzonego - ja często miałam dość, bo część obyczajowa serialu jest nieporównywalnie lepsza od tej łóżkowej, której eksponowanie uważam za niepotrzebne (a przynajmniej nie w takich ilościach).
Słabo wypada także wątek z głównym zagrożeniem, jakie pojawia się jeszcze w pierwszej części sezonu. Wówczas obok wątków obyczajowych zaczyna funkcjonować całe osobne tło, w którym bohaterowie muszą zmierzyć się z tajemniczym szantażystą i perspektywą utraty Barbary Lane (robi się nawet detektywistycznie). Początkowo patrzy się na to ciekawie - Mary Ann Singleton i Shawna próbują rozwikłać zagadkę, plącząc się jednocześnie w serię niefortunnych wydarzeń, co samo w sobie jest wciągające. Sam wątek kończy się jednak zbyt naiwnie i cukierkowo, od razu przywodząc na myśl kreskówkę Scooby-Doo - oto wielki złoczyńca zostaje ujęty, a przyjaciele po raz kolejny mogą triumfować. Sam antagonista także mnie do siebie nie przekonuje. Na tej płaszczyźnie widać, że twórcom zabrakło pomysłu na motywacje tej postaci i dla mnie na jej wątek można jedynie przymknąć oko - ani to wiarygodne, ani nawet wciągające, trochę taki dramatyzm na siłę. Nadzwyczaj słabo wypada też finałowy moment ujęcia sprawcy - nie wiadomo z jakich przyczyn uczyniono to sceną niemalże kabaretową, która zupełnie nie pasuje do tego serialu.
Opowieści z San Francisco to bardzo przyjemny, ciepły serial o jednej wielkiej i kochającej się rodzinie. A jak to w rodzinie bywa, mamy tu wzloty, upadki, miłostki i kryzysy, na które patrzy się z dużym zainteresowaniem i przyjemnością. Wszystkie historie bohaterów w pełni angażują i są przepełnione autentycznymi emocjami - można się pośmiać, wzruszyć, a nawet zapłakać. Twórcy sprawili, że bardzo szybko jesteśmy w stanie przyzwyczaić się do bohaterów, kibicować im i zwyczajnie ich polubić, co jest ogromnym atutem produkcji. Ode mnie serial otrzymuje ocenę 7/10 - może i są kwestie, do których można się przyczepić, jednak całość koniec końców pozostawia po sobie pozytywne wrażenie. Jeśli chcecie dać się oczarować i jesteście otwarci na tematykę LGBT, zachęcam - czeka Was sympatyczny seans.
Źródło: zdjęcie główne: Netflix
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat