Orville: sezon 1, odcinek 11 – recenzja
Orville czasem jest serialem niezwykle banalnie podchodzącym do rozwoju bohaterów. Trudno jednak odmówić temu przyjemnej wartości rozrywkowej.
Orville czasem jest serialem niezwykle banalnie podchodzącym do rozwoju bohaterów. Trudno jednak odmówić temu przyjemnej wartości rozrywkowej.
Nie podoba mi się, jak Seth MacFarlane banalnie podchodzi do rozwoju bohaterów. Pokazał to już w poprzednim odcinku w sztampowym wątku z Alarą, tak jest i w tym z Edem i Johnem. Jest to przede wszystkim sposób mało ciekawy, prosty i nie dający szansy zrobić to z odpowiednio mocnym emocjonalnym uderzeniem. Jest to sposób jak z kreskówki, gdzie bohater podczas przygody dojrzewa i staje się kimś lepszym. Pełno w tym uproszczeń i banałów. To samo jest w tym odcinku w związku z Edem i Johnem. Niby wszystko poprawnie, ale prostota nie dodaje kolorytu temu serialowi. Można odnieść wrażenie, że to po prostu pójście na łatwiznę, które nie nadaje tym przemianom wiarygodności.
Nie przeczę jednak, że próba zmiany Johna w kogoś lepszego, jest strzałem w dziesiątkę. Ta postać do tej pory wydawała najsłabsza, często irytująca lub zwyczajnie głupia. Wprowadzenie twistu w postaci błyskotliwej inteligencji jest zaskoczeniem tak wielkim, że można to kupić od razu. Twórcy rzeczowo i spokojnie rozwijają ten wątek, pozwalać uwierzyć w coś tak bardzo nieprawdopodobnego. Szkoda tylko, że czasem jednak nie czuć tego geniuszu, o którym Kelly kilkakrotnie mówi. Tak jakby twórcy bali się podkreślić to mocno i dosadnie. Koniec końców sam wątek wydaje się ważny i nawet odważny. Ot tak zmieniono rolę jednej z istotniejszych postaci serialu, co powinno mieć ciekawy wpływ na dynamikę pomiędzy postaciami.
Twórcy wykazali się pomysłowością w realizacji fabularnego problemu odcinka. Portale przenoszący do świata dwuwymiarowego? Wydaje się to oryginalne i nie przypominam sobie podobnego wątku w serialach science fiction. Ciekawie to wygląda wizualnie, a pomysł na spłaszczanie Orville'a w wymiarze 2D dostarczył odpowiedniej dramaturgii, by bohaterowie stawili czoło przeciwności losu i jakoś wydostali się z tego bez szwanku. Takim sposobem ten wątek ma interesującą atmosferę niebezpieczeństwa i odkrywania czegoś nowego. Zdecydowanie na plus.
Nie brak też humoru wprowadzenie z lepszym wyczuciem czasu. Między innymi związanego z Yaphitem. Z jednej strony kwestia jego kawałka zjedzonego przez kolegę daje kilka solidnych gagów, z drugiej strony mamy też dobre powiązanie z wątkiem Johna. Takim sposobem ta poboczna historia dobrze komponuje się z całością.
The Orville to lekka, niezobowiązująca rozrywka, którą ogląda się przyjemnie. Szkoda, że ten sezon jest tak nierówny, bo od kogoś takiego jak Seth MacFarlane można i trzeba wymagać więcej. Oby wyciągnięto dobre wnioski przy 2. sezonie.
Źródło: zdjęcie główne: Michael Becker/FOX
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat