Orville: sezon 1, odcinek 12 (finał sezonu) – recenzja
Na koniec przygody z 1. sezonem Orville dostajemy niezły odcinek, ale słaby finał sezonu.
Na koniec przygody z 1. sezonem Orville dostajemy niezły odcinek, ale słaby finał sezonu.
Przede wszystkim brawa dla MacFarlane'a za większą odwagę pod koniec sezonu The Orville, gdzie w końcu wątki to nie są ograne schematy, a coś nowego i pomysłowego. Tak też jest w finale, która dotyczy planety z innego uniwersum, gdzie czas płynie zupełnie inaczej, niż w tym, w którym żyją bohaterowie. To pozwala na zabawę konwencją, która wykorzystuje humor do opowiedzenia czegoś ważniejszego i mądrego na temat religii i społecznego rozwoju. Ten motyw w tym odcinku sprawdza się wyśmienicie, bo twórca pokazuje, że może zrobić coś innego, zarazem intrygującego i dającego dobrą rozrywkę.
W fabule nie brak humoru, ale on jest tym razem w tle. Na pierwszy plan wychodzi wątek religii, czyli to, jak Kelly staje się boginią na zacofanej planecie. Twórca porusza ważny temat wiary, przemyśleń egzystencjalnych i społecznych podziałów. Fakt, że Kelly z wyjątkową technologią w tak banalny sposób staje się bóstwem na tej planecie jest może trochę uproszczony, ale w tej konwencji wiarygodny. A wszelkie próby bohaterów, by naprawić szkody, mogą się podobać, bo wzbudzają emocje (szczególnie postać Kelly) oraz są interesujące.
Ta historia jest solidna, ciekawa, niegłupia, ale... jednocześnie jest zwyczajna, z oklepanymi motywami i mało porywająca. Twórca za punkt przełomowy finału sezonu bierze rozwój relacji Eda z Kelly, która kończy się w sposób banalny i sztampowy. Szło to w pozytywną stronę, gdy oboje poszli na randkę, ale gdy Ed zaczął troszczyć się o Kelly w związku z historią odcinka, to się rozpada. Problem w tym, że MacFarlane idzie znowu po linii najmniejszego oporu, opierając się na mdłych i ogranych kliszach fabularnych, które do tego doprowadzają. Nie ma mowy o niespodziance, emocjach czy jakimś sprawnym wprowadzeniu tego wątku. I nie jest to też motyw godny finału sezonu serialu, który aspiruje do bycia czymś więcej niż wtórną produkcją czerpiącą ze Star Treka.
Trochę szkoda, bo choć odcinek należy do udanych, brakuje tutaj emocjonalnego uderzenia, historii, która nadawałaby charakteru i sprawiła, że widzowie z niecierpliwością będą czekać na 2. sezon. W paru momentach sezonu sugerowano większy konflikt z Krillami i byłem przekonany, że czymś takim MacFarlane będzie chciał zakończyć ten sezon. A tak jest zwyczajnie, bo ten odcinek nie pozostawia z niczym poza obojętnością i pustką po nierównym sezonie.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat