Orville: sezon 1, odcinek 7 i 8 – recenzja
Orville miał swoje momenty w tym sezonie, ale kolejne dwa odcinki to ponownie pójścia na łatwiznę. Wtórność tego serialu, przeciętność realizacji oraz kompletnie nie bawiący humor jest poniżej klasy Setha MacFarlane'a.
Orville miał swoje momenty w tym sezonie, ale kolejne dwa odcinki to ponownie pójścia na łatwiznę. Wtórność tego serialu, przeciętność realizacji oraz kompletnie nie bawiący humor jest poniżej klasy Setha MacFarlane'a.
Oba odcinki The Orville pokazują, jak Seth MacFarlane po raz kolejny ściąga pomysły ze Star Treka po linii najmniejszego oporu. Oba odcinki pokazują takowe schematy, w których zmieniono określone szczegóły i dopasowane pod bohaterów tego serialu. Jednak czuć w obu przypadkach, że ten serial po raz kolejny oferuje tylko i wyłącznie wtórność. Ani wątek na planecie przypominającej Ziemię, ani solowe perypetię pani doktor i Isaaca nie oferują ani odrobinę świeżości, ani humoru, ani jakieś własnej tożsamości. MacFarlane za bardzo idzie na łatwiznę, nie starając się rozwinąć tego serialu w ciekawą stronę i odciąć się od Star Treka.
Najgorzej wypada tutaj 7. odcinek, który powiela schemat wykorzystany w Star Trekach, czyli wrzucenie bohaterów w świat przypominający naszą współczesność. Ba, przecież taki schemat był nawet wykorzystywany w jednym z kinowych filmów. Efekt tego taki, że twórca za bardzo czerpie z tego, co zostało już stworzone, a nic nie dodaje od siebie. Wątek prowadzony jest banalnie, przewidywalnie i wszelkie jego aspekty są powielaniem mdłych klisz.
Nie przeczę, że pomysł na społeczeństwo oparte na absolutnej demokracji jest niezły. Mądre spojrzenie na to, co byłoby, gdyby taki Facebook był naszą realną codziennością, gdzie lubię to lub nie lubię tego ma realny wpływ na życie człowieka. I to w simie jest jedyny aspekt 7. odcinka, który sprawdza się, bo MacFarlane stara się opowiadać coś ważnego i niegłupiego. Kłopot w tym, że poza wtórną formą, nie jest w stanie nacechować historii własnym stylem i specyficznym humorem. Jest to człowiek, którego soczyste poczucie humoru po prostu uwielbiam, a on w 7. odcinku dalej oferuje żenujące, mdłe i nudne próby rozśmieszania. Jest tego niewiele,, a jak już mało co trafia w punkt. A to sprawia, że Orville nie ma swojej najważniejszej zalety odseparowującej go od Star Treka i innych seriali. Wiemy już doskonale, że ten serial nie jest parodią, ale humor miał być jego częścią, a praktycznie nic tutaj w tym aspekcie nie działa. Problem wynika z oparcia historii na Johnie LaMarze, którego oglądanie przyprawia o ból głowy. Najbardziej irytująca i nieśmieszna postać tego serialu.
Ocinek 8. jest na pewno lepszy, ciekawszy i ma jakieś emocje. Humoru w nim praktycznie nie ma żadnego, co nadal uważam za wadę, bo on ma nadawać własnej tożsamości temu serialowi. A to, że MacFarlane wszystko traktuje tak śmiertelnie poważnie wpływa bardzo negatywnie na jakość, bo jednocześnie to wszystko nie ogląda się tak dobrze, jak dostajemy fabularną przeciętność. Bo jak inaczej nazwać oczywistości 8. odcinka? Wyprawa doktor Claire z dziećmi i Isaacem jest przede wszystkim pretensjonalna. Nie czuć ani klimatu, ani zagrożenia życia, a dwójka dzieciaków swoim stereotypowym i przerysowanym zachowaniem jedynie irytuje. Koniec końców historia daje nam odznaczenie na liście formalności: dzieciaki nauczą się słuchać matki, pani doktor dojrzeje i zostanie zbudowana relacja z Isaacem. Banały, banały i jeszcze raz banały, które nie pozwalają potraktować tego na serio i poczuć tej historii.
Nie mogę powiedzieć, że te odcinki źle się ogląda, bo jednak obie stanowią lekką, niezobowiązującą rozrywkę. Zwłaszcza 8. odcinek, który przez formę historii pozwala lepiej poznać tę dwójkę postaci. I ten aspekt jest zrobiony należycie i efektywnie. Problem w tym, że to wszystko przestaje mieć znaczenie. Orville ogląda się jak przeciętny film kinowy na nudny wieczór: niby ok, ale nic z nami nie pozostaje. Wszystko cały czas sprawia wrażenie przeciętnych odcinków Star Treka, a niektóre przecież już wychodziły ponad tę kliszę (np. ten z Krillami).
Trudno traktować Orville na serio po 8 odcinkach, gdy ten serial tak mocno opiera się na emocjach do tego uniwersum, a nie oferuje nic własnego. Za bardzo jest to tworzone po linii najmniejszego oporu, bezpiecznie i bez ryzyka. Co jak co, ale Star Treki przeważnie poruszały odważne tematy i śmiało dążył tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek. Orville sprawia wrażenie pasażera na gapę, który sam nie wie, czym chce być.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat